Nasze wakacje w Beskidzie Śląskim. Co robiliśmy? Co polecamy? Konkrety i dużo zdjęć.
Moje dziewczyny i nie tylko!
Mam dzisiaj wreszcie dla was długi wpis z dużą ilością zdjęć z naszych wakacji w Beskidzie Śląskim. Może na początek zaznaczę wam, czego możecie się spodziewać w tym wpisie: będą konkrety – gdzie byliśmy, co polecamy, jakie są ceny. Nie liczcie jednak na spis wszystkich atrakcji z tego regionu. Po pierwsze, nie lubimy biegać z wywieszonym językiem odliczając kolejne punkty na liście do zobaczenia. Raczej wolimy usiąść sobie w kawiarnianym ogródku, pić kawkę i patrzeć na córki bujające się na huśtawkach. Po drugie, byliśmy z dziadkami. A to wiąże się z tym, że każdy ma ochotę na coś innego, ale jakoś musimy to pogodzić. Moja mama nie lubi podróżować, ale lubi różne miejsca z historycznymi ciekawostkami. Mój tata lubi naturę, saunę i chce, żeby mama była zadowolona. Maja do szczęścia potrzebuje placu zabaw i lodów. Dzidzi wystarczy mama, mama lubi wędrować i dobrze zjeść. Edwin nie sprawia za dużo kłopotu. Byleby mógł wieczorem iść do sauny. Zorganizowanie dnia dla takiej ekipy, nie było prostym zadaniem.
Beskid Śląski
Muszę przyznać, że ten region mnie zachwycił i na pewno zamierzamy tam wrócić. Nie tak jest przeładowany turystycznie jak Zakopane, a do tego mamy świetną trasę: 2,5 godzinki i jesteśmy w Ustroniu. A tu na pewno będziecie mieli co robić!
My zatrzymaliśmy się w Hotelu Wilga, do którego mam mocno mieszane odczucia. Przede wszystkim przez rozbieżność oferty z Travelist, a stanem faktycznym. Stan pokoi to wczesne lata 90 i nie chodzi nawet o wystrój, ale zwyczajny brak remontu. Podobnie z sauną – zdjęcie w ofercie chyba z jakiegoś stocka wzięli, bo w rzeczywistości wygląda to zupełnie inaczej. Na plus muszę zaliczyć widok z okna na Wielką Czantorię oraz codzienne wieczorki taneczne/dansingi – można było się wyszaleć przy Despacito. Dziewczyny były bardzo zadowolone z sali zabaw. Widziałam lepsze, ale stolik do Lego oraz basenik z piłeczkami, skutecznie zajmował nasze córki. W przypadku Leosi zwłaszcza te kulki! Jedzenie było…przeciętne. Podobał mi się pomysł z tematycznymi posiłkami: dziś jemy na zielono np. krem z cukinii i makaron ze szpinakiem, jutro na czerwono. Jednak biorąc pod uwagę całość oraz stosunek jakości do ceny, to nie jest hotel, któremu przyznalibyśmy naszą rekomendację. Jeśli więc macie jakieś sprawdzone noclegi w okolicach Ustronia – piszcie śmiało!
Jak widzicie po zdjęciach, Ustroń oferuje nam typowe turystyczne rozrywki – można iść na gofra, można poskakać w dmuchanym zamku, można kupić pamiątki prosto z fabryki w Chinach. Jednocześnie można się wybrać na wieczorny spacer wzdłuż Wisły i jest naprawdę cudownie!
Wielka Czantoria – ile kosztuje wjazd? Czy można z dziećmi?
Trochę bałam się skorzystać z kolei linowej Czantorii, ponieważ nigdy wcześniej nie byłam na takim wyciągu, a tu jeszcze z dzieckiem, ale postanowiliśmy spróbować. Wyczytałam, że takie maluszki jak Leosia należy przewozić w nosidełko (u nas w chuście) i takie rozwiązanie się u nas sprawdziło. Miałam dzidzię cały czas przywiązaną do siebie i bezpieczną. Jeśli chodzi o ceny to za wjazd góra-dół płacimy 22 zł. Bilet ulgowy kosztuje 17 zł. Oczywiście można skorzystać z opcji „tylko wjeżdżam”, „tylko zjeżdżam”, ale po pierwsze sama przejażdżka koleją jest dużą atrakcją, po drugie szczyt Czantorii jest dość popularny i raczej radzę wam zostawić sobie siły na wspinaczkę na inną górę 🙂
Wyskakujemy na Polanie Stokłosica i stamtąd ruszamy na szczyt Wielkiej Czantorii. Niby ma nam to zająć pół godziny, ale chyba jesteśmy wyjątkowo słabi kondycyjnie , bo zajmuje nam to więcej czasu. Na szczycie jest wieża widokowa, na którą możecie wejść za 6 zł (polecamy!), można też kupić pamiątki, coś do jedzenia, czeskie piwo…To ostatnie smakuje rewelacyjnie, bo wejściu na szczyt. Wzięliśmy z rodzicami jedno na naszą trójkę. W końcu niosę dziecko! Ale te dwa łyczki na spróbowanie były pyszne!
Jeśli chodzi o Ustroń, to rodziny z dziećmi koniecznie muszą się wybrać na Równicę. Spokojnie da się tam podjechać samochodem, a zjazdy na sankach w Górskim Parku Równica mogą okazać się najlepszą atrakcją całego wyjazdu. Przynajmniej tak było dla Mai. Nie robiłam zdjęć w tym miejscu (Edwin z Mają co chwila zjeżdżali, a ja pilnowałam Leosi), ale jeśli nie macie kijka w tyłku, „bo nie dam dzieciakom na takie popularne rozrywki wejść”, to koniecznie tam zajrzyjcie. Cena pojedynczego zjazdu to 10 zł. Od razu kupcie więcej, bo na pewno skorzystacie a powyżej zakupu dwóch biletów płacimy 8 zł za przejazd.
Cieszyn
Pogodę mieliśmy bardzo zmienną i pewnego pochmurnego ranka postanowiliśmy się wybrać na kawę do Cieszyna. Nie skupialiśmy się na jakiś konkretnych zabytkach: po prostu spacer po Rynku i pyszna kawa. A potem przejście przez granicę 🙂
Wisła i Jezioro Czerniańskie
Miałam ambitny plan na zdobycie Baraniej Góry, ale…patrz akapit pierwszy. Mam nadzieję, że uda mi się zdobyć ten szczyt następnym razem. Zwłaszcza, że bardzo bym chciała jechać gdzieś z Edwinem tylko we dwoje. Tymczasem nasz ostatni wypad do Wisły zakończył się przy Zamku Prezydenta. Zaparkowaliśmy samochód i co mogliśmy zrobić? Poszliśmy na kawę. Kawa kawą, ale widok jaki mieliśmy z Zamku Dolnego natychmiast poprawił mi humor, zepsuty nieudaną wyprawą na Baranią Górę.
Po kawie postanowiliśmy przejść się nad Zaporę na Jeziorze Czerniańskim. I było pięknie!
Biorąc pod uwagę, że spędziliśmy w tych okolicach niecałe 5 dni i to na dodatek z bardzo wymagającym roczniakiem (o tym jutro), to i tak cieszę się, że udało nam się aż tyle zobaczyć.