Słówko na piątek #3: coraz bliżej święta!
Coraz lepiej nam idzie wypełnianie świątecznych tradycji. Na przykład ostatni tydzień: byliśmy zajęci, zapracowani, zawaleni zapierdolem – zwał, jak zwał. Chociaż muszę przyznać, że tematy świąteczne stanowiły najmniejsze wyzwanie. Ot, skoczyć na dodatkowe zakupy by nabyć mandarynki na wigilię klasową czy też przygotować stół na świąteczne spotkanie firmowe. Pominę tu awarię kolejnej maszyny, zaspane poranki i kilka emocjonalnych awantur i lecim z tym, co dobre, miłe i przyjemnie będzie po latach wspominać.
Przedświąteczne weekendy
Pisałam ostatnio na Instagamie, że w świętach największą radość daje mi oczekiwanie oraz powolne, rodzinne weekendy. W zeszłą niedzielę wybraliśmy się na lodowisko – nie zrobiliśmy żadnego sensownego zdjęcia zbyt skupieni na tym, by nie wyłożyć się na lodzie. Całe szczęście, że dostępne były pomocnicze misie i pingwinki, bo Leosia po raz pierwszy stanęła na lodzie i pewnie bez nich szybko bym uciekła z młodą do auta. Perspektywa hipotetycznych rodzicielskich wyzwań skutecznie odstraszała nas od lodowiska rok temu, a teraz dzieciaki musiały poświęcić sporo czasu by namówić nas na wyjście. Muszę jednak przyznać, że córki miały rację. Miło było sobie przypomnieć frajdę, jaką daje jazda na łyżwach. Nawet jeśli w moich przypadku jest to frajda na poziomie bardzo podstawowym.
Po ostatnim nagraniu rozmowy, skoczyliśmy z naszą starszą córką na sezonową kawę. Rozmowa jest już dostępna na YouTube: Elwira bardzo chciała być wykluczona z organizacji świadków Jehowy, jednak wciąż w środku czuła, że ta grupa ma rację. W języku odstępców taką osobę określa się jako POMI (skrót od fizycznie poza, mentalnie w organizacji. Rozmowę znajdziecie tu.
Chłopak na święta, sezon 2
Męczę ostatnio różne świąteczne produkcje. Męczę, bo z jednej strony chętnie uciekam w te ckliwe klimaty, ale z drugiej strony zbyt często film lub serial nie spełnia podstawowego założenia: nie potrafi utrzymać mojej uwagi. Norweski serial „Chłopak na święta” potrafił i w tym roku nadrobiłam drugi sezon. Lubię produkcje, które przedstawiają mi coś innego niż mielone do znudzenia filmy z Hollywood. I tu to dostaję, bo poza pokazaniem pewnych norweskich zwyczajów wigilijnych, mamy też garść ciekawych, dających się lubić bohaterów, którzy bywają od czasu do czasu pogubieni życiowo.
W pierwszym sezonie główna bohaterka Johanne ma dość ciągłych pytań rodziny o swoje życie uczuciowe i presji związanej z tym by przyprowadzić kogoś na rodzinną wigilię. Postanawia więc znaleźć na szybko kogoś, kto mógłby jej towarzyszyć w tym dniu. Akcja drugiego sezonu dzieje się rok później, a Johanne, najbardziej nieogarniętą z trójki rodzeństwa, czeka wyprawienie pierwszej w życiu wigilii.
W te krótkie, szare dni czerpię jakiś rodzaj pociechy z przedświątcznej krzątaniny i już przebieram nóżkami na myśl o spokojnym pichceniu, które czeka na mnie w nadchodzącym tygodniu. Cokolwiek wam przynosi pociechę – tego wam życzę!