Happy Wednesday! #7

Zeszła środa była tak męcząca, że po powrocie do domu z premedytacją olałam Happy Wednedsay! Za to dziś wracam z nową energią <wyjątkowo dziś nie pada, jeszcze> i przypominam: wy też możecie łapać szczęśliwe chwile! Piszcie o nich w komentarzach albo na własnych blogach, jeśli takie prowadzicie.
Udało mi się zrealizować jeden z moich grudniowych celów i upiekłam pyszne, pachnące cynamonem bułeczki drożdżowe. Cynamon to zdecydowanie zapach grudnia i zimy! KoCórka i Big Muffin pochłonęli moje bułeczki w mgnieniu oka. Ja korzystałam z angielskiego przepisu, którego nie chce mi się tłumaczyć więc wam polecam jak zawsze niezawodne Moje Wypieki.
Naprawiliśmy obiektyw w aparacie. Innymi słowy: wreszcie zaczną się pojawiać normalne zdjęcia na blogu! I może nie tylko zdjęcia, bo nasz Nikon całkiem nieźle sprawdza się w roli kamery – intensywnie myślę nad vlogowaniem. Pierwsze próby już za nami, potrzeba mi jeszcze odwagi do kliknięcia „opublikuj”.
Wciąż narzekam na brak zimy więc dziś cieszę się z tego jednego, jedynego dnia, w którym mieliśmy troszkę śniegu – zdjęcie znajdziecie na samej górze.
Prysznice umila mi cudownie pachnący cytrusami żel od Le Petit Marseillais < nie będę narzekać na skład, nie będę pisała, że ma SLS, przecież tak ładnie pachnie>.
Pogodziłam się z pilatesem. W poniedziałek zaliczyłam dwa zestawy – trwało to może łącznie 15 minut ale zdycham do dziś. Mimo to czuję, że moje ciało nabrało nowej energii <tylko nie każcie mi wchodzić po schodach, proszę!>. Ha, śmiejecie się, że 15 minut to nic, co? To spróbujcie poćwiczyć z Cassey i zobaczymy, czy wasze mięśnie nie staną w płomieniach.
Cardio na rozgrzewkę:
I coś konkretniejszego na brzuch: