Sielankowe dzieciństwo bez technologii? Bzdura!

Published by Sara on

Co jakiś czas przez Internet przetacza się pewnego rodzaju viral. Zazwyczaj zaczyna się za granicą, aż w końcu ląduje w kilku polskich portalach. Wygląda to mniej więcej tak: „Dzieci spędzają sielankowe wakacje na wsi, a matka robi im niesamowite zdjęcia.” Pewnie spotkaliście się z czymś podobnym, bo ja sama w ciągu ostatnich kilku miesięcy natrafiłam na kilku różnych fotografów mającymi podobny pomysł na życie.

Nie mam nic do samej akcji, a same fotografie uważam za piękne. Ba! Sama chciałabym osiągnąć taki poziom w fotografii. Inną sprawą są ludzie komentujący wspomniane virale i czytając je załącza mi się przekora. Aż mam ochotę wycedzić: B-Z-D-U-R-A. Zaobserwowałam dwa typy komentatorów.

Typ 1: Technologia to zło!

Opustoszałe place zabaw, otyłość wśród najmłodszych i pokolenie no-lifów – wszystko to wina wynalazków i postępu technologicznego! Kiedyś ludzie żyli bez tego i byli szczęśliwi. A tak, dadzą temu dziecko tableta i mają takie nieprzystosowane dzieci. Pisałam już o tym kilka miesięcy wcześniej w tekście Rodzicu! Nie zwalaj winy na technologię!. Po ostatnich wydarzeniach w naszym życiu mogę tylko podtrzymać swoją opinię.

Może wiecie, że dopiero 4 dni temu skończyła nam się przymusowa miesięczna kwarantanna. Maja złapała ospę, która uniemożliwiła jej wychodzenie przez bite dwa tygodnie. Do tego doszła noga w gipsie – i nawet kiedy córka przestała zarażać, mogłyśmy wychodzić z domu bardzo rzadko. Zaawansowana ciąża i różne dolegliwości raczej nie sprzyjają przenoszeniu z miejsca na miejsce dwudziestu kilogramów.

Siedzenie w domu łatwe nie jest. Były książeczki i kolorowanki, kredki i farby, a nawet wycinanki. Układałyśmy puzzle i urządzałyśmy przyjęcia herbatkowe. Bądźmy jednak szczerzy. Młoda obejrzała przez ten miesiąc o wiele więcej bajek niż zazwyczaj. Gdy już musiałam się położyć, Netflix ratował mi życie. Zastanawiałam się, jak to się odbije na córce. W końcu cztery tygodnie to spory okres czasu…

Tymczasem ona codziennie pytała, kiedy zdejmą gips i będzie mogła wyjść na plac zabaw. Gdy tylko wyszła w ostatni piątek ze szpitala, pierwsze co zrobiliśmy to zaliczyliśmy długi spacer po osiedlu. W sobotę przez dwie godziny szalała na placu, a potem pojechała na basen. W niedzielę poszłyśmy na spacer po lesie, a jedynym kontaktem z technologią było kilka minut Epoki Lodowcowej przed obiadem u babci i wieczorny seans bajkowy z tatą przed spaniem.

Obserwując ją, zrozumiałam pewną rzecz: jeśli tylko zapewnisz dziecku alternatywę w postaci ruchu lub innych zajęć, naprawdę mało które dziecko będzie wolało spędzać dnie wpatrzone w ekran smartfona. Oczywiście, istnieją wyjątki. Może starsze dziecko ucieka w alternatywny świat, bo nie może sobie poradzić z pewnymi problemami? A może jest już po prostu za późno? Taki piętnastolatek siedzący godzinami w ciemnym pokoju, nie zamknął się sam przed ekranem komputera.

Typ 2: Kiedyś było lepiej

Komentujący nr 2 chętnie opisują swoje cudowne dzieciństwo spędzone na trzepaku, gdy to całymi dniami biegało się na zewnątrz. Dzisiejsze dzieci są inne, gorsze. Tylko komputery im w głowie. Oj, źle jest, źle jest.

Fakt, czasy się zmieniły. Cofnijmy się w czasie o 20 lat: mam właśnie 5 lat i od rana do wieczora zdzieram kolana na drzewach, jeżdżę na rowerze i gram w piłkę z dziećmi sąsiadów. Do domu wracam na posiłki. W późnej podstawówce wracam sama do domu ze szkoły przez całe miasto (przejazd komunikacją miejską, przejście przez bardzo ruchliwą drogę, spacer przez las). Wielokrotnie towarzyszy mi mój młodszy brat.

A dziś? Boję się zostawić córkę samą na 5 minut w samochodzie, żeby głupi parkomat opłacić. Gdy widzę dzieci niewiele starsze od niej i bawiące się bez opieki przy ruchliwej ulicy, nie mogę wyjść…sama nie wiem z czego…zdumienia? Czy może podziwu dla ich samodzielności? Tylko, że samodzielność nie pomoże w walce z pedofilami lub handlarzami żywym towarem. Zaledwie jakiś czas temu dowiedziałam się, że w małej mieścinie blisko nas, porywano kobiety. W biały dzień,  wśród ludzi – gdy szły przymierzyć ubranie targowisku.

Dzisiejsi rodzice mają okropny zgryz i wiele do przemyślenia. Kiedy pozwolić dziecku na wracanie samemu do domu? Jak w ten mały, niewinny umysł włożyć wiedzę o grożących niebezpieczeństwach? Olać sprawę i dać luz? Jakoś nie mogę się do tego przekonać.

A jak zmiana warunków na świecie łączy się z technologią? Kiedyś matka warknęłaby na syna: weź na rower idź, a nie tylko na komputerze siedzisz. Teraz rodzic musi się bardziej wykazać – nie mam własnego ogródka, więc jeśli chcę, żeby moje dziecko spędziło czas aktywnie muszę wyjść z nią. Nie będę biegała i trzymała ją za rączkę przy każdej huśtawce. Raczej usiądę na tej najbardziej oddalonej ławce, z której łapię wifi z domu, i co jakiś czas kontrolnie spojrzę, gdzie to moje dziecię biega. Inaczej jest, gdy spędzamy czas u babci czy u moich rodziców: zamknięta przestrzeń pozwala mi wyluzować i nie zamartwiam się, że jakiś zboczeniec zagada do mojego bawiącego się dziecka.

Czasy się zmieniły na gorsze i siłą rzeczy rodzicielstwo wymaga więcej wysiłku.

Nie pozwalam na beztroskie dzieciństwo!

Co?!? Jak to nie pozwalam? A wiecie, nie wciskam jej kitu, że siostrę przyniesie jej bocian. Gdy w filmie ktoś umiera, tłumaczę co się dzieje. Rozmawiamy z nią o wszystkim i próbujemy w odpowiedni sposób tłumaczyć dziejące się zjawiska i sytuacje. W pełni zrozumiem jednak jeśli postanowicie utrzymywać swoje dzieci w oparach pewnej tajemnicy np. wspomnianego bociana. Nie moja sprawa w końcu.

Czasem jednak trzeba uchylić ten klosz sielankowego dzieciństwa. Chociażby ze względu na bezpieczeństwo dziecka. Nie da się przewidzieć każdej sytuacji, nie zawsze rodzic będzie stał na straży. Niełatwo uświadomić przedszkolakowi, że są na świecie źli ludzie. Chyba jednak lepiej, żeby dziecko wiedziało, że ktoś obcy (albo nawet bliski) nie może dotykać jego narządów intymnych – niż żebyśmy pewnego dnia płakali na policji. Źle się dzieje na świecie, wszystkiego nie przewidzimy, ale jeśli możemy odrobinę poprawić bezpieczeństwo naszych dzieci, to co nas powstrzymuje?

Podsumowanie: wszystko zależy od punktu widzenia

Jak wspomniałam wcześniej: klimatyczne zdjęcia dzieci biegających po sianie bardzo mi się podobają. Znajdziecie je np. tutaj.  Nie wątpię w dobre intencje artysty, ale czy mam pewność, że pewnego deszczowego dnia te same dzieciaki nie grały w „engry berds” na tablecie?

Na głównym zdjęciu widzicie Maję w lesie – tego dnia praktycznie nie miała kontaktu z technologią. Zobaczcie, jaką jestem niesamowitą mamą! Nigdy nie pozwoliłabym sobie na to, by moje dziecko zniżyło się do poziomu zabawiania siebie i odwracania uwagi przez zastosowanie smartfona. O ile nie zrobię jej teraz zdjęcia – bo właśnie ogląda Klinikę dla Pluszaków. I nie uwiecznię też tego momentu, jak siedzimy u znajomych, którzy nie mają dzieci i młoda się strasznie nudzi więc wyciągam elektroniczną kolorowankę. W końcu to jak przedstawię siebie w sieci, to moja sprawa, prawda? 😉

 


Sara

Na co dzień szczęśliwa żona i mama Mai i Lei, które są uczestniczkami wielu wydarzeń z tej strony. Zawodowo spełnia się jako account manager i copywriter. Na swoim blogu uchyla wam rąbka tajemnicy swojego prywatnego życia oraz dzieli się tym co powinno was zainteresować.

Otrzymuj powiadomienia o komentarzach w tym poście
Powiadom o
guest
12 komentarzy
najnowszy
najstarszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
12
0
Przejdź do komentarzy i proszę zostaw swój.x