Maj 2020, podsumowanie miesiąca

Cóż takiego jest w maju, że nawet jak jest źle, to ten miesiąc tchnie pozytywną wibracją i szczęściem. Czy to ten bez nas odurza? Czy to kwitnące kwiaty wypuszczają pyłki, dzięki którym chodzimy troszkę lżej, jakby pląsając?
Co prawda w maju nadal plątaliśmy się w pandemicznej codzienności, martwiąc się o biznes i inne rzeczy, ale zieleń traw i zapach bzu sprawiał, że łatwiej było o tych zmartwieniach zapomnieć. Chociaż na chwilę.
Domek zainspirował mnie do napisania wpisu: Dlaczego nie rzucę wszystkiego i nie kupię chatki do remontu
Majówkę spędziliśmy w aucie. Jeździliśmy wokół Zalewu, przez wioski, lasy i pola.


Dużo też chodziliśmy, szukając piękna i natury w mieście. W zakamarkach, nieskoszonych trawnikach i gdzie tylko się dało. Dla mnie tym jest właśnie robienie zdjęć. Ominięcie wzrokiem wyrzuconych przez osiedlowych żuli butelek po wiśniówce, ale dostrzeżenie kontrastu między zielenią liści a intensywną barwą kwiatów.



Smażone ziemniaczki to świetny pomysł na ciepłą kolację!
W dalszym ciągu robiłam za nauczycielkę na ćwierć etatu – nie narzekam, bo mam trochę ciągoty do nauczania domowego. Zrobiło się łatwiej, gdy Leosia wróciła do przedszkola – mieliśmy wątpliwości, czy powinniśmy ją puścić, ale z perspektywy trzech tygodni widzę, że w naszym przypadku była to dobra decyzja.



A skoro już przy kuchni indyjskiej jesteśmy, to w maju uczyłam się robić domowy ser panir. Bardzo prosty do zrobienia, bardzo delikatny. Raz zjedliśmy go na śniadanie, raz zrobiłam matar paneer.








