Złe rzeczy się zdarzają,nawet jeśli jesteś całkiem spoko.

Published by Sara on

Powoli mija rok odkąd nasze życie przeszło istną rewolucję. Jeśli nie byliście wtedy z nami, to całą historię możecie przeczytać tutaj: Wolność to stan umysłu? Historia mojego życia. W skróciedla nowych i leniwych: razem z mężem od urodzenia byliśmy świadkami Jehowy i zdecydowaliśmy się odejść z tej grupy, co wiązało i wiąże się z ostracyzmem i kryzysem egzystencjonalnym.

Jak się jednak okazuje jest coś w stwierdzeniu, że żałoba trwa rok, bo wraz z upływającym czasem coraz rzadziej wracamy myślami do tematu świadków Jehowy. Prawdopodobnie minione lata nadal będą nam się odbijać czkawką, ale pod wieloma względami jest to już zamknięty temat. Ot, na przykład na spotkaniu z przyjaciółmi mogę stwierdzić, że stukanie się kieliszkami wciąż jest dla mnie nienaturalne, ale jest to raczej ciekawa obserwacja a nie powód do traumy czy długich rozważań, jak to na moje życie wpłynęło wychowanie według zasad Strażnicy.

Niestety, dałam się złapać na bardzo głupie myślenie, którego nie mogłam się pozbyć przez ostatnie kilka miesięcy. Zaraz po moim odejściu z organizacji zauważyłam, że dotychczasowi przyjaciele niemal hurtowo zaczęli usuwać mnie ze znajomych na Facebook’u – no cóż, mieli prawo. Zresztą była to tylko kropka nad „i” związana z ignorowaniem mnie w realnym życiu. Ze zdziwieniem zauważyłam jednak, że wiele z tych osób wciąż ogląda to, co wrzucam do sieci chociaż często były to materiały krytykujące Organizację świadków Jehowy. Zresztą, żyję w dość małym mieście i serio nie potrzeba specjalnych detektywistycznych umiejętności, żeby dowiedzieć się, co się o nas mówi na mieście. Chociażby to, jak to niektórzy nie mogli ogarnąć tego, że mimo mojego „niegodziwstwa” zaangażowałam się w zbiórkę pieniędzy dla chłopaka po wypadku. Jak widać albo jesteś świadkiem Jehowy, albo jesteś przyzwoitym człowiekiem – inaczej się nie da, przynajmniej zdaniem pewnych osób.

Niestety, świadomość bycia obserwowaną przez dawnych znajomych nie przyniosła mi pociechy. Musicie tu zrozumieć pewną mentalność świadków: jeśli przytrafia ci się coś dobrego, to jest to błogosławieństwo od Jehowy. Złe wydarzenia są brakiem tego błogosławieństwa i sygnałem, że widocznie robisz coś źle ze swoim życiem – chociaż jednocześnie uważa się, że Bóg na nikogo nie zsyła nieszczęść.

Wiedziałam więc, że jeśli coś mi w życiu nie wyjdzie lub spotka mnie jakieś nieszczęście, to siłą rzeczy będzie gadane, że widocznie na to zasłużyłam (za te moje grzechy i ubliżanie Organizacji). Miałam takie głupie momenty, że dziwną, sadomasochistyczną przyjemność sprawiało mi myślenie, że poważnie zachorowałam, a świadkowie dookoła mają satysfakcję z tego, że dosięgła mnie kara.

Tylko widzicie, te myśli były pokłosiem lat wpajania mi, że należę do grupy wybranej, która zna „prawdę” i przetrwa nadchodzący koniec świata. Skorygowanie pewnych schematów myślowych, to nie jest zajęcie na jeden wieczór 🙂

Bałam się na przykład, że każdy mój depresyjny moment, zostanie uznany za moją porażkę. Nie docierało do mnie, że przecież jednocześnie w moim życiu działo się pełno dobrych rzeczy, ale mój aktywizm będzie sprawiał, że i tak będą mnie obserwować, gadać o mnie i skupiać się tylko na tych aspektach, które mi nie wychodzą. Nie zauważą, że nauczyłam się sprawnie wychodzić z moich epizodów depresyjnych i nie mam już myśli samobójczych, które towarzyszyły mi przez większość czasu trwania w zborze. Skupią się na tym, że mam właśnie gorszy moment i z góry stwierdzą, że to efekt braku Jehowy w moim życiu. Nie wpłynę na to, co o mnie myślą więc dlaczego się tym przejmowałam?

Musiało minąć trochę czasu zanim zrozumiałam jedną rzecz: im dłużej żyjesz na tym świecie, tym bardziej prawdopodobne, że spotka cię coś złego. Zachorujesz ty lub ktoś z twoich bliskich. Spotka cię wypadek. Ktoś cię oszuka. To nie są przyjemne rzeczy, ale takie jest życie. I chociaż warto skupiać się na pozytywnych aspektach, to ignorowanie lub zaprzeczanie problemom na pewno nie jest rozwiązaniem. Jako ludzie mamy prawo do popełniania błędów, a na wiele, wiele rzeczy po prostu nie mamy wpływu. Nie dajmy się ściągać w dół przez wyobrażanie sobie, co o nas myślą inni. Serio, pewnie w wielu sytuacjach totalnie ich nie obchodzimy 😉

Categories: Lifestyle

Sara

Na co dzień szczęśliwa żona i mama Mai i Lei, które są uczestniczkami wielu wydarzeń z tej strony. Zawodowo spełnia się jako account manager i copywriter. Na swoim blogu uchyla wam rąbka tajemnicy swojego prywatnego życia oraz dzieli się tym co powinno was zainteresować.

Otrzymuj powiadomienia o komentarzach w tym poście
Powiadom o
guest
2 komentarzy
najnowszy
najstarszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
2
0
Przejdź do komentarzy i proszę zostaw swój.x