Wymyślił pan sobie wirusa i przyjechał do szpitala.

Published by Edwin on

Budzę się sporo przed 6. Wiem, że już dzisiaj nie pośpię. Czuje, że serce wali jak szalone. Sprawdzam smartwatcha i widzę, że cały czas grubo ponad 100 uderzeń.  Mierzę temperaturę i widzę po chwili, że nadal ponad 38 stopni. Jest 6 rano, wysyłam wiadomość do cioci: „Jak wstaniesz, to proszę zadzwoń do mnie. Chyba mam COVID”.

Chwilę po tym dzwoni do mnie nieco wystraszona teściowa z teściem i pytają się, czy ja tak na serio z tą wiadomością w nocy, czy może sobie jednak żartuje. Potwierdzam, że jestem poważny. Wydaje mi się że słyszę w ich głosie strach. Grzegorz pyta, czy może lepiej by było jakby nie przychodzili dzisiaj do pracy. Martwię się, bo przecież mamy zaplanowane realizacje reklam, oklejanie witryn, jeszcze nie myślę, co może oznaczać potwierdzenie moich przypuszczeń dla firmy. Nie wiem co dokładnie zrobić, ale Renata mówi, że zadzwoni do cioci i pogadamy.

Jednak tuż po tamtej rozmowie dzwoni telefon. Ciocia B. to taki nasz rodzinny strateg, zazwyczaj wie co zrobić, gdzie się udać, z kim pogadać. Oczywiście nie w każdej sytuacji, ale generalnie to zawsze można na niej polegać. Szczególnie w tej kwestii,  bo z racji swojej pracy jest niejako na pierwszej linii frontu walki z koronawirusem. Słyszę w jej głosie powątpiewanie:

-Co ci jest?

– Myślę, że może być to COVID.

-A jakie masz objawy? – pyta z lekką irytacją

-Mam całą noc gorączkę 38-39 stopni, ucisk w klatce, drapanie w gardle…

-To wcale nie musi być to

-I jeszcze czuję w ustach taki dziwny, chyba metaliczny posmak…

-O cholera…

Słyszę jak jej głos diametralnie się zmienia. Chyba zaczyna wierzyć, że coś może być na rzeczy…

-Wiele osób na to chorych mówi o tym, niedobrze…

-Co zrobić ?

-Najlepiej jedź do Łodzi, do Szpitala Biegańskiego i tam zrobią Ci test bezpłatnie, możesz zrobić prywatnie ale to kosztuje około 500 zł.

-Dobra, zadzwonie do nich najpierw i dam znać.

Wstajemy z Sarą z łóżka i coś do nas dociera. Tak bardzo chcieliśmy uniknąć szpitala, ale wydaje się jednak, że nie da rady  odsunąć od siebie tej wizji.

-Ty zadzwoń do szpitala a ja zrobię śniadanie.

-Ok, nie bardzo mam apetyt ale zjem.

Próbuję znaleźć numer do szpitala, wpisuję na różne sposoby w wyszukiwarkę, ale niestety strona szpitala nie działa, cały czas wyskauje błąd.  W końcu udaje mi się po około 10 minutach znaleźć numer na jakiejś stronie NFZ. Dzwonię i odbiera przesympatyczna pani. Opisuję jaka jest sytuacja i słyszę:

-Proszę przyjechać do szpitala, oddział zakaźny. Portier wyjaśni jak dotrzeć w razie trudności.

Idę wziąć zatem prysznic przed śniadaniem i wyjazdem, bo w nocy bardzo się spociłem i czuję swój zapach. Jest mi ciężko, bo bardzo kręci mi się w głowie. Daję radę i po kąpieli siadam do śniadania. Nie wiem czemu ale tak bardzo nie smakują  mi migdały w tej porannej owsiance. Smakują jak trawa.

Dzieci jeszcze śpią, ma z nimi zostać Sary mama. Mijamy się wejściu i idziemy do samochodu. Dotarcie do samochodu przychodzi mi z trudem bo cały czas czuję gorączkę. Ruszamy w drogę. Do szpitala mamy 45 km. Nasze miasto jest dookoła rozkopane i autostrada do Łodzi jest w remoncie, więc wybieramy alternatywną trasę. Niestety, chyba najgorszą ze wszystkich.

Po drodze jest mi niezwykle słabo, staram się zasnąć. Film urywam mi się co chwilę. Sarusia wiezie mnie do szpitala. Jest straszny korek. Tak mi się przynajmniej wydaje. Wydaje mi się, że minęło już ponad pół godziny a my ledwie wyjechaliśmy z miasta. Bardzo bolą mnie plecy i czuję lekkie nudności. Sara pyta czy ma się zatrzymać. Mówię, żeby jechała, a w duchu się śmieje, że najwyżej otworzę okno. Mamy duże i wygodne w podróżowaniu auto, jest leciwe, ale przyjemnie się nim jeździ. Niestety za fotelem pasażera znajduje się fotelik Leosi RWF i wymusza on żeby fotel pasażera był bardziej przesunięty do przodu. Przeklinam wewnętrznie, że tu się znajduje, bo środkowy fotel w tylnym rzędzie da się przesunąć do tyłu nawet o metr, wiec fotel był kilkanaście centymetrów dalej, gdy stał na środku, ale odkąd zezłomowaliśmy nasz drugi samochód, którego używał w pracy Tymek z Grzegorzem, to czasem reklamy przewozimy w środku naszego vana. Bez problemu po wyjęciu środkowego fotela mieści się reklama 100 cm x 240 cm x 10 cm… Dlaczego ja o tym teraz myślę… Może uda mi się odpiąć ten fotelik i nieco odsunąć fotel, tak bardzo potrzebuje się rozprostować. Próbuję kilka razy, jednak nieskutecznie. Mierzę sobie temperaturę i jest bliska 39°C.  Spoglądam na nawigację. Jeszcze 42 miuty. Znowu stoimy. Spróbuję wytrzymać.

W końcu wpadamy na autostradę i czuję jak Sara wciska pedał gazu i nasza ponad 170 konna bestia przyspiesza. Wiem, że będziemy w końcu szybciej niż pokazuje nawigacja.

Docieramy do szpitala i chwilę zastanawiamy się gdzie zaparkować. Nie wjeżdzamy na teren szpitala. Zostawiamy auto przy drodze na chodniku. Udajemy się do wejścia głównego gdzie portier kieruje nas do odpowiedniego budynku:

-Prosto, do końca a potem w lewo. Wszystko jest oznaczone strzałkami.

Faktycznie, jest. Docieramy po krótkim spacerku do izby przyjęć i dzwonimy domofonem. Do drzwi podchodzi pielęgniarka i pyta jak może pomóc. Cieszę się bo zaczyna się miło. Nie mam siły na kłótnie z kimkolwiek, jestem słaby i potrzebuję pomocy. Mówię jaka jest sytuacja i że dzwoniłem i polecono mi przyjechać do szpitala na izbę przyjęć. Pani poleca zadzwonić na jeden z numerów telefonów na drzwiach i zarejestrować się. Za ścianą słyszę głosy, jak kilka kobiet dochodzi się między sobą, że nikt nie dzwonił, że ona nie będzie odbierać. Przykro mi, że to słyszę. Wolałbym żeby to zostało między nimi. Ale decyduje się i dzwonię. Pani w rejestracji odbiera telefon. Pełen profesjonalizm. Jest bardzo miła i pomocna. Jest mały problem z informacją o moich uprawnieniach do świadczeń, ale po chwili się okazuje, że pani źle usłyszała nazwisko, wszystko się zgadza.  Informują mnie, że mam czekać aż lekarz się ubierze i zawoła do czerwonych drzwi z napisem izolatka.

Mówię, że jest ze mną żona, ona nie ma objawów poza drapaniem w gardle i że ja wczoraj miałem taki objaw, od tego się zaczęło. Chcielibyśmy oboje zrobić wymaz. Pani mówi, że poprosi zatem żonę i ją też zarejestruje.

Czekamy około 20 minut. Mierzę sobie jeszcze temperaturę i jest ciągle 38.3°C. W końcu lekarz woła mnie do gabinetu.Proszę sobie usiąść  – wskazuje mi ręką krzesło – co pana tu sprowadza?

Mam wysoką gorączkę od wczoraj wieczorem 38 – 39 stopni, kłuje mnie w klatce, bardziej uciska. Mam lekkie nudności ale nie wymiotowałem. Mam wysokie tętno bo od wczoraj jest ponad 100 uderzeń na minutę, oraz … to taka moja subiektywna ocena bo nie mam tego z czym porównać, mam dziwny posmak w ustach, taki metaliczny ale może sugeruje się tym co mówią inni, na pewno dziwny

-A na co się pan leczy? – zapytał kładąc ciśnieniomierz na kozetce obok mojego krzesła

-Na nic. Mam hiperurykemię, ale nie biorę na to leków, po prostu nie jem pewnych rzeczyTylko? A ciśnienie, cukrzyca, cholesterol? – pytał dalej mając już bardzo prześmiewczy ton

-No nie leczę się na to.

-Chyba jeszcze – odparł, wymownie sugerując, że moja waga jest za duża.

-Ostatnio zlecono mi badania na w kierunku reumatoidalnego zapalenia stawów, ale jeszcze tych badań nie zdążyłem zrobić

-Ok. Proszę pokazać palce

Bierze moją dłoń i zakłada jakieś urządzenie. Mierzy coś na kilku palcach po kolei. 

-Pana serce wali jak szalone. Tętno 120. Zmierzę temperaturę – mówi i celuje w moje czoło pirometr – 35.7. Nie ma gorączki.

Przez chwile myślę czy mój termometr jest popsuty? Może coś jest nie tak? Ale przecież 10 minut temu mierzyłem temperaturę Sarze i ona miała nieco obniżoną. To nie jest wina termometru myślę.

-Wymyślił sobie pan wirusa i przyjechał do szpitala. A z kim się pan kontaktował przed przyjazdem?

-Z sanepidem.

-No tak, oni zawsze tylko widzą jedno. Nawet do lekarza rodzinnego pan się nie udał?

-Nie, zrobiłem test w aplikacji protego i było tam napisane, że mam przyjechać do szpitala zakaźnego. A do szpitala najpierw zadzwoniłem i polecono mi przyjechać na izbę przyjęć.

-Mi mówili, że nikt nie dzwonił, chyba, że pan na ten numer dzwonił 88…

-Tak, tylko ten numer znalazłem.

-Dla mnie to nie jest koronawirus. Pan ma problemy z sercem. Czy pan wie, że pan zostaje w szpitalu?

-Nie wiem, skąd mam wiedzieć. Myślałem, że po zrobieniu testu, będę mógł oczekiwać w domu na wynik. Tak mi też przekazano telefonicznie, choć pani powiedziała, że lekarz zadecyduje czy będę mógł wrócić.

-Niestety pan nie może jechać do domu. Jak pan się w domu przekręci to kobita pana nie podniesie przy takich rozmiarach. Proszę się przesunąć bliżej kozetki. Zmierzymy ciśnienie.

Cholera. Nie sądziłem, że będę musiał tutaj zostać. Nie za bardzo mam rzeczy do szpitala. Sara coś wrzuciła do plecaka, ale tak na najczarniejszy scenariusz, więc nie pakowała mnie jakoś dokładnie, zresztą spieszyliśmy się dość mocno. Myślę sobie przez chwilę, czy mogę uciec z tego gabinetu i czy coś mi zrobią za to. Waham się przez chwilę i postanawiam jednak zostać. W końcu chcę wiedzieć przede wszystkim czy mam to dziadostwo, bo bardzo boję się o Sarę. Nie zwracam więc uwagi na wskazanie ciśnieniomierza.

-Teraz najmniej przyjemna część. Proszę nie zdejmować maseczki. W trakcie pobierania wymazu z nosa będzie pan odczuwał odruch kaszlu. Kaszlemy w maseczkę.

-Przepraszam, może pan powtórzyć?

-Proszę nie zdejmować maseczki. W trakcie pobierania wymazu z nosa będzie pan odczuwał odruch kaszlu. Kaszlemy w maseczkę.

Obawiam się tego momentu. Wiem, że jest to niemiłe, ale mam świadomość, że może być bardziej lub mniej nieprzyjemne. Nie chcę dyskutować z tym lekarzem i prosić go o cokolwiek. Nie podoba mi się jego podejście do mnie jako pacjenta, jego rutyna i brak zrozumienia. Zsuwa mi maseczkę z nosa i zostawia na ustach, a następnie wprowadza cieniutki biały patyczek o długości około 15 cm  zakończony na końcu gąbeczką, do prawej dziurki w nosie.  Myślę sobie, w tym momencie, o Robercie Lewandowskim i innych piłkarzach Bayernu i żeby ich dopuścili do treningów to musieli przejść te wymazy, więc jak Lewandowski dał radę to i ja dam. Nie wiem dlaczego takie akurat porównanie pojawia się w mojej głowie, tym bardziej, że mój ulubiony klub to BVB. Patyczek dotarł do końca. Łzy zaczynają spływać po moich policzkach.


Otrzymuj powiadomienia o komentarzach w tym poście
Powiadom o
guest
24 komentarzy
najnowszy
najstarszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
24
0
Przejdź do komentarzy i proszę zostaw swój.x