Jak zachorowałem na chorobę, która nie istnieje.

Published by Edwin on

Wpis napisany przez Edwina po tym, jak w poniedziałek rano został przyjęty do szpitala w Łodzi. Wszystko zmierza ku dobremu. Niestety jest bardzo osłabiony i ten wpis stukał dwa dni na telefonie – swoją drogą nie dziwię się mu, bo szpital to takie dziwne uniwersum, w którym pisanie i zmierzenie się ze swoimi uczuciami bywa czasami niezbędne.

Czuje się troszkę zmęczony, ale to bardziej po nocy przespanej na dmuchanym materacu i zbyt krótkim śnie. Dwa dni temu, w piątek samodzielnie dmuchałem duży dwuosobowy materac w kolorze granatowym. Żartowałem sobie wtedy, że mam dobre płuca na covid’a. Trzaskało się te długości na basenie, gdy jeszcze były otwarte.

Wracamy do domu samochodem przez około 230 km. Jest gorąco. Niestety nie działa nam klimatyzacja w samochodzie, bo mechanik nie zdążył jej naprawić przed naszym wyjazdem. Jest ciężko, ale dajemy radę. Trochę zaczyna mnie drapać w gardle. Mówię do Sary, że w taki dziwny sposób. Nic poza tym. Nie myślę nawet przez moment, że to może być wirus.

Do naszego biura wchodzimy z ogromna radością, bo jest tam naprawdę chłodno. Postanawiam poświęcić chwilę na odpoczynek po podróży, by potem udać się oddać głos w wyborach prezydenckich.  Czuję się dobrze. Jestem odrobinę przegrzany. Nic niezwykłego. 

Idę na wybory. Mam blisko, bo około 150-200 m. Zakładam maseczkę, biorę własny długopis i wychodzę. Zawracam jednak do biura i dezynfekuję ręce przed wyjściem. Tak na wszelki wypadek. Przed lokalem proszą mnie bym chwilę zaczekał, aż ktoś wyjdzie. Wchodzę do środka. Nikt nie sprawdza, czy dezynfekuje się ręce. Ja to robię znowu – ot, takie przewrażliwienie, tak na wszelki wypadek.  W lokalu podaję adres, pokazuję dowód, sprawdzają, sprawdzają. Coś się nie zgadza. Ktoś popełnił błąd – jestem pod innym numerem mieszkania – ale jestem. Podpisuję własnym długopisem, odbieram kartę, zaznaczam krzyżyk, wrzucam do urny i zmykam powiedzieć Sarze, że może przyjść głosować bo jesteśmy na liście. A … no i przed wyjściem znowu dezynfekuję ręcę… Chyba nie zaszkodzi…

Jest godzina 17. Trochę drapie mnie w gardle. Może trochę bardziej? Nie jestem pewny. Zaczynam czuć dziwny ucisk w klatce, ale nie jakoś specjalnie duży.  Nie mam gorączki, nic mnie nie boli. Sara wyszła do sklepu na zakupy, a ja siedzę w domu z dziećmi. Wlazły na moje na plecy i skaczą bezlitośnie. Chyba coś mnie już boli. Wraca Sara i robi kolację, a ja z dziewczynkami oglądam bajkę na Netflixie.

Jemy wspólnie kolację, dziewczynki po chwili idą się myć i spać. Jest około 20. Zaczynam czuć dziwne mrowienie w plecach. Myślę, że to stres, bo tak go odczuwam. Nie mam jeszcze gorączki. Troszkę bardziej kłuje mnie w klatce, ale to nie jest takie drobne ukłucie, bardziej taki ucisk na środku klatki nad mostkiem.

Najbliższe dwie godziny spędzam montując wideo. Nagraliśmy w Bieszczadach coś na kształt vloga, więc chcielibyśmy to opublikować w nadchodzącym tygodniu. Wiem, że dużo przy tym pracy i chyba to powoduje ten stres – czyli to mrowienie w plecach poniżej łopatek aż do odcinka lędźwiowego. Zaczynam odczuwać już lekką gorączkę, ale nadal nie myślę o tym, że to może być koronka. Mija trochę czasu. Idę wziąć prysznic. Sara już naszykowała się do spania. Kładę się o 22 do łóżka. Mówię do żony, że bardzo dziwnie się czuje, inaczej niż zawsze. Pierwszy raz myślę, że mogło dopaść mnie to cholerstwo. Sara próbuje mnie pocałować. Wzbraniam się, bo mam wizję, że to może być zabójczy pocałunek. Jednak po chwili ulegam.

Zasypiam dość szybko. W nocy budzi mnie Sara i mówi, że jestem strasznie rozpalony. Daje mi termometr i mierzę temperaturę. Czuję, że jest dość wysoka. Po chwili widzę wskazanie – 38.4°C . Nie jest dobrze. Mam odczucie dziwnego posmaku w ustach. Zaczynam się bać. Moje tętno na wynosi ok. 110 uderzeń na minutę. Niestety nie ustabilizuje się przez kilka godzin i sprawi, że wyląduje w szpitalu. Ale w tym momencie jeszcze tego nie wiem. Nie wiem co robić. Nie myślę skąd to się mogło wziąć i w jaki sposób mogłem się zarazić. Myślę co robić. Robię sobie test oceny ryzyka stanu zdrowia w aplikacji Protego i wychodzi mi, że powinienem niezwłocznie udać się do szpitala zakaźnego własnym transportem lub skontaktować się ze stacją sanitarno-epidemiologiczną. Jest 3 w nocy, więc nie będę nigdzie dzwonił. Postanawiam poczekać do 6 rano i podpytać ciocię pracującą w sanepidzie, co tu zrobić.  W międzyczasie piszę do chłopaków, aby nie wchodzili jutro w pracy do części gdzie mamy biuro, żeby byli w maseczkach, dobrze wywietrzyli firmę oraz zdezynfekowali co się da.  Próbuję zasnąć. Serce bije bardzo szybko. Nie wiem czy to przez gorączkę, czy to przez emocje. Myślę sobie, że pewnie przesadzam, bo skąd mogłem się zarazić…Chyba udaje mi się złapać jeszcze chwile snu…


Otrzymuj powiadomienia o komentarzach w tym poście
Powiadom o
guest
12 komentarzy
najnowszy
najstarszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
12
0
Przejdź do komentarzy i proszę zostaw swój.x