Czego uczy książka „4-godzinny tydzień pracy”?

Published by Sara on

Macie czasem tak, że czytacie fajną książkę, ale czujecie, że z autorem to na kawę raczej byście nie poszli? Mam tak z książką Tima Ferrisa „4-godzinny tydzień pracy”. Sięgnąłam po nią by zrobić porządki w naszym życiu zawodowym i mieć więcej czasu dla rodziny i aktywizm. W momencie, w którym to piszę jesteśmy na etapie wielkich biurowych porządków 🙂 Po książkę warto więc sięgnać, chociaż autor sprawia wrażenie osoby, której bym nie polubiła: wiecie, taki cwaniaczek, co to lubi nie stosować się do reguł i wyszukiwać luk w prawie, bo może. Zgrzyta mi taka postawa i nie czuję się komfortowo przy zbyt pewnych siebie osobach. Kawa z autorem nie, ale sama książka? Warto po nią sięgnąć.

Poniżej 4 rzeczy, które uznałam za najważniejsze

Dwa ważne zadanie dziennie

Często źle rozumiemy produktywność. Lubimy być zajęci, bo odpowiada to naszemu kultowi pracy. Co nie znaczy, że jesteśmy efektywni i faktycznie wykonujemy rzeczy, które zbliżają nas do wyznaczonych celów. Jeśli mamy pracować 8 godzin, to będziemy rozciągać nasze zadania tak by akurat je zrobić w danym czasie. Gdy akurat okaże się, że musimy wyjść wcześniej, to nagle to co zajmowało nam 8 godzin, może zająć nam 6. Widziałam ten proces u siebie. Widziałam go u naszych pracowników. Myślimy, że poświecony czas na zadanie będzie odzwierciedlał jego jakość.

Tim Ferris radzi by na każdy dzień wyznaczać 2 ważne zadania, które są priorytetowe. I to na nich się skupmy. Uciekamy w rzeczy nieważne (przeglądanie poczty, portali internetowych, rozmowy na Slack’u), bo łatwiej się na nich skupić i trudniej odnieść porażkę w takich dziedzinach.

Przeglądać i odpowiadać na emaile w określonych godzinach

Z tą radą spotkałam się już wielokrotnie u różnych biznesowych guru i w trakcie kilku szkoleń: nie zaczynaj dnia od maili. Zamiast rozdrabniać swoją energię i siły na odpowiadanie na drobne zapytania i przeglądanie ofert oraz newsletterów, lepiej skierować nasz świeży umysł na tory, gdzie czeka na nas najbardziej wymagające zadanie. Przeglądanie emailów zaburza nasze priorytety – zamiast skierować uwagę na wyznaczone dzisiaj zadanie, pędzimy z odpowiedziami. Tim Ferris radzi by poczekać z przeglądaniem skrzynki do 10 lub gdy zrobimy przynajmniej jedną z naprawdę ważnych rzeczy.

Nie bądź dyrektorem generalnym ani prezesem

To rada, którą z miejsca sprzedałam Edwinowi. Nadanie sobie nazwy wzbudza podejrzenie, że dopiero zaczynasz całą tę zabawę z biznesami. Lepiej korzystać z tytułów, które można w zależności od okazji rozszerzyć np. „dyrektor ds. rozwoju”. Oczywiścia, firma mojego męża jest już wiele lat na rynku, ale rada i tak przydatna. Te wszystkie telefony z ofertami! I każdy chce rozmawiać z osobą decyzyjną, szefem, prezesem. Już jakiś czas temu wprowadziliśmy zasadę, że nie słuchamy ofert przez telefon (maile, ludzie, maile to cudowna rzecz, nie tylko dla takich socially akward ludzi jak ja), ale co jakiś czas „prześlizgują się” sprzedawcy. „Tak, tu Marcin. Ja jestem kolegą Edwina i miałem zadzwonić”. I gdy tylko mój mąż podejdzie do telefonu okazuje się, że to nie żaden kolega tylko kolejna oferta na usługi, których pilnie niepotrzebujemy.

Dieta Niskoinformacyjna

Ignorancja bywa przyjemna. Przekonałam się o tym w marcu, gdy nie radziłam sobie z natłokiem udostępnianych sprzecznych artykułów dotyczących koronawirusa. I to biorąc pod uwagę, że praktycznie nie słucham radia i nie mam telewizji, w której mogłabym zobaczyć wiadomości. Dołowało mnie to bardzo, pochłaniało niepotrzebnię uwagę i nerwy. Rozpoczęłam więc miłe blokowanko i w tej chwili mam spokój. Co jakiś czas przewinie się tylko kolejny gagatek, którego trzeba dodać na czarną listę.

Przeczytaj: Gdy internety dają ci doła – o depresji, której źródłem są social media.

Ferris radzi by zrobić sobie detoks od mediów (tradycyjnych i nowoczesnych), chociaż na kilka dni. A potem zapytać siebie: „czy coś straciłem”. Czy faktycznie oglądanie codziennie wiadomości i trzymanie ręki na pulsie jest mi potrzebne?

Przeczytaj: Na 5 dni odpuściłam sobie Facebook i Instagram. Jak się po tym czułam?

Dołożyłabym do tego nadzorowanie czasu spędzanego w social mediach (chociaż dla niektórych jest to miejsce pracy, więc temat dłuższy i nie taki oczywisty). Ja na przykład przestałam skrolować Facebook’a, wchodzę tylko by sprawdzić powiadomienia, a w ciagu dnia mam włączoną wtyczkę GO FUCKING WORK.

Jeśli chodzi o wiadomości w Polsce i na świecie, to zaznajamiam się z nimi za pomocą Instagrama. Mam kilku zaufanych twórców (np. Łukasz Bok czy newsletter News Me) i to stamtąd czerpię, przesianą już z dezinformacji, wiedzę o aktualnych wydarzeniach.

Czytaliście tę książkę? Macie ochotę po nią sięgnąć? Macie swoje sprawdzone poradniki z dziedziny biznesu?

Categories: Lifestyle

Sara

Na co dzień szczęśliwa żona i mama Mai i Lei, które są uczestniczkami wielu wydarzeń z tej strony. Zawodowo spełnia się jako account manager i copywriter. Na swoim blogu uchyla wam rąbka tajemnicy swojego prywatnego życia oraz dzieli się tym co powinno was zainteresować.

Otrzymuj powiadomienia o komentarzach w tym poście
Powiadom o
guest
5 komentarzy
najnowszy
najstarszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
5
0
Przejdź do komentarzy i proszę zostaw swój.x