Gdy internety dają ci doła – o depresji, której źródłem są social media.

Published by Sara on

Czy kiedykolwiek w czasie przewijania Instagrama lub Facebooka dopadła cię myśl, że wszyscy świetnie sobie radzą w życiu poza tobą? W teorii niby wiem, jak działają social media i mechanizmy z nimi związane. W praktyce musiałam drastycznie ograniczyć korzystanie z nich, bo zwyczajnie zaczęłam się osuwać w otchłań depresji.

Zaczęło się od tego, że mój Tato w grudniu wylądował w szpitalu, a nam zaczął się sezon na planery. Czyli poza tym, że martwiłam się o ojca i próbowałam zorganizować pierwsze prawdziwe Boże Narodzenie w naszym życiu, to jeszcze miałam pełne ręce roboty. Nadmiar pracy trwa nadal, ale na szczęście Tato wyzdrowiał, a święta się udały. Innymi słowy dopadło mnie typowe przepracowanie, któremu nie sprzyjało podpatrywanie jak to inni jeżdżą na nartach i podziwiają zasypane śniegiem góry – nie to, żebym komukolwiek żałowała takich wypadów. Ba, ja nawet nie umiem jeździć na nartach. Po prostu zwyczajnie przygniotło mnie zmęczenie życiem i pracą. I wtedy, jak na zawołanie, zaczęły się dramy wyrwane prosto z „Trudnych Spraw”, czy innego paradokumentu. Mieliśmy pogrzeb w rodzinie, na który ostatecznie nie zdecydowałam się pójść – i bez tego spędziłam kilka dni wpatrując się bezmyślnie w sufit, więc wystarczyło mi to, jak patrzono na mojego brata, który się pojawił. Właściwie, nie patrzono na niego. Po prostu nie istniał dla zgromadzonych tam ludzi (wyjaśnienie: ja i mój brat przestaliśmy być świadkami Jehowy, a właśnie w takim „obrządku” odbywał się pogrzeb).

Są też różne mniejsze i większe problemy, które gdzieś tam się o nas ocierają i ściągają w dół. Można udawać, że już nas nic nie rusza, ale jednak gdy rodzeństwo przebywa w okolicy i nie odbierze telefonu, o wizycie to już nawet nie marzymy, to jednak smutno się robi. Zwłaszcza Edwinowi, bo ja mam ten komfort życiowy, że mój brat jest tak samo zdemoralizowany jak ja.

No dobra, tym przydługim wstępem, który służy tylko temu, żebym mogła sobie ponarzekać, zmierzam do tego, że znów zaczął mnie spowijać smutek. Sprawy nie ułatwiało intensywne zaglądanie w social media – które swoją drogą związane są z depresją i poczuciem niepokoju ( towarzyszący strach przed straceniem kontaktu z przyjaciółmi i ciagłe porównywanie się z innymi). Tknęło mnie, że złoszczę się na to, że nie mam żadnego ładnego zdjęcia do wrzucenia, a przecież powinnam mieć, bo jeśli ich nie mam, to kim jestem? Tymczasem siedzę tylko w biurze zawalona pracą, gdy na zewnątrz szarość i smog. Nie jest za bardzo „instagrammable” (nadające się do wrzucenia na Instagram), chociaż jednocześnie wsciekam się na to słowo, bo nie znoszę tej sztucznosci. Z troski o swoje zdrowie psychiczne na kilka dni odstawilam social media całkowicie, a potem korzystanie w mniejszym zakresie po prostu weszło mi w krew. Przestalam skrolować tablicę, gdy czekałam w kolejce i nie wiedziałam, co robić z nudów. Przestałam puszczać instastories w tle, gdy gotowalam obiad. Instagram nie jest już pierwszą rzeczą rano i ostatnią wieczorem, na którą patrzę. I wiecie co? Dawno nie czułam takiego spokoju i pogodzenia się ze sobą.

Instagram jest super, podobnie jak inne social media, ale potrafi nasz też nieźle zdołować.

Przestań obserwować tych, którzy ściągają cię w dół

Ludzie, których chcę obserwować powinni mnie motywować lub inspirować. Nie chcę się karmić wizerunkami „idealnych” osób, które skupiają się tylko na swoim wyglądzie. Z bólem serca zrezygnowałam też z obserwacji osób, które lubiłam jako postaci w social media, ale strasznie dołowała mnie nasza różnica w poglądach <ja nie jestem świadkiem Jehowy, inni są – ja lubię pokazać się bez makijażu i mówić o rzeczach, które mi nie wychodzą, inni pokazują się tylko z dobrej strony. Po co mam się dołowac, że mimo ich obecności w organizacji mają takie zajebisty życie, własne mieszkania i zagraniczne podróże. To tylko ułamek życia, który jest pokazany publicznie).

Koniec z kiblowaniem na insta o poranku

Ok, przyznać sie: kto przegląda social media w toalecie – nie róbcie z tego tabu, proszę was. Kiedyś czytaliśmy etykietę domestosa, dziś patrzymy jak Krycha zarywa chłopaków na stoku. W grę wchodzi nie tylko dłuższa posiadówka w łazience, ale też to, że pierwsze co robimy rano, to sięgamy po telefon i Instagram. Zamiast zastanowić się, jak ma wyglądać nasz dzień, skupiamy się na życiu innych. Rano, można robić tyle fajniejszych rzeczy! O ile oczywiście macie czas, bo wiadomo, że zarządzanie całą rodziną przy porannym szykowaniu się do pracy i szkoły może być męczące – co ciekawe, odkąd nie sięgam rano po telefon, udało się ten czas znaleźć. Ja na przykład poświęcam kilka minut na jogę, piję spokojnie herbatę i czytam kilka stron książki.

Zdjęcia na Instagram są porządnie edytowane

Wszyscy to robimy. Mogę sobie mówić, że lubię siebie bez makijażu i jestem za ruchem body positivity ale nawet takie naturalne zdjęcie zrobię pod odpowiednim kątem i żebym się sobie podobała. No i ok, jest to w pełni zrozumiałe. Problem rodzi się jednak, gdy ja siedzę któryś dzień z kolei w starym tshircie męża, z nieumytymi włosami i patrzę na te wszystkie niesamowite selfie wrzucanie przez innych. W takiej chwili nie myślę o tym, że może ktoś się specjalnie pomalowal do zdjęć, albo że zrobił 20 fotek zanim jedno nadawało się do sieci, albo że najchętniej to dana influencerka zaległaby przed Netflixem, ale ostatnie zdjęcie wrzuciła 3 dni temu więc już najwyższy czas na nową fotkę.

Widzimy tylko to, co inni chcą nam pokazać.

Nie pokażę wam zdjęcia zrobionego na kilka dni przed okresem, gdy moja twarz jest wysypana czym dziwnym i cala jestem napuchnieta, wizualnie o 5 kg cięższa. O ironio, niby chodzę do makijażu i mówię, że lubię swój ogromny tyłek, ale mam swoje nieprzekraczalne granice. Dlatego rozumiem, że są babki, które nie pokażą się bez makijazu. Jest to poza ich strefą komfortu i chociaż w moim odbiorze te idealne wizerunki powodują mój dyskomfort, to jednak rozumiem [co ciekawe większość dziewczyn, które obserwuję nie ma problemu z pokazywaniem się bez makijażu, patrz punkt o unfollow].

Poza tym warto pamiętać, że niektórzy robią pewne rzeczy albo chodzą w pewne miejsca, żeby tylko móc je pokazać na Instagramie. Dziwne? Możliwe, ale tak dla wielu wygląda życie, ich życie jakby nie było. Wiecie, to trochę tak jak z nie jedzeniem mięsa przeze mnie. Większość osób nie rozumie tego i uważa za dziwne, ale to mój wybór.

Chociaż i tak głęboko w środku wierzę, że powinniśmy więcej mówić o tym, że czasem mamy zły dzień albo że coś nam nie wyszło. Zrobić to po prostu po to, żeby nie nakręcac tego koła perfekcjonizmu i pozwolić sobie i innym na błędy.

Nie możesz znać kogoś tylko na podstawie tego co wrzuca do sieci.

Mam swoje przeżycia w tej kwestii, bo po tym jak moja historia pojawiła się w kilku portalach mogłam przeczytać naprawdę ciekawe i niepradziwe informacje na swój temat. No, ale dobra, można powiedzieć, że poruszając takie kontrowersje liczyłam się z tym. Moja teściowa za to raczej trzyma się z daleka od trudnych tematów. Mimo to ludzie, sąsiedzi czy znajomi, wchodzą na jej profil i oceniają po swojemu. Nie zapytają osobiście co się dzieje, tylko wydają wyroki samodzielnie – niedawno się rozwiodła, więc automatycznie wiele osób uznało ją za „tę złą” i już przestano ją dostrzegać w Biedrze na zakupach. Teściowa woli pewne rzeczy zostawic dla siebie, jest z gatunku tych, którzy wrzucają pozytywne rzeczy na Facebooka. Ma jednak swoje problemy, którymi nie dzieli się w internecie. To wystarczy, by koleżaneczki plotkowaly o tym, jaka jest fałszywa, chociaż żadna nie zadzwoniła i nie spytała co się dzieje.

Pamiętaj, że nawet obserwując osoby, które naprawdę dużo wrzucają do sieci patrzysz tylko na skrawek ich życia. Nie wiesz, o czym właśnie myślą ani z jakimi trudnościami mierzą się w życiu. Możliwe, że są jeszcze bardziej niepewne niż ty, a zdobywane lajki to tylko sposob na zdobycie kruchej pewności siebie. Łatwo uznać, że ktoś osiągnął sukces, gdy widzimy tylko to, że mają dużą liczbę obserwujących, zawsze są na zdjęciach ładnie i modnie ubrani i chodzą w ciekawe miejsca. Łatwo pomyśleć wtedy, że coś z naszym życie musiało pójść nie tak, skoro najciekawsza rzecz, jako mogę pokazać na insta to kot.

Ważne: nie musisz mieć niesamowitych zdjęc na insta i tysięcy obserwujących by czuć się dobrze ze sobą, czuć że jesteś good enough.

Tylko dlatego, że ktoś się czuje dobrze ze sobą, nie znaczy że ty musisz się czuć gorzej. Możesz podziwiać innych bez umniejszania własnej wartości.

Internety jak film

W naszym domu nie mamy tradycyjnej telewizji – bazujemy na smart TV i platformach streamingowych. Jeśli więc chcemy coś obejrzeć, to zazwyczaj celebrujemy ten moment: oglądamy odcinek lub dwa serialu wieczorem, czasem włączamy jakiś film. I myślę, że warto w ten sposób podejść do Instagrama: zamiast każdą wolną chwilę przeznaczyć na przeglądanie fotek, lepiej wyznaczyć sobie konkretny moment w ciągu dnia, w którym nadrobimy zaległości. Na początku musiałam się specjalnie wylogowywać z Insta, żeby nie czuć pokusy do zaglądania tam, ale po kilku dniach udało się opanować ten odruch. Często kusi nas by zagłębić się w Internety, gdy czekamy na coś i nie mamy nic ciekawszego w danej chwili do roboty. Dlatego zainstalowałam na telefonie aplikacje do nauki słówek w obcym języku oraz moonreadera do ebooków.

Social Media nie znikną, nie bój się zrobić przerwy.

Jasne, instastories znikają po 24 godzinach i do nich nie wrócę, ale trudno. Czy naprawdę potrzebuję wiedzieć, co ubrała w dany dzień influencerka by moje życie było pełne? Gdy przygniata mnie wirtualne życie wolę skupić się na tym prawdziwym. Nie bójmy się robić przerwy, gdy czujemy że tego potrzebujemy. To jest jedna lepszych rzeczy, która mi się ostatnio przydarzyła: przypomnienie sobie, że można bez problemu żyć bez social mediów.

Chociaż widzę mała wadę takiego odwyku: po kilkunastu dniach nie masz potrzeby nic wrzucać. I największym wyzwaniem staje się zachowanie równowagi pomiędzy byciem w internatach, a dbaniem o własne zdrowie i emocje.

Wszystko co tu opisuję, to są takie oczywiste oczywistości, o których wiele osób mówi i które w teorii powinniśmy znać. Ja też je znałam i myślałam, że mam kontrolę nad czasem, który spędzam na Instagramie. Myliłam się, a ten cudowny twór, który kocham jakim są social media znacząco pogorszył mój nastrój. Nie bójcie się zrobić sobie przerwy.


Sara

Na co dzień szczęśliwa żona i mama Mai i Lei, które są uczestniczkami wielu wydarzeń z tej strony. Zawodowo spełnia się jako account manager i copywriter. Na swoim blogu uchyla wam rąbka tajemnicy swojego prywatnego życia oraz dzieli się tym co powinno was zainteresować.

Otrzymuj powiadomienia o komentarzach w tym poście
Powiadom o
guest
3 komentarzy
najnowszy
najstarszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
3
0
Przejdź do komentarzy i proszę zostaw swój.x