Zwyczajna niedziela na Piotrkowskiej

Published by Sara on

Tej nocy padał deszcz. Lało też o poranku, ale leżenie w ciepłym łóżku, to chyba jedna z przyjemniejszych rzeczy, gdy za oknem deszcz i nie trzeba się nigdzie śpieszyć. Można się jeszcze troszkę poprzeciągać, poprzytulać. Przyjdą dzieci, wpakują się pod kołdrę i włączą bajkę Disneya na HBO GO. Potem można zjeść na śniadanie omlet z pomidorkami koktajlowymi, napić się gorącej herbaty i jest dobrze.

Pewnie mogłabym spędzić cały dzień radośnie nic nie robiąc, przykryta kocem i z książką w ręku (latem jakoś trudniej zebrać się do czytania), ale mieliśmy plany. I właśnie dlatego w samo południe niemalże wylądowaliśmy na Piotrkowskiej by jeść dobro i wyściskać przyjaciół widywanych stanowczo za rzadko.

Cafe Eden & Ciasta na Piotrkowskiej

Najpierw kawa, to wiadomo, bo odpuściliśmy ją sobie w domu. Szwendamy się po Piotrkowskiej z myślą, że serce znajdzie dla nas odpowiednią kawiarnię. No i jest! Podwórko w kamienicy całe w zieloności a zza jednych drzwi dochodzi cudny zapach czekolady. Bierzemy tradycyjnie americano dla Edwina, ja wyjątkowo wybieram cappucino, do tego herbata owocowa dla Mai. Nie wiem jakie ciasto wybrać – w końcu decyduję się na kruche z bezą, które jest bardzo dobrze, ale to Maja miała najlepszego nosa: sernik z mango jest przecudowny i aksamitny! W ofercie były też dwa ciasta wegańskie!

Idealne miejsce na długie plotki przy kawie lub czytanie książki i skubanie ciasta! Notka dla rodziców: raczej miejsce nie dla maluchów – brak odpowiedniego kącika i nie zauważyłam toalety z przewijakiem.

Po raz kolejny chciałam zobaczyć w Łodzi Pasaż Róży i po raz kolejny okazało się, że mam beznadziejną orientację w terenie, bo jak zwykle poszłam nie w tę stronę. Zamiast tego pokazaliśmy Mai łódzkiego jednorożca i kilka rzeźb po drodze. Najbardziej spodobał jej się Władek Reymont.


Doszła do nas reszta ekipy i staneliśmy przed najtrudniejszym wyzwaniem dzisiejszego dnia. Gdzie iść na obiad? Tu kusi pho, ale jest ciasno. Libańskie niby fajne, ale jednak nie. Ja nie chcę gruzińskiego, bo chociaż dobre, to było mi ciężko ostatnio plus czekaliśmy prawie godzinę. Pada na znane i lubiane Laxmi. Zdjęć potraw nie robiliśmy, zajęci – mam tylko przystawki, które były cudowne. Ser paneer w panierce przypominał mi trochę nuggetsy z McDonald’s 🙂 Ale w pozytywnym sensie!

Lubię hinduskie jedzenie, bo bez problemu najedzą się tam roślinożercy. I nawet my mieliśmy problem z wyborem: dal tarka, aloo gobi, chana masala, navrattan korma (to wziął Edwin i muszę przyznać, że miał rację: mega pyszne!) i wiele więcej. Uwaga: bardzo szybko się najadasz i nie masz siły ruszyć się dalej. W lokalu brakuje tylko kanap, żeby ułożyć się wygodnie i odsapnąć po obiedzie. Notka dla rodziców: tak jak w przypadku kawiarni, raczej dla starszych dzieci. Maja poleca mango lassi.

Tu chcę przyjść!
I tu też

No i w sumie to by było na tyle. Odebraliśmy Leosię od babci, wróciliśmy do domu i jednak znów rozbolała mnie głowa. Polubiłam Łódź, ale zadziwiająco często po wizycie w tym mieście mam potem ból głowy – jak nazwać tę przypadłość. I jak z nią żyć, skoro jeszcze tyle miejsc czeka z pysznym jedzeniem?


Sara

Na co dzień szczęśliwa żona i mama Mai i Lei, które są uczestniczkami wielu wydarzeń z tej strony. Zawodowo spełnia się jako account manager i copywriter. Na swoim blogu uchyla wam rąbka tajemnicy swojego prywatnego życia oraz dzieli się tym co powinno was zainteresować.

Otrzymuj powiadomienia o komentarzach w tym poście
Powiadom o
guest
3 komentarzy
najnowszy
najstarszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
3
0
Przejdź do komentarzy i proszę zostaw swój.x