Dzień 6: Trstenik i co wegetariańskiego można zjeść w restauracji w Chorwacji

Odsypiamy wieczorną imprezę. Powoli się budzimy i zbieramy do śniadania. Maja nie może wytrzymać – ciągnie ją do plaży. Ciocia z wujkiem litują się i zabierają nad wodę. Przy okazji mają kupić chleb w piekarnii.
My jeszcze chwilę guzdrzemy się w mieszkaniu. Pijemy kawę i dopiero po niej zbieramy się z Leosią do auta. Podjeżdżamy blisko plaży i zabieramy resztę ekipy do miasteczka Trstenik. To malutka, spokojna mieścina z kilkoma restauracjami i małym sklepem. W 2005 roku w okolicach miasteczka wybuchł pożar i niestety dużo winorośli w wyniku tego spłonęło.








Postanawiamy zjeść obiad w Sreser w restauracji Fortuna, swoją drogą jedynej w tym miasteczku. Czy da się zjeść wegańsko w Chorwacji w knajpie – będzie ciężko. Nawet jeśli znajdziecie jakąś pozycje w menu bez mięsa, to spora szansa, że posypią ci to serem. My akurat jedliśmy wegetariańsko więc chociaż z tym nie mieliśmy problemu, ale i tak wybór był niewielki. Zamówiliśmy zupę pomidorową, sałatkę szopską z lokalnym serem (Leosia ją pochłonęła!) i grillowane warzywa, które były obłędne.



Wujek zamawia tradycyjne cevapcici, a ciocia spaghetti bolognese – swoją drogą w restauracjach w Chorwacji znajdziecie wiele włoskich klasyków.
Dobrze nam się siedzi. Mamy widok na morze i tak błogo nam po jedzeniu. Decydujemy się jeszcze na desery: mrożoną kawę i lody.




Idziemy potem jeszcze na plażę. Dziś są duże fale, chociaż to i tak za mocne słowo w porównaniu z falami na Bałtyku – po prostu przez ostatnie dni ledwo można było je dostrzec, bo Adriatyk w tym miejscu był tak spokojny. Nad lądem i Bośnią widać chmury burzowe, ale u nas niebo jest cudownie błękitne. Dzisiaj nie siedzimy długo na plaży, bo jutro z samego rana ruszamy do Królewskiej Przystani!