Dzień 3: Morze Nowigradzkie, Szybenik, przejście przez Bośnię.

Wreszcie cała noc przespana. Mam wrażenie, że dopiero teraz puszcza nas stres związany z wydarzeniami ze środy. Spokojnie jemy śniadanie i szykujemy się do drogi. Kilka słów o pakowaniu: rzeczy, których nie potrzebowaliśmy na teraz zapakowaliśmy do bagażnika na dachu. Specjalnie uszykowałam jedną torbę sportową, do której włożyłam ubrania, bieliznę i kosmetyki na przebranie się – dzięki temu nie musieliśmy rozbrajać całej skomplikowanej konstrukcji bagażowej ( a jeszcze w tym roku zabraliśmy wózek). Ogólnie polecam jechać do Chorwacji z noclegiem po drodze jeśli macie taką możliwość. Wiadomo, że dużo zależy od tego jaką trasą jedziecie i jak daleko macie do miejsca docelowego. Zakładam jednak, że dla większości z was jest to minimum 1000 km (my docelowo mieliśmy z domu 1500 km). I tu już można, a nawet trzeba odpocząć po drodze. Lubię to łączyć z jakimś zwiedzaniem dlatego często zatrzymujemy się gdzieś na dwie noce. Na przykład w zeszłym roku mieliśmy powrotne noclegi w Budapeszcie, co pozwoliło nam spędzić cały dzień szwendając się po stolicy Węgier.
W miejscowości Otocac zatrzymujemy się na tankowanie i w Lidlu kupujemy kilka rzeczy na drogę, w tym moje ulubione burki. Zdecydowanie wolę te z piekarnii, ale akurat nie chce mi się szukać bankomatu – w Chorwacji w wielu miejscach wciąż nie można płacić kartą, ale spokojnie. W tych bardziej turystycznych miejscach bez problemu znajdziecie bankomaty.

Wjeżdżamy na autostradę i kierujemy się w stronę Zadaru. W pewnym momecie przejeżdżamy przez kilkukilometrowy tunel i dzieje się magia. Po wyjeździe z tunelu mamy zupełnie inny krajobraz! Już nie jest zielono. Śródziemnomorska kraina przed nami! Za każdym razem ( i w obie strony) ta zmiana mnie zachwyca.
Novigrad, koło Zadaru
Naszym pierwszym przystankiem nie jest jednak Zadar a położony niedaleko niego Novigrad. No cóż, ktoś tu w aucie uwielbia grać w Wiedźmina…



Niestety, miasteczko jest mocno podupadłe. Zrobiliśmy zdjęcia „na pamiątkę” tym ładniejszym fragmentom, ale poza tym pełno tam opustoszałych budynków.



Postanawiamy zrezygnować z autostrady i do Szybenika dojechać bocznymi drogami. Nigdzie nam się nie spieszy, a razem z Edwinem uważamy, że to świetny sposób na zagłębienie się w dany kraj.
Szybenik w Chorwacji i Gra o Tron
W Szybeniku spędzamy troszkę ponad dwie godziny. Akurat tyle, żeby liznąć miasto, zjeść obiad i spokojnie móc wrócić następnym razem. Naszym celem jest katedra św. Jakuba. Budynek od 2000 jest wpisany na listę światowego dziedzictwa UNESCO i naprawdę robi wrażenie, ale to nie dlatego idziemy go obejrzeć. Katedra „grała” Żelazny Bank w Grze o tron, a samo miasto udawało Braavos np. w 5 sezonie.












Jemy obiad. Nie szukaliśmy specjalnie wegańskiej lub wegetariańskiej restauracji (byli z nami mięsożercy), ale na szczęście udało nam się znaleźć coś dla nas: dla Leosi zupa warzywna, którą spokojnie mogłaby zrobić jej babcia. Do tego fryki i grillowane warzywa (bakłażan, cukinia, papryka, pomidor). Ta potrawa będzie nam towarzyszła podczas każdej wizyty w restauracji, bo widać wyobraźnia kucharzy jest mocno ograniczona jeśli chodzi o gotowanie bez zwięrząt. Ale było dobre więc nie narzekam.
Postanawiamy do końca jechać już magistralą i cieszyć się widokiem na morze. Zachwyca nas riwiera Makarska, chociaż sam kurort mocno rozczarowuje – zdecydowanie zbyt tłoczno i komercyjnie jak na mój gust.




Przejazd przez Neum w Bośni i Hercegowinie
Słońce zachodzi a my z każdym kilometrem zbliżamy się do Bośni i Hercegowiny. Zaczynam się stresować. Nasz urlop był mocno spontaniczny więc nie zdążyłabym wyrobić paszportów (notatka dla siebie – idź to załatw wreszcie). Niby wiele razy czytałam, że wystarczą nam dowody, ale jednak się lekko spinam. Wiecie, ja to biedna dziewczyna jestem i przez większość część życia byłam zestresowana Armagedonem, a zamiast coś zarobić na podróż to się chodziło na głoszenie po kilka godzin w tygodniu i dopiero teraz coś tam zaczynam nadrabiać. Gdzie ja tam Egipty czy inne Tajlandie – świat miałam zwiedzać po Armagedonie dopiero, jak już poświęcę się temu, co najważniejsze.
Kontrola jest zdecydowania dłuższa niż przy wjeździe do Chorwacji i myślę, że to powoduje mój stres. Przez Czechy, Austrię i Słowenię przejechaliśmy swobodnie. W Chorwacji praktycznie nas zignorowali, a tu jednak patrzą dokładnie na dowody. Wjeżdżamy w końcu do Bośnii, mijamy Neum i znów jesteśmy w Chorwacji. W ciemnościach kierujemy się na Ston, a potem w stronę naszego apartamentu na Sreser.
Zmęczeni witamy się z gospodynią, Jelą. Stawiamy walizki w pokojach (rozpakujemy je jutro) i wybieramy łóżka. Zjadamy coś na kolację, ale już komplenie nie pamiętam co, bo zasypiamy jak tylko nasze głowy dotknęły poduszki.
