Dzień 2: wreszcie Chorwacja i Jeziora Plitwickie.

Published by Sara on

Po północy zamieniamy się z Edwinem miejscami i prowadzę w Austrii do Graz. Potem ja też zaczynam odpadać więc znów robimy zamianę. Pewnie gdyby nie wydarzenia ze środy i braki w śnie, to ta trasa poszłaby nam znacznie sprawniej. Całkowicie przesypiam Słowenię i budzę się dopiero po wjeździe do Chorwacji. Dziwne uczucie: wyjść o 4 rano, gdy jest jeszcze ciemno do pierwszej z brzegu stacji benzynowej i czuć się trochę jak w domu. Mam wrażenie, że wszyscy czujemy podekscytowanie i przypływ energii, bo wreszcie dojechaliśmy do kraju, który był celem naszej podróży.

Chorwacji świt

Znów robimy szybką zamianę miejsc. Zwykle omijamy autostradę na Słowenii – nie opłaca się płacić za te kilkadziesiąt kilometrów. Dlatego teraz bocznymi drogami prowadzę samochód do autostrady na Chorwacji. Niby nie mam dużo kilometrów, ale jest pełno zakrętów i pagórków. Ostatecznie na wysokości Zagrzebia wszyscy padamy – stajemy na parkingu i cały samochód chrapie w promieniach porannego słońca.

Ostatecznie docieramy do naszego mieszkanka. Szybkie przywitanie z gospodynią mieszkającą obok i już możemy paść na łóżka. Jesteśmy w miejscowości Ličko Lešće. Swoją drogą bardzo polecam wam chorwację oddaloną od morza: jest zielono, górzyście i dziko, ludzi mało.

Śpimy przez jakieś 2 godziny. Tu muszę podziękować Cioci, która w tym czasie patrzyła na dziewczynki, gdy my odsypialiśmy – Maja i Lea oczywiście spały w aucie bez problemu więc były pełne energii. Po drzemce jesteśmy gotowi wrócić do pierwotnego planu i wycieczki nad Jeziora Plitwickie, do których mamy mniej więcej 50 kilometrów.

To nasz drugi raz tutaj. Parkujemy i kupujemy bilety. Dorośli płacą po 250 kun za bilet, Maja 120. Leosia, ponieważ nie skończyła jeszcze 7 lat, wchodzi bezpłatnie.

Małe info dla rodziców małych dzieci: jeśli nie widzisz tego inaczej, możesz zabrać wózek ale nie radzę. Napisałam „możesz”, bo widziałam rodziców ciągnących za sobą cztery kółka, gdy w tym samym czasie dziecko było niesione na ręcach. Chusta jest idealnym rozwiązaniem w takich miejscach jak Pliwickie, ale decyzja należy do was.

Tym razem decydujemy się przepłynąć łodzią całe jezioro i potem dojść do wielkiego wodospadu. Wybaczcie, nie pamiętam, która to trasa! Wszystkie zdjęcia robiliśmy smartfonem.

A na koniec dnia, wyczerpani, odpoczywamy przy chorwackim piwie.

Sara

Na co dzień szczęśliwa żona i mama Mai i Lei, które są uczestniczkami wielu wydarzeń z tej strony. Zawodowo spełnia się jako account manager i copywriter. Na swoim blogu uchyla wam rąbka tajemnicy swojego prywatnego życia oraz dzieli się tym co powinno was zainteresować.

Otrzymuj powiadomienia o komentarzach w tym poście
Powiadom o
guest
2 komentarzy
najnowszy
najstarszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
2
0
Przejdź do komentarzy i proszę zostaw swój.x