Nasze plany na dobry marzec.

Nie mam pojęcia, czemu przez wiele lat marzec był moim drugim najbardziej nielubianym miesiącem, zaraz po listopadzie. No dobra, mam pewną teorię: depresja plus życie w sekcie czekającej na koniec świata mogło mieć coś z tym wspólnego. Zwłaszcza, że po długiej zimie marzec oznaczał dla nas, świadków Jehowy, jeszcze większe zwiększenie obrotów z powodu nadchodzącego i jedynego święta w tej grupie (Pamiątka Śmierci Jezusa Chrystusa – najprawdopodbniej niedługo zetkniecie się z zaproszeniem na salę by wysłuchać wykładu), to szczęśliwie mogę powiedzieć, że te czasy już są za mną. Kochane i inwigilujące nas Google przypomniało mi jednak ostatnio kilka marcowych momentów – daruję wam zdjęcia robione w czasie kampanii przed Pamiątką – w tym momencie jeszcze bardziej cieszę się, że mam to już za sobą!
Kilka marcowych wspomnień




Gdy rano prowadziłam Leosię do przedszkola, słonko świeciło a ptaszki ćwierkały, to pomyślałam, że jest całkiem dobrze. Nie jest to co prawda poziom z bajek Disneya, ale ze swoją neurotyczną osobowością nie powinnam się tego spodziewać 😉 Serio, ja już się pogodziłam z tym, że nie szczebiocę do innych per: „kochaniutka” i nie tryskam optymizmem na prawo i lewo, bo idąc tą drogą i szukając na siłę akceptacji dostałabym tylko większej paranoi 😉 Wróćmy jednak do tych ptaszków i nadchodzącej wiosny, bo to znacznie przyjemniejszy temat. Na początku miesiąca jak zwykle starłam stare zapiski w naszym planerze miesięcznych i wzięłam się za planowanie kolejnych dni. Marzec zapowiada nam się dość spokojnie: mamy tylko jedną rodzinną imprezę imieninową, Wielkanoc w tym roku przypada na kwiecień więc mam nadzieję, że ten miesiąc minie nam spokojnie i bez większych chorób – Leosia właśnie zaczęła przedszkole i już przytargała pierwszy katar, więcpo prostu mam nadzieję na łagodne i krótkie chorowanie 😉
Nasz plany na marzec
Poszukać wiosny – wiadomo, że marzec jeszcze lubi nam dać z liścia lodowatym wiatrem, ale natury nie oszuka: robi się coraz cieplej i spokojnie można wybrać się na poszukiwanie bazi. Trochę już znalazłyśmy i na pewno będą to nasze ostatnie spacery w tym miesiącu.
Pojechać na wycieczkę za miasto – jakiś najbliższy dłuższy wyjazd w naszym wypadku, to pewnie będzie dopiero Majówka. Mimo to staramy się co jakiś czas urządzać krótkie wycieczki. W marcu chcemy znów zabrać Babcię Edwina oraz dziewczynki na spacer na Niebieskie Źródła koło Tomaszowa Mazowieckiego.
Zasiać coś – nie każdy z nas ma ogród lub działkę, ale przecież możemy sobie w domu wyhodować rzeżuchę albo kiełki! Mamy trochę miejsca koło naszego biura dlatego myślimy z Edwinem o posadzeniu czegoś w donicach np. pomidorków koktajlowych lub ziół.
Iść do fryzjera – miotam się między zwykłym podcięciem końcówek a skróceniem włosów o jakieś 10 cm. Się pójdzie, się zobaczy.
Nie zrezygnować z salsy – w tej chwili moje cotygodniowe zajęcia z tańca, to jedyny poważny trening. Zbieram się do tego by trochę zwiększyć swoją aktywność fizyczną, ale ciągle coś mi wypada – a to dzieci chore, a to w firmie nagły wypadek. Zadbanie o siebie zawsze wtedy wypada z listy zadań. Dlatego ta salsa ma być świętością – choćbym znowu zrezygnowała z jogi, choćbym nie tknęła hantelków przez kolejny miesiąc – tam muszę iść.