Nareszcie blogowe spotkania, na które mogę jeździć!

Odkąd rozpoczęłam swoją przygodę z blogowaniem, zdarza mi się bywać na spotkaniach blogerskich. Zazwyczaj pojawiam się na nich do trzech razy w roku. Na więcej po prostu nie mam czasu!
Aż do teraz! Wreszcie ktoś, a właściwie dwie ktosie, wykazały się zapałem i zdolnością organizacji i zorganizowały spotkanie mam blogerek w Łodzi? Co to oznacza dla mnie? Ano, bardzo wiele. Po pierwsze, nie muszę wstać o 4 rano i gnać 300 km w Polskę. Nie muszę też szukać hotelu, bo w każdej chwili muszę wrócić do domu. Przy innych spotkaniach musiałam sobie wszystko dokładnie zaplanować. Tu wystarczy wziąć samochód i ewentualnie zgadać się z dziewczynami z mojego miasta. Ba, mogę na takie spotkanie dołączyć nawet w ostatniej chwili, jako rezerwowa. Piszę w czasie teraźniejszym, bo wiem, że dziewczyny planują więcej takich imprez. Przy nadchodzących zmianach (ciąża i pojawienie się drugiego dziecka), ta wygoda wynikająca z odległości znaczy dla mnie bardzo dużo.
Mamy BlogOFF-ują w Łodzi – co, kto, jak?
Pewnej grudniowej soboty oddałam swoje życie w ręce Eli Milamalim, która podjęła się zawiezienia siebie, mnie oraz Justyny (chichotka.pl) do Łodzi. Eliza – dziękuję! Jeżdżę sporo, ale Łodzi nie znam i nie lubię, a jeśli doliczę moje ciążowe zawiechy oprogramowania, to możliwe, że uratowałaś mi życie 😉
Spóźniając się tylko odrobinkę, podjechałyśmy pod uroczą Smykawkę – miejsce spotkania blogerek. Zawsze w takich chwilach żałuję, że w Piotrkowie brak takiego miejsca: kawiarni dla rodziców i miejsca zabaw dla dzieci. Jakby ktoś się zdecydował otworzyć podobne miejsce u nas – robię za darmo reklamę na blogu 🙂
Grzecznie usiadłyśmy na miejscach i próbowałyśmy nadążyć za wystąpieniem pań dietetyczek( Naturhouse Łódź Retkinia). Aktualnie o chudnięciu raczej nie myślę, zwłaszcza, że w tej ciąży rosnę sobie powoli. Pewnie do zostawionych nam materiałów wrócę na poważnie już po porodzie.
Bardzo ciekawa była pogadanka pani z Szyfoniery, dotycząca wyboru stanika. Miło zaskoczyło mnie, że przy mierzeniu okazało się, że mam dobrze dobrany stanik. No, nie było innej możliwości, skoro już od dawna wiem, że w sieciówkach nic nie kupię ( poza Triumph i Esotiq), a na stanik muszę wydać więcej niż 50 zeta. Uroki miseczki G i małego obwodu pod biustem.

Mierzymy cycki
Zgłodniałe blogerki nakarmił Cynamon-Catering, a o słodkości zadbały: Lily on diet i Słodka Stacja.

Pomidorowa!

Tort! A taka miałam ochotę na słodkie!
Objedzone usiadłyśmy w kręgu obrad i tu należą się wielkie brawa dla naszych organizatorek: Asi z Z filiżanką kawy i Izy ze Szczypta o mnie. Ja raczej jestem typem wycofanym i zawsze peszyło mnie tradycyjne „kilka zdań o sobie”. Dziewczyny sprytnie przełożyły ten etap na później, gdy już byłyśmy rozluźnione, zasłodzone i zaliczyłyśmy kilka small-talków. I to było genialne! Moja wrodzona introwertyczka potwierdza! Za to właśnie (oraz całą organizację) należą się wielkie brawa dla dziewcząt.

Zawsze znajdzie się zdjęcie, na którym mam beznadziejną minę.

Te, to mają łeb na karku!

Eli <3

Piotrkowskie trio Mam Blogerek. Od lewej: Ja, Justyna, Eli.
Były też gifty. Niektóre już wam pokazałam, niektóre jeszcze pokażę (Muffinek zyskał pierwsze elementy wyprawki: rożek w sówki i nogi sto nogi). Dary, darami ale to nie one tworzą atmosferę. Tu się wszystko udało, a dowód to fakt, że nie mogłyśmy zebrać się do domu.
Ps. Za zdjęcia dziękuję naszej fotograf – Dorocie Rojek