Ostatnie letnie chwile

Z wakacji przywiozłam w walizce dwa kilo smutku. Upchnęłam je w szafie za plecakami, obok worka z suknią ślubną. Tam jest ich miejsce, bo jak to tak chodzić do pracy lub do znajomych ze smutkiem na smyczy? Wychodzą w nocy i domagają się karmienia – najbardziej lubią słone łzy. Czasem jakiś się przyplącze do nogawki, gdy wychodzę z domu. Jakaś sytuacja, gest, cokolwiek i smutek znów głodny…
Chowam się przed nimi za aparatem. I to jest kolejna rzecz, która ze mną przyjechała: fascynacja fotografią. Do tej pory, to głównie mój mąż robił zdjęcia. Ja cykałam czasem coś w zastępstwie. Nawet na blogu wolałam używać obrazów z banków zdjęć niż robić własne. Na Chorwacji coś się odblokowało. Może to potrzeba chowania swoich emocji za obiektywem? Może wreszcie poczułam „ten klimat”?
Nie mam wiedzy i doświadczenia. Może nie mam też wyczucia, umiejętności łapania momentów. Mam za to dobry sprzęt, który pozwoli mi się rozwijać i dużo chęci. Czy to wystarczy?
Zdjęcia poniżej to Piotrków i okolice. Zrobiłam je po powrocie z wakacji: pierwszy weekend wrześniowy i dwa tygodnie później. Patrząc na nie widzę, że są niespójne i różni je styl, że czasem przesadzam z obróbką. Cóż, nie biorę za to pieniędzy więc fuszerki nie odwaliłam – po prostu muszę się dalej uczyć 🙂
Ps. Zdjęcia robię Nikonem D7100 i go uwielbiam. Razem z Edwinem powoli dojrzewamy do decyzji o nowym obiektywie – mnie kusi 50 mm f/1.4 G AF-S – ktoś coś wie na ten temat?