Trauma poporodowa?

Published by Sara on

Podobno własne narodziny to najbardziej stresujący moment, jakiego doświadczamy w naszym życiu. Może więc dobrze, że go nie pamiętamy i z czasem przyćmiewa go np. egzamin maturalny, rozmowa z szefem czy (oby nie) choroba kogoś bliskiego. Chociaż nie pamiętamy własnych narodzin, to każda matka doskonale pamięta dni, w których na świat przyszły jej dzieci. I nie ma co ukrywać: poród, nieważne jaki, też niesie ze sobą dużo stresu.

Strach przed porodem bywa tak ogromy, że niektóre z nas nigdy nie zdecydują się na dziecko. Nie dość, że każda kobieta jest mniej lub bardziej świadoma ryzyka różnych komplikacji, które mogą wystąpić, to trzeba jeszcze się liczyć z krwawymi opowieściami znajomych. A tu już, jak to z własnymi historiami bywa, obiektywizmu brak.

Rozumiem więc, że osoba, która nigdy nie rodziła może się bać. Także kobieta, która miała trudny poród, może się zmagać z traumą poporodową. Ale ja? Ta, która zaraz po urodzeniu Mai stwierdziła, że zaraz może rodzić następne, byleby jej w ciąży nie kazali chodzić? A jednak!

To było tak: karmiłam malutką, bodajże dwutygodniową Leosię. Edwin spojrzał na mnie i mówi:

„Wiesz, co? Teraz dla odmiany mógłbym mieć chłopaka”. I w tym momencie ogarnęło mnie przerażenie…

Na myśl o kolejnym potencjalnym porodzie cała spięłam się w środku. A przecież miałam za sobą dwa, teoretycznie dobre porody. Może fundacja Rodzić po ludzku nie wystawiłaby oceny celującej, ale przecież źle nie było. Szybko, sprawnie, tylko dzieci rodzić. Skąd więc ten wręcz paniczny strach? Zwłaszcza, że pierwszy poród nie wywołał takich skutków ubocznych.

Może to kwestia tempa i tego, że wszystko działo się tak szybko? Może to pamiętne słowa lekarza: „jak jeszcze pani nie krzyczy, to jeszcze długo to potrwa”, a ja już byłam na granicy wytrzymałości i piętnaście minut później Lea już była na świecie. Może to skutki długiej rekonwalescencji w połogu?

Ten wpis nie będzie miał błyskotliwej puenty. Powstał on jako próba uporządkowania własnych emocji: od początkowej euforii, gdy powitaliśmy drugą córkę, do nieoczekiwanego, niespodziewanego wręcz strachu przed porodem. I nie chciałabym by zaczęły się plotki związane z moim potencjalnym kolejnym macierzyństwem. Kwestia kolejnego dziecka to delikatna sprawa, zależna od bardzo wielu czynników. Myślę jednak, że każda para powinna brać pod uwagę scenariusz pod tytułem „jeśli” – no chyba, że żyją w celibacie.

Uświadamia mi to też, jak krucha jest kobieca psychika w momencie porodu i jak bardzo zależna jest w tym momencie od innych. Zdarzało mi się podchodzić trochę lekceważąco do uczuć innych, myśląc: „e tam, przesadzają”. Mam nadzieję, że teraz będę miała w sobie więcej empatii…

A jak było z wami? Jak wspominacie swoje porody? Jesteście gotowe na kolejne? 😉


Sara

Na co dzień szczęśliwa żona i mama Mai i Lei, które są uczestniczkami wielu wydarzeń z tej strony. Zawodowo spełnia się jako account manager i copywriter. Na swoim blogu uchyla wam rąbka tajemnicy swojego prywatnego życia oraz dzieli się tym co powinno was zainteresować.

Otrzymuj powiadomienia o komentarzach w tym poście
Powiadom o
guest
17 komentarzy
najnowszy
najstarszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
17
0
Przejdź do komentarzy i proszę zostaw swój.x