2 miesiące z Leą

Published by Sara on

Kolejne cztery tygodnie za nami, a tymczasem Leośka nabrała fałdek. Nie przypomina już malutkiego, bezbronnego człowieczka, jakim była niedawno. Teraz dopiero zaczyna się zabawa!

Kolki. Rodzicielskiej sprawiedliwości stało się za dość. Maja kolek nie miała, więc mieliśmy okazję poznać tę „przyjemność” z Leą. Zaczęło się koło trzeciego tygodnia życia. Przychodziła godzina dwudziesta i zaczynały się arie. Próbowaliśmy wielu rzeczy: masaży, kropelek, noszenia, tulenia; nawet wbrew swoim zasadom przeszłam na dietę. I nic! Dopiero suszarka się sprawdziła, a i to nie każdego wieczoru. Na szczęście od kilku dni mamy spokój – nawet suszarka nie jest włączana!

A co do diety: nie ma czegoś takiego, jak dieta matki karmiącej, to już wiemy. Jednak gdy znów punkt 20 Lea zaczynała się drzeć (serce się kraje, ale płaczem tego nazwać nie można), zwątpiłam. Zwłaszcza, że wokoło słyszałam, że na pewno coś zeżarłam (poziom poczucia winy: wysoki. A potem się dziwią, że matki rezygnują z karmienia piersią). Odpuściłam „normalne” jedzenie na jakiś czas, ale kolki nadal były. Zresztą, gdzie logika? Przez trzy tygodnie jadłam, co chciałam i dziecko było szczęśliwe. Potem kilka tygodni kolek i znów mamy spokój. Chociaż jadam, tak jak jadłam.

 

Rosnę! Po sześciu tygodniach od urodzenia się Lei, zostaliśmy zaproszeni na szczepienie (5 w 1, jakby ktoś był ciekawy). Z tej okazji panna została zważona i zmierzona. W tamtym czasie osiągnęła:

5000 g (urodzeniowa 3450g)

63 cm (urodzeniowe 55 cm)

Jakie wymiary ma teraz, nie powiem. Widzę, że rośnie, więc nie latam z nią co chwila na wagę. Przeszliśmy już w pieluchy trójki, a większość ubranek 56  jest za małe.

Poza tym przez ostatnie tygodnie mogliśmy obserwować, jak nasza malutka rozluźnia piąstki. Aktualnie jest na etapie „mam ręce, ale nie wiem, co z nimi zrobić”. Pięknie nam się panna uśmiecha i coraz śmielej głuży. Najbardziej lubi, jak się z nią rozmawia w jej narzeczu 😉 Więc robię z siebie wariatkę na placu zabaw i wołam w głąb wózka „aghu”, „aghi”. Koniecznie z gardłowym „gh”, jak Ahhhhmed.

Ciekawe, co nam przyniesie trzeci miesiąc.

_DSC8067


Sara

Na co dzień szczęśliwa żona i mama Mai i Lei, które są uczestniczkami wielu wydarzeń z tej strony. Zawodowo spełnia się jako account manager i copywriter. Na swoim blogu uchyla wam rąbka tajemnicy swojego prywatnego życia oraz dzieli się tym co powinno was zainteresować.

Otrzymuj powiadomienia o komentarzach w tym poście
Powiadom o
guest
16 komentarzy
najnowszy
najstarszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
16
0
Przejdź do komentarzy i proszę zostaw swój.x