Jestem matką więc wiem najlepiej. Naprawdę?
Jestem mamą, to moje dziecko i wiem lepiej. Ile razy tak pomyślałaś lub powiedziałaś? Jednocześnie bez problemu w mniejszym lub większym stopniu krytykowałaś wybory innych matek? Może nawet nie byłaś złośliwa, może tylko sobie coś pomyślałaś, ale przyznaj się – ile razy? Ja wam mogę powiedzieć: często. Nie wstydzę się tego, bo zawsze gdzieś z tyłu głowy starałam się mieć zasadę „nie mój cyrk i nie moje małpy”. Skoro jednak mój sposób np. karmienia był najlepszy, to jak rację może mieć nieznajoma mama z placu zabaw, która postępuje odwrotnie?
Niedawno przez moją tablicę przetoczyła się pewna grafika. Udostępniali ją znajomi i blogerki. Pewnie też ją widzieliście, bo zebrała dużo polubień i zachwyconych komentarzy:
Tak sobie patrzyłam na ten obrazek kilkukrotnie w ciągu dnia (był naprawdę popularny) i coś mi się w głowie nie zgadzało, zgrzytało. Pewnie pomyślicie, że zaraz wyskoczę tu z tekstami o naturalnych porodach i karmieniu piersią, bo skoro mi się udało, to pewnie zionę nienawiścią do tych, którzy podjęli inną decyzję. Otóż, nic bardziej mylnego, jak to powiada Radek Kotarski. Pytanie na dziś brzmi:
Czy wybór matki, a właściwie rodzica, jest z zasady najlepszy?
Zejdę z piedestału i opowiem wam o zaledwie kilku sytuacjach z tego tygodnia, które zdecydowanie nie były najlepszym wyborem.
Sytuacja nr 1: Rano mąż się pyta, czy chcemy z nim jechać na spotkanie – 80 km w jedną stronę. Chcemy! Po śniadaniu ruszamy w drogę. Spotkanie się przeciąga, w drodze powrotnej korki. Cała nasza trójka jest głodna. Wyjazd był spontaniczny więc nie zdążyłam przygotować czegoś na drogę. Po drodze jedynie restauracje typu fast food. Zatrzymujemy się w McDonald’s i kupujemy frytki dla Mai, a dla nas inne obrzydlistwa. Czy to był najlepszy wybór dla mojego dziecka? Zdecydowanie nie! Czy z tego powodu się biczuję i nie mogę spojrzeć sobie w oczy? Także nie.
Sytuacja nr 2: ja i moja ciąża zdychamy. Leżę trzymając nogi w górze. Maja została ze mną w domu. Powinnam z nią wyjść na plac zabaw albo wymyślić jakieś kreatywne zajęcie w domu. Zamiast tego pozwalałam jej na jeszcze jedną bajkę. Najwyżej wyjdziemy wieczorem. Czy to było dobre rozwiązanie? Córka lepiej by wyszła, gdybym zorganizowała jej jakieś zabawy plastyczne, to pewne. Czy mogę żyć z tą decyzją? Spokojnie!
Sytuacja nr 3: Córka ma teraz fazę na naśladowanie mamy dziwnie połączoną z fascynacją tatą. Tłumaczę, że kosmetyki nie są dla niej, ale bywa trudno. Czasem się sama dobierze do moich rzeczy (mimo zakazów i schowania ich wysoko – kreatywność pięciolatki nie zna granic). Czasem sama ustąpię i machnę jej paznokcie bezbarwnym lakierem z odrobiną brokatu, bo już nie mam siły na tłumaczenia. I teraz niech ktoś zwracający na takie rzeczy uwagi, zobaczy lekko błyszczące paznokcie mojego dziecka. Seksualizacja dziecka i patologia – do opieki społecznej ją zgłośmy! Czy chciałabym sobie poradzić z tematem raz a skutecznie? Pewnie, bo zdaję sobie sprawę z powagi tematu. Z drugiej strony dla mnie większych „grzechem” rodzicielskim jest sytuacja nr 4.
Sytuacja nr 4: To już nie moja sprawka. Zostałam kiedyś zaproszona na badanie rynku, w czasie którego mieliśmy opowiadać o tym, jak karmiliśmy nasze dzieci: pierś czy mm, co potem, jakie marki słoiczków etc. Jedna mama opowiedziała, jak to swojemu czteromiesięcznemu synowi zaczęła podawać…danonki. W szoku siedziałam przez kilka minut. W końcu w głowie miałam karmienie piersią i BLW; zresztą myślę, że nawet mamy butelkowe nie podałyby niemowlęciu danonków, no ale…Ta mama była całkiem zadowolona z siebie i na pewno sądziła, że dokonała najlepszego wyboru. Opinia innych rodziców, ale też specjalistów do spraw żywienia, raczej jej nie interesowała.
Czy teraz droga czytelniczko (czytelniku?) rozumiesz, co mi nie pasowało w tej grafice? Każdy rodzic popełnia błędy, a każda decyzja rodzi późniejsze konsekwencje. Przykładowo, co by się stało, gdybym z sytuacji 1 i 2 zrobiła zwyczaj? Gdyby moje dziecko kilka razy w tygodniu jadło w znanej fast foodowej restauracji, zamiast spożywać zbilansowane posiłki? Gdyby wolny czas polegał jedynie na oglądaniu bajek? Pewnie efektem byłoby otyłe dziecko z wieloma problemami zdrowotnymi z bonusem w postaci braku wyobraźni i nadpobudliwością w pakiecie. A przecież miałabym prawo powiedzieć, że postąpiłam najlepiej. Dziecko dostało jeść i zapewniono mu rozrywkę, tak?
Żyjemy w czasach, w których w każdej chwili możemy sprawdzić jakie są najnowsze zalecenia odnośnie zdrowia i wychowania dziecka. Z niektórymi się zgadzam ( zalecenia WHO odnośnie żywienia), inne budzą moja wątpliwości – w Stanach powrócił trend na pozwalanie się dziecku wypłakać. Jakiejkolwiek decyzji bym jednak nie podjęła z mężem, możemy mieć tylko nadzieję, że robimy najlepiej dla naszych córek. Nie boimy się jednak spojrzeć w lustro i przyznać się do błędu, a potem je skorygować.
A błędy mogą wynikać z różnych czynników: czasem brak wiedzy, czasem zmęczenie i nasza niedoskonałość, a czasem błąd nie będzie błędem, bo opinia specjalistów nie zawsze jest decydującym czynnikiem, ale o tym zaraz.
Czy współczesnym rodzicom tak bardzo brakuje intuicji i pewności siebie, że muszą sobie wmawiać, że każda ich decyzja jest z góry najlepsza? Często przy tym wdając się we wojenki z innymi rodzicami?
Zobaczcie, co napisał Dr Spock już kilkadziesiąt lat temu:
„Wiara w siebie to podstawa powodzenia. Oczekujecie dziecka. Jesteście podnieceni, szczęśliwi, ale zastanawiacie się, czy nie mając doświadczenia, sprostacie nowym obowiązkom. Uważnie słuchacie ostatnio rozmów krewnych i znajomych o wychowaniu dzieci. Czytacie w gazetach i czasopismach artykuły pisane przez specjalistów. Gdy dziecko się urodzi, będziecie niewątpliwie instruowani jeszcze przez lekarzy i pielęgniarki. Dowiedziecie się wszystkiego o witaminach i szczepieniach. Niejedno wyda wam się niezmiernie skomplikowane. (…) Usłyszycie też, że dziecko łatwo rozpieścić nosząc je na rękach, to znów, że potrzebuje dużo pieszczoty. Spotkacie się ze zdaniem, że bajki przyczyniają się do nerwowości dziecka i – odwrotnie – że rozładowują napięcie.
Nie bierzcie za poważnie wszystkiego, co radzą sąsiedzi, nie deprymujcie się tym, co mówią specjaliści. Zaufajcie własnemu zdrowemu rozsądkowi, nie szukajcie zmartwień, gdy ich nie ma, kierujcie się instynktem i przestrzegajcie wskazówek lekarza, a okaże się, że wychowanie dziecka nie jest aż tak skomplikowanym zadaniem.
(…) Poszerzając ciągle zakres badań nad różnymi metodami wychowywania dzieci, specjaliści przekonywali się coraz dobitniej, że to, co dobra matka i ojciec wiedzeni instynktem robią wokół dziecka, jest dla niego mimo wszystko najlepsze. Co więcej, rodzice najlepiej wypełniają swe powinności, gdy są naturalni, nieskrępowani, wyzbyci lęku. Lepiej bowiem popełnić ileś błędów, zachowując naturalność, niż robić wszystko z drobiazgową dokładnością podyktowaną uczuciem niepokoju.” Dziecko, pielęgnowanie i wychowanie, Benjamin Spock, Michael B. Rothenberg, wydanie z 1991
Gdybym więc miała podać swoją receptę na rodzicielstwo, to pewnie w jej skład wchodziłaby wiedza i intuicja rodzica. Masz je?
Ps. Tak się zastanawiam, ile z tych udostępniających grafikę matek, szerowało kiedyś coś, co poniżało wybór innej matki np. jakiś plotkarski news, mrożącą krew w żyłach opowieść z placu zabaw…
Ps2. Wiem, że to był mem – traktowany przez większość z przymrużeniem oka. W każdym żarcie jest jednak ziarno prawdy, a jak się trochę pomyśli, to można nawet ciekawe wnioski wysnuć.