Nasze Halloween 2019

Published by Sara on

O, to się posypią gromy na mą głowę! Już wyczuwam te próby nawracania mnie lub komentarze, że do reszty Szatan mnie opętał. A może jednak tak nie będzie? Rok temu Maja została zjechana przez kolegów, że to nie polskie święto, w tym roku dzieciaki przychodzą do nas do domu. Czasy się zmieniają. Zwłaszcza, że my mimo wszystko podchodzimy do tematu bardzo łagodnie i bez zbędnego szaleństwa.

Jako świadkowie Jehowy oczywiście nie obchodziliśmy Halloween i nawet nagraliśmy z tej okazji odcinek na YouTube. Zapewniam was jednak, że w tym wypadku nie mam żadnej traumy związanej z nieobchodzeniem tego dnia – w Polsce w latach 90 (chyba) nikt o tym nie słyszał. Zachęcam was jednak do obejrzenia tego krótkiego materiału, bo być może zwróci wam uwagę na aspekty, których nigdy nie braliście pod uwagę.

Jeśli zaś chodzi o mnie, to od razu mówię: nie szaleję. No dobra, uwielbiam dynię i w sumie cały ten okres sprowadzam to stawiania tego warzywa na blacie i robienie z niego zup, muffinek i pysznego pumpkin pie. Dekoracje ograniczyliśmy do jednego plakatu, kilku koślawych nietoperzy wyciętych z czarnego kartonu i jednego lampionu. Nie kupuję też nowych kostiumów (chociaż nie mam nic przeciwko tym, którzy się przebierają) – raz, mam jakieś kapelusze w szafie i nie ma potrzeby znowu czegoś kupować. Z tego powodu też nie poszłam po plastikowe dynie na słodycze i inne produkty, które znajdziemy teraz w sklepach. Tak, doskonale sobie zdaję sprawę, że to po prostu kolejna okazja by rzucić się w szał konsumpcjonizmu więc my trzymamy siebie, a przede wszystkim nasze dzieci, na wodzy. Miałam szyć coś sama lub stworzyć jakiś strój z tego, co upoluję w lumpeksie, ale przez moją chorobę i ogólny brak siły dziewczynkom będzie musiał wystarczyć makijaż i to, co zostało z tamtego roku.

Na pewno nie będzie też chodzenia po domach i wołania cukierków od sąsiadów. Nasza okolica jeszcze nie jest na to gotowa…Być może inaczej byłoby, gdybyśmy mieszkali na przedmieściach. Poza tym już nachodziłam się w życiu po domach i naprawdę mi starczy.

Dlaczego więc obchodzimy?

Bo to miłe. Miło jest usiąść wieczorem i pomóc dziewczynkom wyciąć nietoperze. Fajne jest wspólne przygotowywanie dyni. Jesteśmy razem całą rodziną i cieszymy się ostatnimi chwilami tak pięknej jesieni, bo listopad to już zupełnie inne bajka. I córki też się cieszą, że przyjdą do nich koleżanki na wspólne oglądanie bajki i zjedzenie odrobiny za dużo czekolady.

Tu muszę wspomnieć o tym, że w niektórych szkołach organizowany jest alternatywnie Bal Wszystkich Świętych. U nas akurat nie, ale spoko, jak ktoś ma ochotę to proszę bardzo. My byśmy jednak tego nie obchodzili z tej prostej przyczyny, że jesteśmy niewierzący. Cieszę się, że jednak mamy możliwość wyboru i możemy nie robić nic, możemy się przebrać za zombie, możemy tylko postawić sobie dynie na parapecie albo możemy uszykować sobie do szkoły strój św. Franciszka. I fajnie jak będziemy te swoje wybory szanować.

Categories: Lifestyle

Sara

Na co dzień szczęśliwa żona i mama Mai i Lei, które są uczestniczkami wielu wydarzeń z tej strony. Zawodowo spełnia się jako account manager i copywriter. Na swoim blogu uchyla wam rąbka tajemnicy swojego prywatnego życia oraz dzieli się tym co powinno was zainteresować.

Otrzymuj powiadomienia o komentarzach w tym poście
Powiadom o
guest
7 komentarzy
najnowszy
najstarszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
7
0
Przejdź do komentarzy i proszę zostaw swój.x