Rozwód to nie porażka.

Published by Sara on

Mamy rok 2019 a w naszej uroczej Polandii wciąż myśli się, że rozwód jest porażką. Jasne, takie sytuacje ograbiają nasze życie z tego romantycznego nimbu, gdy to byliśmy młodzi, zakochani i mieliśmy ze sobą spędzić resztę życia. A do tego przecież dochodziło ślubowanie przed Bogiem w kościele i cała ta pełna sakramentu otoczka. Więc jak to tak? Koniec? Przyznać się publicznie, że popełniliśmy błąd?

W mojej wizji idealnego świata ślub to ceremonia dla dwójki ludzi, którzy wszem i wobec ogłaszają, że od teraz chcą być ze sobą i zrobią wszystko, by ten związek był zgodny, szczęśliwy i trwały. Tak mniej więcej lecą słowa przysięgi w USC, więc nawet tu istnieje scenariusz, w którym po zrobieniu wszystkiego, co w naszej mocy, związek jest jednak nie do odratowania.

Lubimy zapominać, że przez wieki ślub był transakcją: polityczną lub gospodarczą. Ze zdziwieniem patrzymy na inne kultury, gdzie partnera wybierają rodzice. A sami decydujemy się na zakup obrączek, bo wpadliśmy z nieślubną ciążą i co ludzie powiedzą. Albo dlatego, że rodzice naciskają. Albo ze względu na kredyt. Romantycznej miłości często w tym brakuje, chociaż nie jest ona wcale dobrym doradcą. Młodzi świadkowie Jehowy, często ledwie po maturze, lecą do USC związując się z pierwszą osobą, z którą połączyło ich wzajemne zauroczenie. I potem wychodzą kwiatki: że on jednak w domu wcale nie jest taki cierpliwy i wyrozumiały, jaki był na sali w czasie zebrań. A ona to nie chciałaby realizować się tylko jako pani domu, która gotuje obiadki, piecze ciasta i oczywiście udziela się w służbie. Niestety, nie było możliwości poznać tych cech przed ślubem, bo przecież każdy kontakt sam na sam może zakończyć się niemoralnością!

I tak sobie potem patrzę na małżeństwa z kilkunastoletnim stażem i pary, które ze sobą nie rozmawiają dusząc się w tej zatęchłej atmosferze, ale rozwód? Nieee, rozwód to zuoooo. Lepiej spać w osobnych pokojach i spędzać całe dnie bez siebie – byleby tylko na zebraniu usiąść w tym samym rzędzie, bo „co ludzie powiedzo”.

Patrzę sobie ostatnio na moich teściów, którzy od prawie roku są po rozwodzie. Dorośli ludzie, a dwójka ich dzieci ma już własne rodziny. A na co im to? Och, plotki były w miasteczku gorące i nawet było widać, jak jacyś dalecy znajomi brali czyjąś ze stron i nagle nie poznawali np. mojej teściowej na ulicy. Na szczęście same zainteresowane strony wyciągnęły z tego naukę, jacy potrafią być ludzie a atmosfera znacząco się oczyściła. Rozwód nie powinien być traktowany jak porażka, tylko jako początek czegoś nowego.

Nie tylko moje dziewczynki nie straciły babci lub dziadka. Nie, one zyskały dodatkową osobę, która chętnie z nimi spędzi czas. A sami rozwodnicy – jak bardzo się rozwinęli i to w pozytywnym sensie! Tak jak pisałam na początku: w idealnym scenariuszu znajdujesz tę osobę, z którą jesteś gotowy iść przez życie i pokonywać trudności. Może będziecie czuli potrzebę legalizacji tej relacji, a być może nie. Wciąż jednak wiążemy się z kimś, bo tego się od nas oczekuje, bo pojawiło się dziecko, bo tego wymaga grupa religijna. I kto wie, być może uda nam się wypracować z czasem i wysiłkiem dobre relacje, a może nie. Ico wtedy wpłynie lepiej na dziecko? Ciągle kłócący się rodzice, którzy trwają ze sobą, bo tak trzeba czy para, która umiała dojść do porozumienia i żyje w zgodzie chociaż osobno?

Czasem zastanawiam się jakim cudem my to przetrwaliśmy. Też byłam jedną z tych panien młodych zaraz po maturze. Przez jakiś czas poważnie rozważałam separację, a może nawet rozwód, gdy Edwin oznajmił mi, że już nie ufa organizacji. Potem był kryzys – skoro połączyło nas bycie świadkiem Jehowy, to jaki sens ma nasz związek? A jednak wciąż jesteśmy razem, w czerwcu minie 10 rocznica naszego ślubu i poważnie zastanawiamy się nad odnowieniem przysiąg (których swoją drogą nie praktykuje się u świadków Jehowy). W końcu trochę czasu minęło, część osób wciąż jest z nami, większość naszych gości weselnych zniknęła we mgle ostracyzmu, ale na szczęście przyszli nowi: i wśród nich wciąż jestem gotowa powiedzieć, że mój mąż jest moim ulubionym człowiekiem i wciąż go wybieram.

Categories: Lifestyle

Sara

Na co dzień szczęśliwa żona i mama Mai i Lei, które są uczestniczkami wielu wydarzeń z tej strony. Zawodowo spełnia się jako account manager i copywriter. Na swoim blogu uchyla wam rąbka tajemnicy swojego prywatnego życia oraz dzieli się tym co powinno was zainteresować.

Otrzymuj powiadomienia o komentarzach w tym poście
Powiadom o
guest
9 komentarzy
najnowszy
najstarszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
9
0
Przejdź do komentarzy i proszę zostaw swój.x