Miłość nigdy nie zawodzi? – kongres Świadków Jehowy 2019
Miałam nie pisać na ten temat. Raz, że ostatnio zmotywować się do napisania czegokolwiek nie mogę. Dwa, że jeśli chodzi o ŚJ to teraz wolimy coś nagrać niż pisać. Jednak moja koleżanka Kasia z Warszawy wyraziła prośbę, żeby powiedzieć coś więcej na temat ostatniego weekendu – a skoro Kasię znam już ponad 10 lat, a ona woli czytać niż oglądać, to specjalnie dla niej otworzyłam edytor tekstu.
W miniony weekend w Warszawie i innych miastach w Polsce odbył się kongres Świadków Jehowy pod hasłem „Miłość nigdy nie zawodzi”. Takie wydarzenie odbywa się raz do roku ( na wiosnę i jesień są organizowane „konferencje” czyli zgromadzenia na mniejszą skalę). Przez 3 dni świadkowie słuchają przemówień i „duchowych pouczeń”. Sama będąc świadkiem bardzo lubiłam ten czas, bo pod wieloma względami była to prawdziwa przygoda.
W latach 90, gdy jeszcze nie było tak wypaśnych obiektów jak np. Atlas Arena w Łodzi jeździliśmy na stary stadion Start. Och, cóż to były za czasy! Rano szykowaliśmy się i jechaliśmy autem lub autobusem do miasta kongresowego. Najwięcej do roboty zawsze miały mamy – przygotować ładne ubrania na 3 dni dla całej rodziny, wstać rano i zrobić kanapki lub inne jedzenie. Potem gdy sama miałam szykować naszą rodzinę zrozumiałam jak wielki ciężar jest na kobietach w tej kwestii. A przecież mój mąż ze mną współpracował i ogarniał razem ze mną. Na kongres jeździliśmy w zgodzie. A przecież słyszałam opowieści i nawet widziałam na własne oczy pary, który kłóciły się o to, z czym jest kanapka i dlaczego w termosie jest herbata a nie kawa. Dla dziecka była to jednak przygoda, przynajmniej na początku.
Na stadionie siedziało się pod parasolem lub namiotem ogrodowym, jeśli ktoś miał. Zawsze też trzeba było zabrać folię lub płaszcze przeciwdeszczowe, bo przecież nieraz było oberwanie chmury. Fajnie było się przechadzać po stadionie przed programem. Fajne były zabawy w trakcie. Za to siedzenie w słońcu lub w deszczu na otwartej płycie przez prawie 3 godziny i słuchanie przemówień – cóż, nie jest to rzecz, którą uwielbia każdy siedmiolatek. A przecież trzeba być grzecznym! Bo wszyscy dookoła patrzą i oceniają czy rodzice dobrze służą Jehowie odpowiednio kierując dziećmi.
Czasy nastolenie to już zupełnie inna bajka. Z jednej strony potrafiłam już wysłuchać programu i zapisywać całe zeszyty, z drugiej – przerwy w programie stały się momentem na pokazanie się. Młodzież grupkami przechadzała się wokół stadiony obrzucając się spojrzeniami. Proceder ten trwa latami, bo może dzięki temu uda się znaleźć męża/żonę. Śmiech mnie bierze jak przypominam sobie, jak w czasie zborowych spotkań obgadywano katolików, że oni tylko się stroją do kościoła, a potem zapominają o wszystkim. Tymczasem dla wielu osób te 3 dni w roku staje się pewnego rodzaju paradą: tygodnie wcześniej myśli się o strojach, dobiera się buty pod kolor, kupuje nowy garnitur i rezygnuje z urlopu. Już w latach 90 kongres był sporym wydatkiem dla wielu rodzin. Obecnie musisz się słuchać zaleceń organizacji i jeśli chcesz pojechać na taki kongres międzynarodowy, to nie ma, że sam sobie znajdziesz nocleg – nie, masz z góry wyznaczony hotel, który ma umowę z organizacją, a jak cię na niego nie stać – no to spadaj, mała.
Obecnie na kongresach mniej jest suchych przemówień. Praktycznie każdy punkt zawiera krótki filmik, dokładnie pokazujący ci jak powinieneś się zachować w danej sytuacji. Hity ostatniego? Moje ulubione to twierdzenie, że dzieci są z natury samolubne i że trzeba je kształtować od najwcześniejszego dzieciństwa, bo potem nie zostaną ŚJ i to, że nie powinniśmy się przejmować globalnym ociepleniem. Chociaż nie wiem czy te słowa padły w Warszawie – odnoszę się do przemówienia Stephena Letta z amerykańskiego kongresu. Stephen Lett to jeden z członków Ciała Kierowniczego – grupy kilku mężczyzn, którzy przewodzą świadkom i decydują o obowiązujących zasadach.
Hasło przewodnie tego roku to „Miłość nigdy nie zawodzi”. Pisałam już o tym na Insta, ale napisze i tu: obce osoby padały sobie w ramiona i krzyczały „we love you”. Brokat i blask aż wylewały się ze stadionu Legii w Warszawie. Zabrakło tylko tęczy, bo przecież osoba z LGBT na tę niezawodną miłość nie zasługuje. Podobnie jak osoby, z którymi łączą cię więzy krwi, łączyła przyjaźń – miłość nigdy nie zawodzi pod warunkiem, że pozostajesz świadkiem Jehowy. Jeśli jest inaczej, to możesz zapomnieć o normalnym spotkaniu z rodziną, o kawie z przyjaciółką, o pomocy, gdy zachorujesz.
Świadkowie o nas, czyli ludziach ze świata mówią, że obchodząc święta czy urodziny jesteśmy jak dzieci, które oblizują wybrudzony cukierek. W zamian proponują nam piękną, opakowaną w błyszczący papier czekoladę, która po otwarciu okazuje się śmierdzącym fałszem i hipokryzją…gównem.