Używaj po trosze wina? Świadkowie Jehowy w Polsce i ich stosunek do picia alkoholu.

Published by Sara on

Nigdy nie świętowaliśmy Sylwestra, jeśli przez świętowanie rozumiesie się oficjalną imprezę z obowiązkowym toastem o północy. Za to tak zwanych posiadówek, w czasie których opróżniona została niejedna butelka trunku i jakoś się tak składało, że odbywały się one 31 grudnia, było wiele. Chociaż trzeba przyznać, że w momencie wybicia dwunastej zapadała krępująca cisza i przez chwilę unikaliśmy swojego wzroku, jakby dochodziła do nas refleksja, że to, co robimy, jest pozbawione sensu.

Gdy więc spotkałam się z zaskoczonymi reakcjami na wieść, że świadkowie piją alkohol, postanowiłam pochylić się trochę nad tym tematem.

Niejasna doktryna: czy świadkowie Jehowy mogą pić alkohol

Po głowie tłuczą mi się wersety, pozostałości z czasów chodzenia od drzwi do drzwi. Psalmista pisał, że „wino rozwesela serce”, a apostoł Paweł radził swojemu uczniowi Tymoteuszowi by winem leczył swoje problemy żołądkowe. Jednocześnie ten sam autor w liście do Galatów twierdził, że przez pijaństwo i dzikie zabawy nie odziedziczy się Królestwa Bożego, zaś w księdze Przysłów potępiono nadużywanie wina i obżeranie się mięsem. O ile jednak kwestii mięsa świadkowie nie poświęcają za dużo uwagi (być może zbyt śmiało myślę, że ten werset teoretycznie mógłby zachęcać do wegetarianizmu, ale uznajmy to za moje subiektywne życzenie), to już na hasło: „alkohol” w ich biblioteczce internetowej wyskoczy nam 384 wyników.

Wbrew pozorom świadkom Jehowy Biblia nie zabrania spożywać alkoholu, ale powinni kierować się rozsądkiem i umiarem:

„Jeśli więc decydujemy się pić alkohol — bez względu na to, czy jesteśmy w towarzystwie, czy sami — to powinniśmy pić go tyle, żeby być w stanie jasno myśleć, panować nad tym, co mówimy i robimy, oraz nie szkodzić swojemu zdrowiu. Jeśli nie potrafimy zapanować nad tym, ile pijemy, to powinniśmy być gotowi w ogóle przestać pić.”

fragment z interaktywnego kursu biblijnego kierowanego do osób, które studiują ze świadkami.

Brzmi rozsądnie. Czy w praktyce ten rozsądek wygrywa, to już inna sprawa, ale o tym dalej. Na plus muszę zaliczyć świadkowskie rady by nie potępiać kogoś, kto zdecydował się na abstynencję. W polskiej kulturze chlania z powtarzanym na ustach „ze mną się nie napijesz”, jest to wręcz ożywcza nowość.

Narzeczonym radzi się:

„Jeśli zdecydują się podać alkohol, upewnią się, że będzie on dostępny w umiarkowanej ilości i tylko dla tych, którzy zgodnie z prawem mogą go spożywać.”

Nie dość, że umiar, to również pilnowanie nieletnich! Brzmi to pięknie na papierze i kto wie-może w innych krajach i kulturach udaje się te zasady wprowadzić.

Jednak w pewnych kwestiach ciało kierownicze (8 mężczyzn, którzy przewodzą organizacji świadków Jehowy) nie nadąża za światem naukowym.

„Przypomnijmy sobie, że Biblia nie ma nic przeciwko umiarkowanemu używaniu alkoholu, natomiast potępia nadużywanie go, bo mówi: „Pijacy (…) nie odziedziczą królestwa Bożego” (1 Koryntian 6:9, 10). Co prawda niejeden młody człowiek twierdzi, że używa marihuany w stopniu umiarkowanym i że nigdy nie posunie się tak daleko, żeby przypominał pijanego. Jednakże marihuana to coś innego niż alkohol. Twój organizm potrafi przekształcić alkohol w „paliwo” dla komórek. Staje się on wtedy pokarmem. Natomiast marihuany organizm nie może wykorzystać. Poza tym alkohol nie pozostaje w organizmie przez długi czas. Zostaje z niego wydalony w ciągu kilku godzin. Natomiast toksyczne substancje marihuany nie są szybko wydalane i szkodzą organizmowi.” (Twoja młodość, korzystaj z niej jak najlepiej)

Nie jestem pewna, czy marihuana nie może przekształcić się w pokarm. Osobiście nie próbowałam, ale niektórzy robią podobno całkiem smaczne ciastka na bazie masła z wkładką z konopi. Zobaczymy jednak na ten wykres:(wykres)Alkohol (na wykresie „alcohol”) znacząco przebija marihuanę („cannabis”) pod względem szkody, której doświadcza zażywający i szkody, którą można pod wpływem substancji wyrządzić innym.

źródło: The Economist

Nie jest to jednak temat o nieścisłościach w publikacjach świadków Jehowy. Wiemy już, że zalecają umiar, ale co się stanie, gdy przesadzi ze spożywanym alkoholem? Jakie kroki podejmie społeczność w takiej sytuacji? Zajrzyjmy do „kodeksu cywilnego”, czyli podręcznika dla starszych zboru:

§ 18. PIJAŃSTWO (…) Komitet sądowniczy należy powołać wtedy, gdy ktoś ma zwyczaj się upijać lub upił jednorazowo, ale nabrało to rozgłosu.

§ 19. Jeżeli ktoś wyznaje starszemu, że jednorazowo nadużył alkoholu i upił się na osobności, na przykład w swoim domu, ale nie nabrało to rozgłosu, może wystarczyć stanowcza rada starszego. W każdym wypadku starszy powinien powiadomić o tym koordynatora grona.

Nie umiem oprzeć się smutnemu wrażeniu, że głównym problemem świadkowskich nadzorców jest opinia publiczna. Ziutek leżący w rowie to jedno. Ziutek, którego wszyscy znają we wsi z tego, że jest świadkiem Jehowy, to już poważniejszy problem. Jak w takiej sytuacji wyjść do ludzi w następną sobotę i twierdzić, że Biblia pomaga prowadzić przykładne, chrześcijańskie życie? Czym innym jest jednak Józef, który codziennie po pracy wyciąga z lodówki zimne piwo, no może dwa. Starszy zboru, które napięcia we wspólnocie i nadmiar zadań topi w luksusowej whiskey, nie interesuje jego współziomków. Nawet jeśli widzą, że po ten alkohol faktycznie sięga może nieco zbyt często. Ważne, że na spotkania grupy przychodzi trzeźwy i ludziom ze świata nie jest znany z tego nawyku. O pomocy nie mówi się. Nawet jeśli do najgorszego według świadków, czyli do publicznego upicia się. Pozostaje wykluczenie i ostracyzm. O jakiś działaniach AA milczy się — po co, skoro jest Jehowa.

Wiara cię uleczy?

Przez lata byłam przekonana, że „prawda” świadków Jehowy ma moc zmieniania życia ludzkiego. W publikacjach czytałam o osobach, które porzucały nałogi i tak zwany niemoralny styl życia, gdy postanowiły oddać swe życie Jehowie, czyli przyjąć chrzest i oficjalnie dołączyć do wspólnoty. Słuchałam podobnych historii na zgromadzeniach i w czasie zebrań. Najważniejsze jednak dla mnie było to, że niczym niewierny Tomasz, widziałam na własne oczy, jak wiara w Jehowę może zmienić człowieka. W rodzinie mojej i mojego męża znalazły się osoby, które znane były z nadużywania alkoholu, awanturowania się pod jego wpływem, a nawet krzywdzenia swoich bliskich. Jednak rozpoczęte rozważania ze świadkami Jehowy, zaczęły wpływać na ich osobowość, co spowodowało podziw i zachwyt sąsiadów.

Poprosiłam osoby, które obserwują mnie na Instagramie, by podzieliły się podobnymi historiami.

Sandra pisze:

„W naszym zborze pojawiła się taka osoba. Pochodził z trudnego domu, wychowywała go matka alkoholiczka. Gdy miał jakieś 30 lat, zapukał do niego świadek Jehowy i rozpoczął z nim studium biblijne. W trakcie tych spotkań zainteresowany zapisał się do AA i jeszcze mocniej uchwycił się wiary. Jako świadek był niezwykle gorliwy, przygotowany do zebrań, umawiający się chętnie do służby. Po pewnym czasie również jego mama, alkoholiczka, zainteresowała się świadkami i przestała pić”.

Dorota opowiedziała o chłopaku, któremu również „prawda” pomogła zmienić życie na lepsze:

„To był typowy blokers: czapka z daszkiem, nikomu nie patrzy w oczy. W barze przepija 8 piw, jedno po drugim, przepala najmocniejszymi fajkami, a potem w drodze rozrywki szuka ofiary do bójki lub kłótni. Zagaduje tylko pod wpływem, na trzeźwo jest milczkiem, który patrzy w ziemię. Od kiedy został świadkiem Jehowy nastąpiła totalna przemiana. Oprócz tego, że całkowicie przestał spożywać alkohol oraz palić papierosy, to w dodatku zaczął…mówić! I to nawet z sensem, pomijając głoszone świadkowskie doktryny. Patrzy się rozmówcy w oczy i widać, że jest pewniejszy siebie. Gdybym nie znała efektu przed — na pewno bym nie uwierzyła.”

Dorastałam w organizacji i takie historie były dla mnie codziennością, co ciekawe naprawdę miały miejsce. Tym łatwiej przychodziła mi oraz innym członkom pewność, że jesteśmy w jedynej prawdziwej religii, którą Bóg przeprowadzi bezpiecznie przez nadchodzący Armagedon. Przecież napisano, że Słowo Boże ma moc oddziaływania, a czy widać wyraźniejszy dowód działania niż porzucenie zgubnego nawyku!

Stosunkowo niedawno, gdy w gronie przyjaciół dyskutowaliśmy na różne „świadkowskie” sprawy, zwrócono moją uwagę na to, że pierwsi członkowie AA należeli do Grup Oskfordzkich, czyli organizacji powiązanej z kościołem luterańskim. W programie, który później został zaadoptowany również przez inne wspólnoty, duży nacisk kładzie się na więź z Bogiem i czerpanie od niego siły. W późniejszym czasie powstała również wersja humanistyczna programu. Nie mogłam się nadziwić. Jak to możliwe, że nie tylko świadkom Jehowy udaje się porzucić picie pod wpływem wiary/religii? I jak to możliwe, że takie spotkania klubu AA często mają miejsce przy kościołach, które przecież należą do Wielkiej Nierządnicy?

Jak wykazano w badaniu Wsparcie i zmagania religijne jako predyktory jakości życia Anonimowych Alkoholikówmoderacja przez czas abstynencji – „odnotowano również moderujący efekt długości abstynencji na zależność między religijnością i jakością życia AA: osoby z długim okresem abstynencji i wysoką umiejętnością czerpania wsparcia z religii miały najwyższe wskaźniki jakości życia”. Przez wsparcie religijne rozumiano tu korzyści czerpane z wiary i relacji z Bogiem.

Ze zdziwieniem odkryłam też, że istnieje coś takiego jak Krucjata Wyzwolenia Człowieka, katolicki program ewangelizacyjny, którego celem jest krzewienie życia w abstynencji. Wydawała mi się to rzecz kompletnie niszowa, skupiona w jakiś skrajnych katolickich kręgach towarzyskich.

Aga napisała do mnie:

„Brat mojej babci był alkoholikiem. Podpisał KWC (Krucjata Wyzwolenia Człowieka), chodził na pielgrzymki itp. Jakoś znalazł w sobie siły, by przestać pić. To było 30 lat temu, chyba wtedy nie działy jeszcze grupy jak AA”.

Martyna pisze:

„W katolickiej wspólnocie, do której należałam, istnieje możliwość podjęcia postu i modlitwy za osobę uzależnioną. Post polega na powstrzymywaniu się od picia alkoholu, a modlić powinno się codziennie. Można to zrobić w intencji osoby, którą się zna lub nieokreślonej, a znanej Bogu. Jest to akcja wymyślona przez założyciela Ruchu jeszcze w czasach PRL — nazywa się to Krucjata Wyzwolenia Człowieka i była sprzeciwem wobec rozpijania narodu. Bardzo dużo osób, które znam, podjęło taki post. Czasem podejmuje się go na rok i później się go odnowią lub nie, ale można się też go podjąć na stałe”.

Zastanawiam się, czy gdyby tak pogrzebać w różnych grupach i wspólnotach religijnych, to czy nie znaleźlibyśmy tam więcej możliwości wsparcia dla osób uzależnionych? W zmonopolizowanej wyznaniem katolickim Polsce mogę zaoferować tylko swoją perspektywę, byłej świadkini Jehowy. Gdybym jednak zaczęła wgryzać się w temat i szukać informacji w języku angielskim, pewnie nigdy nie skończyłabym tego tekstu, więc zostawmy na razie tę kwestię otwartą.

Starszy zboru nie awanturuje się po pijanemu

W publikacjach mamy niemal stoicki ideał umiaru. Czytamy i słuchamy doświadczeń osób, które pod wpływem świadków Jehowy („prawdy z Biblii”) zrezygnowały z picia alkoholu. Jak może wyglądać jednak picie, gdy tego problemu wcześniej nie było i nie trzeba świadomie i całkowicie z niego rezygnować? Jak widzę ten „umiar” swoimi oczami? I jak widzą go znajomi eks świadkowie?

Byłam raczej grzeczną dziewczynką i w swoich nastoletnich latach raczej nie sięgałam po alkohol. Raczej, bo na pewno pierwszy kontakt z trunkami miałam przed osiemnastką, ale poza tym, że starałam się być przykładną świadkinią, to byłam także kobietą. Jakoś tak się złożyło, że na wielu spotkaniach towarzyskich, to właśnie kobietom przypadała rola trzeźwego kierowcy. Mój mąż Edwin również starał się być przykładnym świadkiem Jehowy, przynajmniej we własnych oczach, ale jak zakładam również w oczach członków zboru. Nie było zastrzeżeń, gdy wypełniał wniosek o zostanie pionierem stałym, pełnił też funkcję sługi pomocniczego z ambicją, by zostać starszym zboru. Jednocześnie, jeszcze w czasach nastoletnich przed naszym ślubem, spotykał się z innymi młodzieńcami ze zboru, a w czasie tych spotkań alkohol lał się w ilościach, które dzisiaj przyprawiają mnie o trwogę.

Z szacunku, a być może z pewnego sentymentu, którym darzę tych ludzi, ominę opisy różnych żenujących sytuacji, które miały miejsce na tych spotkaniach. Dodam tylko, że dla mnie ogromnym zdziwieniem była pierwsza „światusowa” impreza i szok, gdy odkryłam, że nikt nie wymiotował ani nie przystawiał się w niemiły sposób do dziewczyny, która stanowczo sobie tego nie życzy.

Oczywiście biorę pod uwagę subiektyne odczucia i lokalne zwyczaje. Uwzględniam to, że być może to nasz rejon i nasi lokalni młodzi (i nie tylko) świadkowie Jehowy lubili w ten sposób spędzać wolny czas. Biorę też pod uwagę to, że na mojej pierwszej świeckiej imprezie byli już ludzie koło 30, którzy być może swoje lata szaleństw mają już za sobą i wiedzą, że kilka chwil zabawy pod wpływem, nie jest warte morderczego kaca następnego dnia. Nie umiem się jednak oprzeć wrażeniu, że alkohol, jako jedyna dozwolona używka, gdyż w organizacji zakazane są papierosy, marihuana oraz seks przed i poza małżeński, a także masturbacja, stał się formą na rozładowanie napięć i presji. Zwłaszcza jeśli uwzględnimy szeroką w interpretacji kwestię umiaru, która sprowadza się do tego, by nie zrobić czegoś żenującego przy świadkach, nie tylko Jehowy. Wymiotowałeś lub urwał ci się film? Jest ok, jeśli to się stało w domu, już po imprezie. Widzieli to inni? No, to pora na pouczającą rozmowę, na której pewnie się skończy, nawet jeśli w lokalnej wspólnocie jesteś znany z tego, że wolny czas najczęściej spędzasz na piciu piwka z przyjacielem, a z jednego piwka szybko robi się kilka.

Tymczasem wyszłam za mąż, wkrótce zaszłam w ciążę i siłą rzeczy zaczął się dla mnie okres przymusowej abstynencji. W tamtym czasie w naszym gronie znajomych mieliśmy zwyczaj, by po zebraniu spotykać się na kolacji, przy której, wiadomo, pojawiał się alkohol. Myśląc o tych czasach, lubię sobie wyobrażać, że to był jedyny moment w moim życiu, gdy mogłam w swojej głowie odgrywać rolę postaci z amerykańskiego sitcomu w stylu „Przyjaciół” czy „Jak poznałem waszą matkę”. Z dzisiejszej perspektywy mierzi mnie to, że jednak za każdym razem spotkanie odbywało się przy alkoholu, ale znów: być może to kwestia wieku i dojrzałości (czy też stetryczenia zależy, kto patrzy) albo to w mojej obecnej bańce alkohol, a już zwłaszcza jego nadmierne picie, stał się po prostu niemodny?

W liście apostoła Pawła do Tymoteusza znajdziemy rady dotyczące nadzorcy. Na głoszeniu lubiliśmy wypominać katolikom ten fragment, a zwłaszcza słowa: „mąż jednej żony, trzeźwy, rozsądny, przyzwoity, gościnny, sposobny do nauczania, nie przebierający miary w piciu wina, […] dobrze rządzący własnym domem” 1 list do Tymoteusza, rozdział 3, przekład Biblii Tysiąclecia. W służbie kaznodziejskiej zwracaliśmy uwagę na to, że biskup/nadzorca powinien mieć żonę, a tu „proszę spojrzeć na waszych księży”, ale dopiero dzisiaj zwróciłam uwagę na pewną różnicę w przekładzie. W wersji z 1997 roku Przekładu Nowego Świata zamiast „nie przebierający miary w piciu wina” mamy” nie awanturujący się po pijanemu”. I tak być może tylko lokalnie w naszej okolicy, powstał zwyczaj by mężczyznę, który ubiega się o przywilej starszego, sprawdzić pod tym względem. Jak? Najlepiej, oczywiście w żartach, zaprosić na picie wina-i chociaż sprawdzenie było żartem, to już picie alkoholu, oblewanie zamianowania, było naprawdę. Być może ten zwyczaj występował nie tylko w centralnej Polsce, bo kolejna wersja Przekładu Nowego (nowszego?) Świata z 2018 jest bliższa wersji z Biblii Tysiąclecia: „nie może się upijać”.

Anna w wiadomości z Instagrama pisze tak:

„Członek mojej bliskiej rodziny to zagorzały ŚJ. O mnie mówi, że idę na rzeź (wg świadków Jehowy osoba, która odrzuca Jehowę zginie w Armagedonie-przyp. od autorki), ale sam pędzi bimber bez skrupułów. Dwa lata temu tak się upił, że mało co i by z krzesła spadł. Jest notorycznym kłamcą i oszukuje państwo na pieniądze. Rozumiałabym postawę, kto kombinuje, ten ma, chociaż sama bym tak nie potrafiła, ale nie rozumiem jego matactw, gdy jednocześnie odwraca się od własnej rodziny i chwali się posłuszeństwem wobec Jehowy. To Jehowa kocha tak samo pijaków i oszustów, jeśli w jego imię krzywdzą bliskich?”

Oliwię za to dziwi społeczne postrzeganie świadków jako niepijącej grupy:

Oliwię za to dziwi społeczne postrzeganie świadków jako niepijącej grupy:„Zawsze byłam zaskoczona, jak wielu ludzi ze świata uważa, że świadkowie wcale nie piją alkoholu. Nie wiem skąd takie przypuszczenia, bo we wszystkich 3 zborach, w których byłam, nadużywanie procentów było na znacznej większości imprez, wieczornych ognisk, wesel, wyjść na drinka. U młodych jest problem z umiarem ze względu na to, że alkohol jest jedyną dostępną używką. U trochę starszych natomiast bardzo często zauważało się typowe oznaki uzależnienia (codzienne dawkowanie, nie ma dnia bez piwa). Jednak jak to u ŚJ bywa-co zbór, to obyczaj. W polskich zborach, gdy było ostre przegięcie z procentami, każdy krył tyłek sobie nawzajem (włącznie ze sługami pomocniczymi i starszymi), a reprymendy ograniczały się do gadania bez konsekwencji. Natomiast w zborze w Niemczech, gdzie później mieszkałam, chlanie do upadłego było niedopuszczalne. Gdy ktoś przesadził, to od razu zapraszanego go do salki B i dostawał napomnienie, dlatego rzadko się tam zdarzały takie sytuacji, inna kultura picia.”

Kwestia nadużywania alkoholu i lekkiego komitetu sądowniczego w przypadku wyjścia sprawy na jaw, często pojawia się w rozmowach na naszym kanale YouTube. Zastanawiam się, z czego to wynika i czy faktycznie możemy wszystko przykryć polską kulturą picia.

Wiemy, że organizacja świadków Jehowy, to tak zwana „high-cost religion”3: charakteryzują ją sztywne, konserwatywne reguły oraz wymaga dużo zaangażowania ze strony wierzących. W takich religiach często priorytetyzuje się związki w danej wspólnocie, jednocześnie odradzając nawiązywanie głębszych relacji z ludźmi z innych grup. Czy napięcia związane z życiem w tej grupie nie zachęcają do sięgnięcia po alkohol, jako łatwego i być może jedynego środka uśmierzającego ból i wyciszającego konflikty wewnętrzne? Tak, jak już wspomniałam, papierosy i seks odpadają. Medytacja czy joga również, ponieważ są związane z fałszywą religią. Hobby w postaci gier komputerowych lub wyżywania się w sporcie jest dyskusyjne. Gry, mogą być demoniczne lub pełne przemocy. Sport teoretycznie można uprawiać, o ile w grę nie wchodzą zawody lub reprezentowanie kraju, jednak należy pamiętać, że „ćwiczenie cielesne jest tylko trochę użyteczne, ale zbożne oddanie jest wszechstronne” 1 Tym 4:7. Może znów wysuwam daleko idące wnioski, ale poza notorycznym chodzeniem po domach i okazjonalnych piknikach towarzyskich połączonych z grą w piłkę, uważam, że świadkom bardzo brakuje aktywności fizycznej.

Zostaje więc alkohol, momentami nawet polecamy w Piśmie Świętym. Gasi wątpliwości dotyczące organizacji i pozwala się wyluzować. Na chwilę łagodzi smutek i złość, więc zapominamy, że jest również silnym depresantem. Jest tani i łatwo dostępny.

W badaniu Wsparcie i zmagania religijne zwrócono uwagę na to, że zmagania religijne, mogą być czynnikiem sprzyjającym sięganiu po alkohol. Za zmagania uznano tam sytuacje, gdy religia jest źródłem stresu i wewnętrznych napięć oraz poczucie bycia opuszczonym przez Boga, a także wizja Boga jako zagniewanego i karzącego.

Czy więc to jest odpowiedzieć na pytanie, dlaczego świadkowie niezmagający się wcześniej z uzależnieniem po pewnym czasie zaczynają mieć problem z alkoholem? Czy dopadają ich koszty życia w tej destrukcyjnej strukturze, gromadzone przez lata, często od urodzenia? Czy w pewnym momencie łatwiej przychodzi stłumienie żalu, stresu i wątpliwości kolejnym kieliszkiem zamiast podjęcia próby zmierzenia się ze swoimi myślami i uczuciami? Łatwiej porzucić dawne nawyki korzystając ze wsparcia i bombardowania miłością grupy, gdy jesteśmy świeżo nawróceni niż trwać w lęku przed Armagedonem przez lata?

Bibliografia:

Pismo Święte w Przekładzie Nowego Świata, edycja 1997 oraz 2018, wydawnictwo Świadków Jehowy

Biblia Tysiąclecia

Twoja młodość – korzystaj z niej jak najlepiej, wydawnictwo Świadków Jehowy

Paście trzodę bożą, edycja 2019, wydawnictwo Świadków Jehowy

Zarzycka B.; Ziółkowska D.; Śliwak J.: Wsparcie i zmagania religijne jako predyktory jakości życia Anonimowych Alkoholików – moderacja przez czas abstynencji, 2017

Christopher P.; Adamczyk A.: High-cost Religion, Religious Switching, and Health, 2010

https://stopuzaleznieniom.pl/artykuly/fakty-o-alkoholu/alkohol-to-depresant-co-to-znaczy/


Sara

Na co dzień szczęśliwa żona i mama Mai i Lei, które są uczestniczkami wielu wydarzeń z tej strony. Zawodowo spełnia się jako account manager i copywriter. Na swoim blogu uchyla wam rąbka tajemnicy swojego prywatnego życia oraz dzieli się tym co powinno was zainteresować.

Otrzymuj powiadomienia o komentarzach w tym poście
Powiadom o
guest
5 komentarzy
najnowszy
najstarszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
5
0
Przejdź do komentarzy i proszę zostaw swój.x