Drapieżnik, część II.

Published by Sara on

Druga część opowiadania. Część I do przeczytania tu.

Nie dała nic po sobie poznać. Przez kilka dni próbowała zignorować, to co zobaczyła, bo to nie mogła być prawda. Niemożliwe, żeby mężczyzna, któremu poświęciła swoje życie i swoją młodość, któremu podporządkowała swoje decyzje tak po prostu ją zdradzał. A przecież pod skórą już od lat czuła świadczące o tym sygnały. Jakieś śmieszki jego kolegów, niedosłyszane plotki, egzotyczny zapach perfum na jego ubraniach. Zdradzał ją regularnie, może nawet od samego początku. Praca we Wrocławiu pewnie mu tylko to ułatwiła: była pewna, że nie spał z pozostałymi chłopakami w tanim motelu, tylko spędzał noce u którejś ze swoich kochanek. A że było ich więcej, tego była pewna.
Czuła się tak upokorzona, że nie była w stanie o tym komukolwiek powiedzieć. Najgorsze było to, że pewnie wiele osób wiedziało, o tym co wyprawia Zygmunt, gdy ona niestrudzenie pracowała w przedszkolu i zajmowała się dziećmi. Tego nie mogła znieść. Może gdyby była inną osobą, to już dawno posłałaby go w diabły, rozwiodła się i zażądała alimentów. Może, gdyby nie słyszała od wczesnego dzieciństwa, że jest gówno warta i że się do niczego nie nadaje byłoby inaczej. Może gdyby dała sobie czas na poznanie życia samodzielnie i odkrycie tego, że jednak jest coś warta. Może gdyby w ucieczce przed domową tyranią nie uciekła w ramiona Zygmunta. Ona była jednak jak ćma lecąca do ognia. Zamieniła ciągły strach przed uderzeniem na lęk przed słowami. Nie mogła go zostawić, bo zasłużyła sobie na to, co dało jej życie.
Przestała farbować włosy i malować się do pracy. Przytyła, bo wieczorami zajadała swoje lęki i natłok myśli. Odpuściła zajęcia w szkole. Dobrze, że dziewczynki nie wymagały już ciągłej opieki i większość wolnego czasu spędzały na podwórku.
-Brzydzę się tobą – mówił jej otwarcie Zygmunt, w te weekendy kiedy był w domu, bo teraz zdarzało mu się spędzać nawet soboty i niedziele we Wrocławiu.
I słusznie, myślała milcząc. Bożenka zaczęła coś wspominać o depresji i leczeniu, ale Ela nie chciała jej słuchać. W amoku szła rano do pracy, robiła swoje, wracała do domu i szła spać póki mogła, bo noce spędzała na gapieniu się w sufit i jedzeniu. Pewnego dnia wpadła na starą znajomą w spożywczaku. Gdzieś z tyłu głowy przebiegła jej myśl, że powinna się wstydzić tego jak wygląda i co sobą przedstawia, ale tak bardzo było jej to obojętne. Kurtuazyjnie spytała, co tam u Krysi słychać, chociaż najchętniej by uciekła bez przywitania się. Jednak od słowa do słowa, wymsknęło się jej, że ostatnio kiepsko sypia. Krystyna nie kryła entuzjazmu, zawsze chętnie przyjmowała najnowsze mody z Ameryki.

Nie dała nic po sobie poznać. Przez kilka dni próbowała zignorować, to co zobaczyła, bo to nie mogła być prawda. Niemożliwe, żeby mężczyzna, któremu poświęciła swoje życie i swoją młodość, któremu podporządkowała swoje decyzje tak po prostu ją zdradzał. A przecież pod skórą już od lat czuła świadczące o tym sygnały. Jakieś śmieszki jego kolegów, niedosłyszane plotki, egzotyczny zapach perfum na jego ubraniach. Zdradzał ją regularnie, może nawet od samego początku. Praca we Wrocławiu pewnie mu tylko to ułatwiła: była pewna, że nie spał z pozostałymi chłopakami w tanim motelu, tylko spędzał noce u którejś ze swoich kochanek. A że było ich więcej, tego była pewna.
Czuła się tak upokorzona, że nie była w stanie o tym komukolwiek powiedzieć. Najgorsze było to, że pewnie wiele osób wiedziało, o tym co wyprawia Zygmunt, gdy ona niestrudzenie pracowała w przedszkolu i zajmowała się dziećmi. Tego nie mogła znieść. Może gdyby była inną osobą, to już dawno posłałaby go w diabły, rozwiodła się i zażądała alimentów. Może, gdyby nie słyszała od wczesnego dzieciństwa, że jest gówno warta i że się do niczego nie nadaje byłoby inaczej. Może gdyby dała sobie czas na poznanie życia samodzielnie i odkrycie tego, że jednak jest coś warta. Może gdyby w ucieczce przed domową tyranią nie uciekła w ramiona Zygmunta. Ona była jednak jak ćma lecąca do ognia. Zamieniła ciągły strach przed uderzeniem na lęk przed słowami. Nie mogła go zostawić, bo zasłużyła sobie na to, co dało jej życie.
Przestała farbować włosy i malować się do pracy. Przytyła, bo wieczorami zajadała swoje lęki i natłok myśli. Odpuściła zajęcia w szkole. Dobrze, że dziewczynki nie wymagały już ciągłej opieki i większość wolnego czasu spędzały na podwórku.
-Brzydzę się tobą – mówił jej otwarcie Zygmunt, w te weekendy kiedy był w domu, bo teraz zdarzało mu się spędzać nawet soboty i niedziele we Wrocławiu.
I słusznie, myślała milcząc. Bożenka zaczęła coś wspominać o depresji i leczeniu, ale Ela nie chciała jej słuchać. W amoku szła rano do pracy, robiła swoje, wracała do domu i szła spać póki mogła, bo noce spędzała na gapieniu się w sufit i jedzeniu. Pewnego dnia wpadła na starą znajomą w spożywczaku. Gdzieś z tyłu głowy przebiegła jej myśl, że powinna się wstydzić tego jak wygląda i co sobą przedstawia, ale tak bardzo było jej to obojętne. Kurtuazyjnie spytała, co tam u Krysi słychać, chociaż najchętniej by uciekła bez przywitania się. Jednak od słowa do słowa, wymsknęło się jej, że ostatnio kiepsko sypia. Krystyna nie kryła entuzjazmu, zawsze chętnie przyjmowała najnowsze mody z Ameryki.

Nauczyła się żyć ze swoją depresją i maskować ją pod pozorami uśmiechu. Co miesiąc jeździła do Wrocławia po receptę na tabletki, faktycznie łykając je tylko z myślą o zaśnięciu. Wróciła do szkoły i zdała egzamin, a dzięki przyjaźni z Bożenką została sekretarką. Zygmuntowe status quo trwało w najlepsze. Przyjeżdżał na weekendy, chyba tylko po to, żeby zobaczyć się z córkami i by zachować pozory. Ela nie była pewna co było dla niego ważniejsze. Gdy w którąś z kolei Wielką Sobotę szli pod kościół poświęcić koszyczek, był dla niej bardzo miły. Nawet poszli potem całą rodziną na ciasto i kawę, do takiej małej kawiarni, która otworzyła się niedaleko ryneczku. Może się zmienił, myślała wtedy Ela. Może w końcu zasłużyłam na jego miłość. Wieczorem jednak Zygmunt dostał sms i pognał do Wrocławia jakby się paliło. Widocznie jego nowa kochanka go pilnie potrzebowała. Następnego dnia usiadł przy świątecznym śniadaniu jak gdyby nigdy nic.
Ela przyzwyczaiła się do tej stagnacji życiowej i starała się schodzić z Zygmuntowi z drogi, jeśli już przebywał w domu. Kłótnie podjęła tylko raz. Obie dziewczynki uczyły się bardzo dobrze. Monika, która właśnie kończyła gimnazjum, marzyła o nauce w liceum we Wrocławiu. Ojciec nie chciał się zgodzić. Po co jej to, grzmiał, nie może skończyć technikum, tu w Szydłowie jak reszta dzieciaków? Elżbieta próbowała przekonać go logicznymi argumentami, że pewnie dostaną stypendium, że będzie mogła się zatrzymać u Bożenki, która po śmierci mamy wróciła do Wrocławia.

– Tak, daj jej spać we Wrocławiu, żeby się szmaciła tak jak ty! – zawsze gdy brakowało mu argumentu sugerował jej zdradę, chociaż ona nigdy nawet nie spojrzała na innego mężczyznę. Teraz widziała, że po prostu oceniał ją swoją miarą.
– Posłuchaj mnie teraz – Ela podniosła głos – dobrze wiem, że masz tam kochanki dlatego nie chcesz, żeby córka cię przyłapała jak się gzisz, z którąś z nich na mieście. Jeśli chcesz, żeby twoje córki nadal myślały, że tatuś jest taki kochany, to w tej chwili pójdziesz do Moniki i powiesz, że pozwalasz jej uczyć się we Wrocławiu. I postaraj się wstrzymać swoją chuć chociaż do wieczora, gdy dziewczyna będzie już spała spokojnie na stancji!
Zszokowany Zygmunt przez chwilę stał bez słowa, po czym z prawie bezgłośnym przekleństwem pod nosem wyszedł z domu. Gdy wrócił rano, powiedział Monice, że jeśli córka ma ochotę to on nie widzi problemu w tym, żeby poszła do liceum.

Mijały kolejne lata. Obie dziewczynki zaczęły studia. Zygmunt coraz więcej czasu spędzał w domu. Był starszy od Eli o 10 lat i zwyczajnie zaczęła go dopadać starość. Nie miał już siły na bieganie po dachach, a że brakowało mu obrotności i perspektywicznego myślenia, to nigdy nie udało mu się rozwinąć firmy. Póki tyrał, to miał pieniądze. Gdy skończyły mu się siły, zaczęło brakować też pracy, a z brakiem tych pierwszych zaczęły też znikać kochanki. Czar u zmęczonego pięćdziesięciolatka nie wystarczał już młodym kobietom, zwłaszcza że nie miał już nic więcej do zaoferowania.
Z Elżbietą próbowali na siebie nie wpadać w domu, jednak teraz irytowało go, że ona ma jakieś życie. Dalej pracowała w tym durnym przedszkolu, ale chyba zarabiała trochę lepiej, bo ubierała się inaczej, ładniej. Zrobiła sobie nową fryzurę i przefarbowała włosy na jasny blond. Wychodziła na spotkania z koleżankami, organizowała jakieś akcje i wydarzenia w bibliotece miejskiej. Sprawiała wrażenie, że wcale się nim nie przejmuje i to go bolało. Złościły go też sprawy finansowe. Sam teraz miał niewiele odłożone na koncie odkąd prawie wcale nie pracował, a wyglądało na to, że Elce wiedzie się nie najgorzej. Oczywiście, miała osobne konto. W sumie to nigdy jej nie upoważnij do swojego więc co się dziwić. Na szczęście kumpel nagrał mu robotę w Niemczech. Ludzie poszaleli tam na punkcie naciąganych sufitów. Robota była lekka, płacili też dobrze. Jutro miał wyjechać, raczej nie planował powrotu do Polski. Zygmunt urodził się jednak jako drapieżnik i nie mógł sobie odmówić ostatniego ataku. Poszedł do kuchni, w której Elka przygotowywała dla siebie obiad. Gdy któryś raz z kolei oświadczył, że nie będzie jadł jakiś włoskich makaronów albo innych wynalazków, po prostu przestała dla niego gotować, ta suka.
-No, patrz – oparł się o blat, na którym jego żona kroiła pierś z kurczaka. W garnku gotowała się zielona soczewica. – Jutro wyjeżdżam, a córeczki nawet nie przyjechały tatusia pożegnać. Nie ma co, ładnie je wychowałaś.

– Przecież wiesz, że trwa sesja – Ela wydawała się być niewzruszona słowami Zygmunta – poza tym przyjechały tydzień temu na weekend i pożegnały cię z wszelkimi honorami.
Dawny Zyś, kochanek wielu kobiet, spojrzał na swoją żonę. Zirytowała go jej obojętność, zezłościło to jak dobrze wygląda. Gdyby nie była jego żoną, pewnie by ją podrywał. Przypomniał sobie, jak wczoraj na nią patrzył inkasent za prąd. Podobała mu się, Kto wie, pewnie razem spali, jak go nie było w domu.
– No, wyjadę i będziesz mogła wrócić do tego, co ci w życiu najlepiej wychodzi –wiedział, co powiedzieć, by ją zranić – do kurwienia się.
Chciał ją zranić i udało mu się. Nie wiedział, że w zamian zostanie zraniony kilkukrotnie przez nią. Najpierw prosto w wątrobę, potem w żołądek i w serce, ostrym nożem trzymanym w pewnej ręce przez długoletnią kucharkę. Może i była do niczego, ale akurat tym umiała się posługiwać.

_____

To był szary, zimowy dzień. Elżbieta skończyła właśnie ćwiartować ostatnią kończynę jej męża. Trochę jej z tym zeszło. Dobrze, że wszyscy byli przekonani, że Zygmunt w nocy miał wyjechać na stałe do Niemiec. Zebrała posiekane ludzkie mięso i wrzuciła do młynka w zlewie. Musi kupić Kryście w podziękowaniu dobre wino. Jak na nią ostatnio wpadła w Biedronce, to z entuzjazmem zaczęła jej opowiadać o tych urządzeniach, aż w końcu Ela też sobie zamontowała podobne. Teraz jeszcze zostało wymyć całą kuchnię środkiem z wybielaczem i wreszcie można spokojnie napić się kawy.

Categories: Lifestyle

Sara

Na co dzień szczęśliwa żona i mama Mai i Lei, które są uczestniczkami wielu wydarzeń z tej strony. Zawodowo spełnia się jako account manager i copywriter. Na swoim blogu uchyla wam rąbka tajemnicy swojego prywatnego życia oraz dzieli się tym co powinno was zainteresować.

Otrzymuj powiadomienia o komentarzach w tym poście
Powiadom o
guest
4 komentarzy
najnowszy
najstarszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
4
0
Przejdź do komentarzy i proszę zostaw swój.x