Październik 2018, podsumowanie miesiąca
Październik był dla nas bardzo przyjemnym miesiącem, chociaż w pewnym momencie miałam już dość imprez – przez dwa weekendy świętowaliśmy urodziny Mai, a potem po raz pierwszy byliśmy na urodzinowej domówce. Działo się!
Już od września stresowałam się nadchodzącymi urodzinami Mai. Przede wszystkim dlatego, że miały to być jej pierwsze takie prawdziwe urodziny, do tego z imprezą w sali zabaw. Okazało się, że niepotrzebnie się stresowałam i nie spałam po nocach. Takim siedmiolatkom całkowicie wystarczyła sala zabaw. Wystarczyło im rzucić picie i tort, który faktycznie zachwycał wszystkim, a resztę mogłam olać 😉 No dobra, jeszcze pizzerinki miały powodzenie, ale reszta przysmaków i dekoracje nikogo nie interesowały. Zapisać w notesie, że nie ma co się urabiać po łokcie.
Na początku miesiąca zrobiliśmy też remont w pokoju dziewczynek. Na ściany wjechała cudna mięta, która pięknie łączy się z białymi meblami i różowymi dodatkami. Do tego jasna tapeta z leśnym motywem. No, uwielbiam ten pokój! Dziewczynki chyba też.
Pytacie czasem, co jemy na obiad. W sumie to normalnie, tylko bez mięsa 😉 Często robię różne dania jednogarnkowe typu chilli czy curry. Wystarczy kilka warzyw, które są akurat w domu, jakieś strączki, pasata i gotowe.
Po raz pierwszy byliśmy też na urodzinowej domówce. Całkiem fajna sprawa. Chociaż widzę, że jednak jestem zbyt styrana życiem by urządzać domówki dla siebie. Zdecydowanie zbyt dużo energii pochłaniają imprezy dziewczynek. Pewnie zrobię coś na 30, ale tak co roku, to mi się nie chce.
Zastanawiacie się, czy da się zjeść wegańsko i po polsku jednocześnie? Da się! Trzeba się tylko wybrać na obiad do Vegan Bistro w Warszawie. Był rosół i „kaszanka”, „kaczka” z kluseczkami i „schabowy”. W naszej domowej kuchni najczęściej sięgam po smaki włoskie i te pochodzące z Indii, ale tak dobrze i miło mi się zrobiło po tym jedzeniu. Te wegańskie mięsa to nie wyraz tęsknoty za zwierzęcymi daniami – po prostu takie obiadki kojarzą się z rodzinnym obiadem w dzieciństwie 🙂
Większość liści już opadło, a my przebieraliśmy się na Halloween. W ramach czytania książki o silnych kobietach Maja została na chwilę Marią Skłodowską-Curie, a potem zamieniła się w czarownicę. Ja za to zostałam Fridą.
Poszliśmy na cmentarz w rodzinnej wiosce Edwina. Zapaliliśmy znicze i chyba zrozumieliśmy o co w tym wszystkim chodzi. Nie zrozumnie mnie źle: wmawiano mi, że to wszystko jest złe i nie podoba się Bogu, słyszałam różne żarty dotyczące rewii mody i kupowania zniczy na pokaz. I pewnie jest w tym część prawdy, ale w Święcie Zmarłych jest też pełno dobrego, o którym nikt mi nie mówił.