Podróżujemy po Polsce: Katowice wiosną.

Tytułowa piosenka z mojego ulubionego „dziewczyńskiego” serialu zawiera takie słowa: If you’re out on the road, Feeling lonely, and so cold, All you have to do is call my name And I’ll be there on the next train. I tak po rozmowie z Niemięsojadką sprawdziłam pociągi i kalendarz, i chociaż nie z następnym pociągiem, to jednak dość spontanicznie stawiliśmy się w Katowicach.
Przeprosiliśmy się z PKP
Jeden, jedyny raz pociągiem jechałam prawie 10 lat temu i nie wspominam tego za dobrze. Byłam przyzwyczajona do podróżowania samochodem i zawsze uważałam to za najbardziej słuszne rozwiązanie. Początkowo do Katowic miałam jechać sama i nie opłacało mi się jechać samej autem. Nawet gdy postanowił dołączyć do mnie Edwin z dziewczynkami, postanowiliśmy zostać przy PKP. Niech Majka ma atrakcję. I wiecie co? Przeprosiliśmy się z pociągami!
Dzidzia siedziała sobie na kolanach. Nie musieliśmy robić przerw na karmienie, bo wszystko mogłam ogarnąć w pociągu. Jest czysto, miło, sympatycznie. I czuć w tym ducha przygody. Tak nam się spodobało, że zaczęliśmy już szukać połączeń na Majówkę, ale jednak okazało się, że przy naszym celu podróży będzie samochód. Za to razem z Edwinem planujemy w najbliższym czasie spakować plecaki i w ramach rocznicy wybrać się na długą podróż pociągiem. Nie wiemy jeszcze gdzie i kiedy dokładnie (może Berlin? Może Bieszczady?), ale wiemy, że będzie to wypad tylko we dwójkę z czasem na długie rozmowy i czytanie książek.
Całkiem ładne te Katowice
Mieliśmy w głowie wizję w postaci szarego, brudnego miasta. Śląska raczej nie znamy chociaż nie mamy daleko. Ze zdziwieniem więc wyszliśmy prosto z pociągu na nowoczesny dworzec i po przywitaniu się z Asią, udaliśmy się na spacer po otulonych słońcem Katowicach.
3 Siostry Bajgiel i Kawa
Przystanek numer 1: kawa i słodkie. Asia zabrała nas do przeuroczej kawiarni 3 Siostry. Ciekawe wnętrze, bardzo sympatyczna obsługa (lubią dzieci!) i cudowne ciasta! Nie robiliśmy wszystkiemu zdjęć, bo jednak bardziej skupiliśmy się na rozmowie z Niemięsojadką, ale polecamy: tartę z białą czekoladą (Edwin), tartę snickers (Sara), bezę i czekoladę z piankami (Maja). Mają też pieczone na miejscu bajgle wypełnione różnymi pysznościami, ale to może następnym razem.
Muzeum Śląskie
Najedzeni i wypełnieni kofeiną ruszyliśmy w stronę Muzeum Śląskiego. Na miejscu miła niespodzianka – trafiliśmy na specjalną promocję i zamiast 27 zł, wejście kosztowało złotówkę. Gdybyśmy jednak mieli zapłacić normalną cenę, to i tak było warto. Zdecydowaliśmy się obejrzeć wystawę dotyczącą historii Śląska i spędziliśmy tam bite dwie godziny. Jest ciekawie, jest interaktywnie, dzieci mają co robić. My raczej jesteśmy typami, którzy wolą chodzić po parku lub spędzać czas nad jeziorem niż oglądać zabytki czy wystawy w muzeum, a tu naprawdę byliśmy pozytywnie zaskoczeni. Ba, wyszliśmy zachwyceni i wszystkim polecamy wizytę w tym muzeum. Mai i Leosi najbardziej podobała się czasowa wystawa luster, którą odwiedziliśmy przypadkiem, w poszukiwaniu pokoju dla matki z dzieckiem.
Głodni po wizycie w Muzeum, mieliśmy zamiar odwiedzić polecaną przez Niemięsojadkę wegetariańską restaurację, ale…nie było miejsca! Ze smuteczkiem, i marudzącym niemowlakiem u boku, zdecydowaliśmy się na typowy street food, czyli zapiekanki. Chrupiąca buła, ciągnący się ser i oranżada ze szklanej butelki. Smak dzieciństwa i lata 90 tak bardzo! Tym razem jednak były świeże produkty, a nie syfiasta mrożonka. Z ogórem czy bez – polecamy!
https://www.instagram.com/p/BSWcRZEj7z4/?taken-by=muffincasein
Jeszcze tylko odstaliśmy swoje w kolejce po lody rzemieślnicze. Jeszcze tylko posiedzieliśmy w centrum i popilnowaliśmy dziewczynie torebki – siedzimy sobie i paczymy, że samotna torebka leży na ławce. Nikt się po nią nie zgłaszał więc w końcu się odważyliśmy (jeszcze wezmą nas za jakiś złodziei!) i zajrzeliśmy do środka. Znaleźliśmy telefon i zadzwoniliśmy pod wyznaczony numer. Po chwili przybiegła zestresowana dziewczyna z chłopakiem, a my zostaliśmy zasypani podziękowaniami i różą.
A potem to już szybko na dworzec i powrót do Piotrkowa. Do Katowic wrócę na pewno. W końcu niedługo rusza wystawa o Tomku Wilmowskim (uwielbiam!) i wciąż czekają na nas wegetariańskie pyszności.
Kato, see you soon :*