Kto nie lubi historii, ten trąba – recenzja książki „Mieszko, ty wikingu”

Niełatwo jest zainteresować dzieciaka historią. Seria dat i imion królów do zapamiętania. Nauczyciel mamroczący swój wykład monotonnym głosem. Przecież tak być nie musi!
Przyznaję: historia na pewno nie jest najważniejszym przedmiotem w szkole. Uczona odpowiednio może stać się fascynującą przygodą i sposobem na naukę wyciągania praktycznych wniosków, bo w końcu „historia kołem się toczy”. Mnie historia interesowała na długo wcześniej zanim zaczęłam się jej uczyć. „Winić” za to mogę rodziców, z którymi oglądałam jako mała dziewczynka „Pana Wołodyjowskiego”. I wchłonął mnie ten świat stworzony przez Sienkiewicza. A z literatury fikcyjnej łatwo było mi przejść na rozprawki naukowe. Nawet gdy w szkole lekcje historii nie były prowadzone ciekawie, potrafiłam sobie resztę „dowyobrazić” lub do doczytać.
Jeśli wasze dzieciaki w czwartych klasach już są znudzone lekcjami historii, podsuńcie im nowość od Naszej Księgarni – „Mieszko, ty Wikingu!”.
Mamy tu dwunastoletniego Aleksa, który razem z kolegami z klasy przenosi się do czasów Mieszka I. Dlaczego? Ich nauczyciel lubi nietypowe metody i wyznaczył swoim uczniom niełatwe zadanie: udowodnić, że pierwszy władca Polski był (lub nie) Wikingiem.
Jest więc wartka akcja i język, który bez problemu zrozumie dziecko chodzące do podstawówki. Są zabawne komiksy i historyczne ciekawostki. Mimo swoich lat (#starosc_nie_radosc), spędziłam miłą godzinę z książką Grażyny Bąkiewicz. Chłopiec w wieku 10 – 12 na pewno świetnie utożsami się z głównym bohaterem i kto wie, może polubi historię?*
*Dziewczynki też mogą przeczytać „Mieszko, ty wikingu”. Książka jest jednak napisana w pierwszej osobie i moje doświadczenie podpowiada mi, że więcej frajdy sprawi ona chłopcom.