Dzień z życia matki pracującej.

Published by Sara on

5:30 – dzwoni pierwszy budzik. Zaspany mózg wykonuje kalkulację: wstać czy nie. Jak nie wstanę, to nie będzie obiadu. Znowu zamówimy gdzieś danie dnia i zupę z zasmażką, fuj! Powinnam wstać i jeszcze wstawić pranie – akurat zdążyłabym je powiesić przed wyjściem do pracy. Tylko, że na dworze wciąż ciemno, łóżko takie ciepłe, a ja taka zmęczona – muszę przełożyć gotowanie na wieczór. Trudno, nie wstaję.

6:30 – nie ma odwrotu. Zwlekam się z łóżka z zapuchniętymi oczami i obolałym karkiem. Nieprzytomnie wstawiam wodę na herbatę i biorę się za śniadanie. Słyszę, że Edwin zbiera się z łóżka. Zaraz obudzi młodą i spędzimy te 10 minut razem przy śniadaniu. Dobrze, że córka sama się ubiera to nawet zdążę czasem się umalować.

7:00 – alarm! On musi dokończyć rano projekt w domu. Kto zawiezie młodą do przedszkola? Trzeba się spieszyć, bo ominie ją śniadanie – I jeszcze pamiętaj, że popołudniu mamy spotkanie z klientem – mówi do mnie. Ale że jak? Przecież ja już się umówiłam na tę godzinę. 5 minut fochów i wyrzucania sobie co, komu, czego nie powiedział, a powinien był to zrobić wcześniej.

7:20 – pakuję młodą do auta i jednocześnie próbuję znaleźć rozwiązanie. Piszę smsy i dzwonię. Może jak przełożę jedną rzecz, a na drugą znajdę zastępstwo to jakoś się wszystko ułoży. Odpalam samochód i lecim na Szczecin. Tfu, do przedszkola znaczy się. Udaje nam się przemknąć przed godziną zero – tuż przed ósmą robią się korki i czas dojazdy do pracy czy szkoły znacznie się wydłuża. Zaprowadzam Majkę do przedszkola – jak dobrze, że jest starszakiem i już nie płacze przy pożegnaniach tylko szczęśliwa biegnie na salę. Jednym uchem łapię informację o składce na kleje i doniesienie karty z osobami wyznaczonymi do odbierania Mai – i tak zapomnę.

8:00 – z powrotem w domu. Normalnie już byłabym przy komputerze, ale mąż skręcił kostkę i nie przyjdzie sam do pracy. Kończy swoje zlecenie, a ja stwierdzam, że mogę spróbować zrobić obiad. Laptop i tak się popsuł, więc klienci muszą poczekać, a makaron powinnam zrobić w 20 minut. Wyrabiam się w 22. Pakujemy graty i jedziemy do biura.

8:30 – 13 – w biurze. Kawa, sprawdzanie poczty, wycena, chwila dla htmlu. Druga kawa i psioczenie na Lenovo, na którym wyjątkowo wolno ładuje się Adobe.

13.00 – wychodzę z pracy. Są jednak sprawy ważne i ważniejsze. Wracam i od razu jedziemy do klienta.

15:30 – niespodzianka. Spotkanie, które rozwaliło mi cały plan dnia, jednak nie wyszło, bo klient przełożył je na jutro. Cieszę się i mam nerwy jednocześnie. Mąż jedzie odebrać Maję, a ja pędzę na moją chałturę. Przynajmniej dostanę kawę i ciastko.

przed 20:00 – wracam do domu. Młoda już umyta i wsadzona w piżamkę. Jakieś życzenia? Pizza! – woła cała trójka. Trójka, bo śpi u nas siostra Edwina. Zakasuje rękawy i wyrabiam ciasto drożdżowe…

po 21 – już po pizzy. Młoda śpi. My siedzimy przy chorwackim winie i gadamy. Dobrze, że rano ugotowałam więcej sosu. Będzie na obiad na jutro. Wypadałoby poskładać pranie…I w końcu zawieźć myszoskoczki do zoologicznego – przed wakacjami urodziło się 5 i już można je ostawić od rodziców. I jutro jest zebranie w przedszkolu. I jeszcze…

Czasem dni mam tak wypełnione różnymi obowiązkami, że tęsknie za chwilami na macierzyńskim. Leniwymi porankami, gdy córka jeszcze „cyckała” śniadanie w ciepłym łóżku. Spacerami i realizowaniem się kulinarnie. Było, minęło. W końcu wtedy tęskniłam za wyjściem z domu i rozmowami z ludźmi. Kobiecie, to się nigdy nie dogodzi 🙂


Sara

Na co dzień szczęśliwa żona i mama Mai i Lei, które są uczestniczkami wielu wydarzeń z tej strony. Zawodowo spełnia się jako account manager i copywriter. Na swoim blogu uchyla wam rąbka tajemnicy swojego prywatnego życia oraz dzieli się tym co powinno was zainteresować.

Otrzymuj powiadomienia o komentarzach w tym poście
Powiadom o
guest
8 komentarzy
najnowszy
najstarszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
8
0
Przejdź do komentarzy i proszę zostaw swój.x