Muffin Case poleca na wakacje: Mosty w Stańczykach

W wielu portalach turystycznych i magazynach o podróżach pisano pozytywnie o mostach w Stańczykach. Dziennikarze nie mogli się nachwalić i dorobili do nich łatkę „must-see” w Polsce. Ja jakoś nie byłam do nich przekonana. Pensjonat, w którym mieszkaliśmy w czasie naszego pobytu na Suwalszczyźnie znajdował się zaledwie w odległości 18 km od słynnych mostów. Żal nie skorzystać. W straszny upał zapakowaliśmy się do naszego auta i ruszyliśmy z Dworczyska nad Hańczą na północny zachód.
Jednym z moich ulubionych sposobów zwiedzania, to jazda autem przez kraj. Na Suwalszczyźnie równie dobrze sprawdzi się rower, ale nasze dwa kółka od dawna popsute i nie mamy czasu się wziąć za naprawę. Samochód spokojnie jednak daje radę, a my podziwiamy niewielkie pagórki i dolinki pokolorowane różnymi odcieniami zieleni. Jest pięknie i inaczej niż na Mazurach. Mniej jezior, ale za to wyżej. W końcu naszym oczom ukazują się mosty. No, robią wrażenie!
Parkujemy i z wysiłkiem wspinamy się pod górę. Niby nie jest daleko, ale przy takich upałach nikt nie ma ochoty na wspinaczkę. Płacimy za bilety (4 zł normalny, młoda wchodzi za darmo) i wchodzimy na jeden z mostów.
Mosty budowano w latach 1912 – 1918 i należą do najwyższych w Polsce. Idąc w ich stronę zastanawiałam się, jak by to było cofnąć się w czasie i przejechać się po nich pociągiem w stronę miasta Gołdap przez Puszczę Romnicką. A widok z mostów jest na prawdę niesamowity. Dookoła pola i lasy, a w dół patrzysz z odległości prawie 40 m.
Na końcu jednego z mostów zostajemy skierowani w dół. Po bardzo stromych schodkach schodzimy w dół. Płaczą ci, którzy zdecydowali się na japonki. Sandałki jeszcze dadzą radę 😉 Docieramy do małej rzeczki Błędzianki. Patrząc na znajdujące się w niej kamienie, mam wrażenie, że znaleźliśmy się w górach. Woda jest przyjemnie chłodna w tym upale i nie możemy się powstrzymać przed zanurzeniem w niej stóp.
Pod mostami nastąpił konflikt interesów. Z jednej strony tabliczka by nie przebywać pod nimi, z drugiej szlak biegnący pod nimi. I bądź tu mądry.
Droga powrotna, znów po nieciekawych schodach, powiodła nas w górę i znów w dół, już do auta. Mosty w Stańczykach na pewno warto zobaczyć, ale jak dla mnie jeden raz w pełni wystarczy.
Kilka informacji praktycznych:
- bilety normalne 4 zł, ulgowe 2 zł. Małe dzieci wchodzą za darmo.
- nie radzę wybierać się z wózkiem. W przypadku maluchów lepiej sprawdzi się chusta.
- nie kręcimy się bez celu po terenie. Mosty w Stańczykach mają prywatnego właściciela i lepiej zapłacić za bilet niż natknąć się na kolczaste ogrodzenie.
- wycieczka, nawet gdybyście się bardzo starali, nie zajmie wam więcej niż dwie godziny. My spędziliśmy tak lekko ponad godzinę, wliczając w to dumanie nad Błędzianką i odpoczynek na ławce przed zejściem do parkingu. Jeśli więc liczycie na więcej atrakcji, połączcie oglądanie mostów z czymś jeszcze np. wycieczką nad jezioro Hańcza.
- spokojnie można brać dzieciaki. Spodoba im się.