Zrób dla mnie jedną rzecz. A najlepiej trzy.

Published by Sara on

Coś wam zdradzę: nie przepadam za Facebookiem. Serio. Nie czuję potrzeby by prowadzić go ze względów towarzyskich, nie gram w gry i nie udostępniam co chwila demotów. Nie śledzę też obsesyjnie działań swojego eks ( podobno FB bardzo się przydaje w takiej sytuacji ). Przed usunięciem konta powstrzymują mnie dwa czynniki: kontakty i praca. A za pracą idzie blogowanie.

picjumbo.com_HNCK4046Tak to już jest, że Facebook stał się podstawowym medium, jeśli chodzi o budowanie społeczności. I my, blogerzy oraz community managerowie, czy go lubimy czy nie – musimy z niego korzystać. Bo większość z was sama z siebie nie wejdzie na stronę i nie dowie się, że napisałam nowy wpis. Muszę wam przypomnieć publikując kilka zdań na fejsie. Facebook jednak nie lubi z nami współpracować…

Właściwie to się nie dziwie. Zawsze chętniej wykonujemy pracę, za którą ktoś nam płaci. I Mark Zuckerberg z drużyną też chce, żebyśmy mu płacili, za to żebyście wy widzieli informacje od nas. Stąd też częstokrotne narzekanie na cięcie zasięgów, dla niewtajemniczonych: jeśli dany Fan Page lubi 500 osób, to wpis o nowym tekście na blogu zobaczy…no, z 80.

Jak sobie z tym radzić?

Są trzy sposoby:

1. Można tworzyć szokujące treści. Nie, nie muszą być dobrze napisane i kreatywne (przecież i tak się staramy przy każdym wpisie, a efekty są rzadko, prawda?). Najlepiej trolować czytelników, zmylić ich tak by musieli kliknąć w link do wpisu. Przykład? Niedawno opublikowałam tekst o moich ciążowych przemyśleniach. Na zdjęcie tytułowe wybrałam plemniki -> zasięg był zacny, milordzie.

Niestety, nasze starania nie zawsze wypalą, bo ile można lecieć na „szoku i trwodze”? Raz na jakiś czas, super – ale trolowanie co chwilę, w końcu zirytuje czytelników.

2. Płacę więc mam. Można mówić, że nieetyczne i bla, bla, bla. Nie słucham cię, bo Facebook i tak dąży do tego byśmy mu płacili a jak już zapłacimy (niewiele), to robi nam (naszemu zasięgowi) dobrze. Mam swój miesięczny budżet i nie boję się sponsorować wpisów, na których bardziej mi zależy. Z tą różnicą, że daję im najpierw chwilę na zdobycie zasięgu organicznego – patrz punkt 1.

3. Pomoc od Najważniejszych – Was. Tak, tak – Ty, który czytasz te słowa masz ogromny wpływ na moje blogowanie. Możesz brać treści, które dostarczam, nad którymi nieraz muszę długo pracować za darmo lub…możesz dalej je dostawać i dodatkowo się odwdzięczyć. Nie, nie oczekuję przelewu na konto. Co możesz zrobić?

Będzie mi też miło jeśli chociaż zajrzycie do naszego internetowego sklepu: planeryscienne.pl Mamy tam różne ciekawe rzeczy, które pomogą ogarnąć zarządzanie czasem w firmie i w rodzinie.

Daj like – To proste: widzisz na Facebooku informację o nowym wpisie, ile kosztuje cię czasu i wysiłku kliknięcie „lubię to”? Nie chce ci się? A jak często dajesz like pod kolejnym memem twojego kolegi? I nie oszukujmy się: i tak wiem, że gdy siedzisz na kiblu, to ze smartfonem w ręce i buszujesz po fejsiku. Możesz się teraz na mnie obrazić i mnie olać. Pomyśl jednak o innych blogerach np. kulinarych, którzy nieraz poddawali ci na tacy pomysł na obiad. Za ich czas i wysiłek, ten mały like to na prawdę mało. Sama zmieniłam niedawno swoje nastawienie. Kiedyś oszczędzałam swoje lajki, że niby takie ważne i wartościowe. Bzdura, jedno polubienie to nie jest nawet kropla w oceanie, ale morze zmienić życie jednego twórcy internetowego. Jeśli tylko wpis blogera na FB nie kłóci się z moim wartościami (sorry, nie polubię wpisu pod tytułem: „Jak fajnie jest palić papierosy) i/lub przekleństwa (zero tolerancji), to daję tego lajka. Niech ma. Niech więcej osób zobaczy jego wpis, następnie wejdźcie na jego stronę, może uda mu się coś zarobić na blogu i znów da mi pomysł na obiad. Koło się zamyka.

Czytasz dalej? Ok, poza polubieniem możesz nakarmić blogera komentarzem. Może nawet wywiąże się jakaś ciekawa dyskusja i zasięgi oszaleją. Osobiście, wolę dawać komentarze bezpośrednio na blogu, ale jeśli lubisz na FB – nie krępuj się.

Największa forma uznania i podziękowania? Udostępnienie. Podobał ci się wpis? Dowiedziałeś się czegoś nowego? Uśmiałeś się? Puść go dalej w obieg – to nie boli.

Pamiętaj: Za każdym razem, gdy polubisz, skomentujesz lub udostępnisz tekst blogera, jedna panda puszcza bąka. 

Pandy są urocze. Nawet jeśli puszczają bąki.


Sara

Na co dzień szczęśliwa żona i mama Mai i Lei, które są uczestniczkami wielu wydarzeń z tej strony. Zawodowo spełnia się jako account manager i copywriter. Na swoim blogu uchyla wam rąbka tajemnicy swojego prywatnego życia oraz dzieli się tym co powinno was zainteresować.

Otrzymuj powiadomienia o komentarzach w tym poście
Powiadom o
guest
23 komentarzy
najnowszy
najstarszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
23
0
Przejdź do komentarzy i proszę zostaw swój.x