Igrzyska Śmierci: Kosogłos. Jednak warto!

Published by Sara on

Kolejna odsłona przygód Katniss Everdeen była moim „must have” tej jesieni. Wiedziałam, że o ile tylko okoliczności mi nie przeszkodzą, wybiorę się do kina. Chociaż miałam chęci na maraton, z rozsądkiem stwierdziłam, że nie dam rady przesiedzieć całej nocy w kinie i na seans wybraliśmy się dopiero wczoraj. Piszę więc na świeżo, pełna jeszcze emocji po obejrzeniu filmu. Staram się nie spoilerować ale jak coś mi się wymknie, to uprzedzałam. Gotowi?

FIN09_Seashore_1Sht_Katniss_Payoff_25x38

 

Najpierw jednak muszę was przed czymś ostrzec. Jeśli tylko macie taka możliwość nie siadajcie koło trzynastolatek! My niestety byliśmy skazani na cały seans wzdychania, komentowania i zachwycania się Gale’em. Oczywiście, żadna z nich nie pamiętała, co się działo w poprzedniej części ani nawet nie przeczytała książki i wciąż zastanawiały, co się właśnie dzieje na ekranie. Możliwe, że nawet jednego zwiastuna nie widziały. A „Kosogłos” zaczyna się właśnie tam, gdzie skończyło się w „W pierścieniu ognia”. Wyciągnięta z areny przez żołnierzy z Dystryktu 13 Katniss próbuje sobie poradzić z traumą po ostatnich wydarzeniach. Przekonana, że Peeta zginął próbuje się przystosować do nowej rzeczywistości. Łatwo nie jest, zwłaszcza że rebelianci na czele z prezydent Coin naciskają na Katniss by wzięła udział w kręceniu propagandy i zagrzewała pozostałe dystrykty do walki.

Film jest znacznie mroczniejszy od poprzednich części. Tu już nie chodzi o życie jednostki a decyzje dowódców mają wpływ na dziesiątki tysięcy cywilów. I właśnie to w tym filmie daje najbardziej do myślenia. Nie znajdziecie tu scen pełnych wybuchów. Tak na prawdę reżyser zdecydował się na bardzo małą ilość efektów specjalnych. Sama bohaterka wypuszcza przez 123 minuty trwania filmu tylko dwie strzały. W „Kosogłosie” okrucieństwo wojny widać po efektach. Setki rannych w improwizowanym szpitalu. Widok zbombardowanego miasta i rozkładających się trupów na ulicy. Podobna scena zresztą była w „Pianiście” Polańskiego. Sporo osób narzeka na wolne tempo filmu i brak wybuchów. Mnie jednak osobiście bardziej przeraża ta powolność i pokazanie skutków działań wojsk.

Jest taka scena, gdy bohaterowie kryją się w schronie przed nalotem. Co chwilę jest zrzucana kolejna bomba. Czy przetrwają? Czy tak właśnie czuli się ludzie, niewinni ludzie w czasie II Wojny Światowej?

Innym razem Gale z bólem serca mówi, jak próbował uratować Dystrykt 12. Jak z dziesięciu tysięcy pozostało zaledwie 915 osób. Wyrzuca sobie, że przecież niektóre dzieci mógł nieść…I ja od razu widzę tam KoCórkę…To tylko film, powiecie ale przecież zawsze w jakimś zakątku świata toczy się jakiś konflikt zbrojny, w którym giną i dzieci i dorośli…

„Kosogłos” pokazuje też jak władze posługują się mediami i propagandą by kierować tłumem. Tak mogło być w czasie Zimnej Wojny; tak też pewnie jest teraz. Wystarczy obejrzeć „House of Cards” by uświadomić sobie to i owo.

Narzekacie też na praktyczny brak wątku miłosnego. Myślicie, że po traumie i poczucie winy z jakim zmaga się Katniss jest ona w stanie wymieniać się pocałunkami z kimkolwiek. Seriously, to nie jest jakiś „Zmierzch”. Kreacja bohaterki jest wielkim popisem umiejętności aktorskich Jennifer Lawrence. Po raz kolejny udowadnia, że nie przypadkowa jest najlepszą aktorką młodego Hollywood. Nie przesadza ze środkami wyrazu ale kiedy w końcu wybucha, odczuwasz to całym sobą. Pokazała też, że potrafi używać swojego niskiego, bluesowego głosu -> „The Hanging Tree” nie może wyjść mi z głowy. Jennifer partnerują tacy świetni aktorzy jak Jullianne Moore, Woody Harrelson, Donald Sutherland czy nieżyjący już Philip Seymour Hoffman.

„Igrzyska Śmierci: Kosogłos” jest jak cisza przed burzą. Wprowadza w nas nastrój wielkiego finału i chociaż może nie zadowoli każdego, to dla fanów serii, jest to pozycja obowiązkowa. Sam film jest na dobrym poziomie a jeśli chodzi o produkcje przeznaczonego dla tak zwanych „young adults” z nurtem dystopijnym, jest to zdecydowanie jeden z lepszych wyborów*.

Moja ocena:8/10

*Niedawno oglądaliśmy w podobnym gatunku. Oczekiwaliśmy wiele i mocno się zawiedliśmy. Więcej o nim wkrótce, w listopadowej qulturze.

grafika:https:http://www.fandango.com/


Sara

Na co dzień szczęśliwa żona i mama Mai i Lei, które są uczestniczkami wielu wydarzeń z tej strony. Zawodowo spełnia się jako account manager i copywriter. Na swoim blogu uchyla wam rąbka tajemnicy swojego prywatnego życia oraz dzieli się tym co powinno was zainteresować.

Otrzymuj powiadomienia o komentarzach w tym poście
Powiadom o
guest
2 komentarzy
najnowszy
najstarszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
2
0
Przejdź do komentarzy i proszę zostaw swój.x