Syndrom Traumy religijnej
Ładnych kilka miesięcy temu przygotowywałam się, do któregoś z naszych odcinków i po raz pierwszy zetknęłam się z określeniem Religious Trauma Syndrome (syndrom traumy poreligijnej). Przeczytałam kilka artykułów na ten temat, zrobiłam bardzo podstawowe plansze na swój instagram, które miały wstępnie objaśnić temat, pomyślałam, że mogłabym to mieć, ale w sumie czuję się całkiem dobrze i…zapomniałam o tym.
Przypomniałam sobie niedawno i to dość gwałtownie, gdy pod wpływem pewnej wiadomości od świadka dostałam ataku paniki. Wiadomości, bardzo kulturalnej, żeby nie było i niewpisującej się w typowy hejt. Jednak w jakiś sposób nawiązania do tego, że świadkowie mają rację i że koniec jest bliski wywołały u mnie napad paniki. Najgorszy był późniejszy kac emocjonalny, bo nie potrafiłam zrozumieć swojej reakcji więc nie dość, że przeciorała mnie panika, to do tego doszedła myśl, że zachowuję się jak nieogarniętę dziecko, że powinnam być mądrzejsza…Wiecie, to słynne: „nie bierz tego do siebie” łączone z „przesadzasz”.
Dopiero znajoma z „branży” zasugerowała, że moją reakcję mogła wywołać trauma, a mi tym samym nagle wszystkie puzelki wskoczyły na miejsca. Wreszcie mogłam sobie spojrzeć w oczy i posprzątać ten emocjonalny bałagan.
Nie chcę tu wam obrzydzać waszych wierzeń, ale jeśli uważacie siebie za osoby religijne, to może ten wpis rzuci nowe światło (hue, hue) na przeżycia innych. Religia sama w sobie może być dla jednostki inspiracją i motywacją do moralnie dobrego postępowania. Może być źródłem satysfakcji i może zaspakajać pewne potrzeby np. życia we wspólnocie. Jednocześnie warto mieć świadomość, że dla niektórych religia może być koszmarem.
Czym jest syndrom traumy (po)religijnej?
Chciałabym nie musieć pisać tego wpisu, ale ktoś musi być pierwszy. Nawet nie wiem, czy powinnam ten nagłówek nazwać „traumą religijną” czy „poreligijną”, bo w polskim internecie treści na ten temat brak, a przynajmniej ja ich nie znalazłam. W angielskojęzycznej części sieci znajdziemy wypowiedzi psychologów, terapeutów oraz „świadectwa” osób, które tego doświadczyły przez odejście z różnych grup i wspólnot.
Biorąc pod uwagę ile osób odchodzi z kościoła i z jakimi reakcjami się spotykają (świadkowie Jehowy nie mają monopolu ostre atakowanie swoich byłych członków), zakładam a wręcz mam nadzieję, że już niedługo pojawią się w mediach treści stworzone przez osoby mogące się podeprzeć odpowiednim wykształceniem i doświadczeniem. A także, że nie zaślepi ich własna religijność, jeśli taką mają.
W tym wpisie zbieram swoje przemyślenia i doświadczenia i łączę je z wątkami z bardzo ciekawego wywiadu ze specjalistą od RTS – niestety, rozmowa jest dostępna tylko po angielsku.
Objawy traumy poreligijnej
- negatywne przekonania o własnej wartości
- słabo wykształcona umiejętność krytycznego myślenia
- gniew, niepokój, depresja, utrata sensu, złość
- poczucie samotności i zagubienia
- trudność w uzyskaniu przyjemności (np. seksualnej), problemy w utrzymaniu relacji
- utrata sieci społecznej, rozpad rodziny, izolacja społeczności
- objawy PTSD: koszmary senne, retrospekcje, dysocjacja, trudności emocjonalne.
Jakie pytania można sobie zadać:
Czy w domu lub na spotkaniach religijnych można było kwestionować zasady religii?
Czy kiedykolwiek ktoś użył tekstów religijnych zawierających określone zasady lub przekonania by usprawiedliść swoje obraźliwe zachowanie względem ciebie?
Czy kiedykolwiek byłeś zawstydzony, poczułeś się niegodny lub nawet ukarany przez swoją społeczność religijną za swoje przekonania, orientację seksualną lub pogląd na różne rzeczy?
Czy twoja wspólnota religijna zniechęca do swobodnego i krytycznego myślenia lub wyrażania opinii na temat ich doktryn, zasad?
Czy zamiast miłości i przynależności do wspólnoty religijnej czujesz winę i wstyd?
Czy czujesz się nieswojo chodząc do kościoła (zebrania, spotkania etc) z jakiegoś powodu?
Ogień Piekielny i Armagedon – czyli przyczyny traumy
W niektórych domach lub nawet w całych społecznościach, dzieci od wczesnego dzieciństwa są uczone tego, co dobre i złe (według standardów grupy). Pojawiają się opowieści o grzesznikach, którzy będą się smażyć w piekle lub, tak jak to było w moim przypadku, notorycznie przypominano nam, że tylko zostanie świadkiem uchroni człowieka od strasznego losu, śmierci w Armagedonie. Bałam się więc o babcię i pozostałą rodzinę, o koleżanki, ale bałam się też o siebie – bo jak każdy dzieciak miałam różne grzeszki na sumieniu. Na przykład oglądałam potajemnie Pokemony – jeśli oglądaliście nasz odcinek o dziecięcej traumie, którą świadkowie zafundowali sześciolatkowie, to możecie sobie wyobrazić, jak wiele dzieciaków jest poranionych.
Słyszymy od autorytetów religijnych, że to co robimy, a nawet myślimy w głębi serca, jest złe, niedobre i czeka nas za to kara. Są miejsca, gdzie Bóg jest miłością i wybaczeniem, ale są też grupy religijne lub księża, których Bóg wymaga nieustannego posłuszeństwa i ciągle jest smutny lub obrażony, bo robimy coś, co mu się nie podoba.
Przez te szkodliwe zachowania część z nas zostaje obarczonych traumą i postanawia trzymać się z daleka od wszelkich „duchowych” aktywności w przyszłości. Zostawiamy swoją religię, co również wiąże się z poczuciem odrzucenia i innymi bolesnymi uczuciami, które mogą prowadzić do depresji lub stanów lękowych. To boli, zwłaszcza gdy zawiodły nas nasze autorety i osoby, którym ufaliśmy. Nie wiemy już, co myśleć o świecie, czy możemy zaufać innym, ale przede wszystkim wątpimy w siebie…bo skoro raz się tak bardzo pomyliliśmy, to jaki ma sens zaczynanie czegokolwiek?
Jak to wygląda w praktyce? Ciągły stres i poczucie zagrożenia wywołuje zmiany w mózgu. Kortyzol i adrenalina urządzają sobie huczne imprezki. Wyobraź sobie, że codziennie musisz uciekać przed lwem. Przeżywasz każdy kolejny dzień, ale koszty zostały już poniesione. Pewnego dnia przeprowadzasz się do miasta i nie musisz już uciekać przed lwem. Mijają lata, idziesz ze znajomymi do zoo i widzisz lwa, w klatce, za kratkami, nie zagraża ci, ale twój mózg przywołuje dobrze znane ci poczucie zagrożenia i potrzebę ucieczki.
Osobiście widzę, że wiele rzeczy związanych z organizacją już mnie nie rusza ( o tym niżej), ale wciąż zdarzają się sytuacje, gdy coś wywołuje we mnie przebłyski dawnego strachu.
Ze mną wszystko ok, czemu marudzisz?
Niestety, a właściwie na szczęście, część ludzi będzie odporna na traumę. Inna wrażliwość, inne usposobienie, inna wyobraźnia…ale też fajny ksiądz, z którym śpiewa się piosenki zamiast wypytywania w czasie spowiedzi, czy się masturbujesz. Czy tak jak w przypadku świadków: wspólne ogniska i spotkania zamiast wyrzutów, że spódniczka jest 3 cm przed kolanko i zaraz skusisz wszystkich mężczyzn w okolicy, grzesznico.
To trochę jak z grypą…Niektórzy przechodzą ją co roku, inni rzadziej. Wyobraźcie sobie teraz, że osoba niechorująca ma pretensje do chorej i sugeruje jej, żeby zamiast leżeć w ciepłym łóżko poszła do pracy. Bo przecież on mieszka obok i jakoś grypy nie ma…
Trauma religijna rodzi się w dzieciństwie, ale często dopiero odejście z grupy uświadamia nam, co przeszliśmy. To właśnie wtedy tracimy swój kokon bezpieczeństwa, ale też patrzymy na nasze życie z szerszej i świeższej perspektywy. Uświadamiamy sobie, że to co nas spotkało wcale nie było standardem i że można żyć inaczej.
Jednym ze sposobem poradzenia sobie z tymi uczuciami jest nazwanie ich i mówienie o nich. To właśnie dlatego odstępcy odchodzący z organizacji lub osoby odchodzące z kościoła zakładają kanały na YouTube, udzielają się w grupach w mediach społecznościowych. Mówienie o tym głośno daje im, nam na nowo poczucie przynależności – odnajdujemy osoby, które mają podobne doświadczenia. Zaczynamy rozumieć, że nie jesteśmy szaleni, że jest nas więcej. W pewien sposób pomaga się też innym, a to także ważny krok w stronę odzyskania równowagi.
Podsumowanie
Po pierwsze, dziękuje za to, że dotrwaliście do końca. Po drugie, liczę na odzew w kometarzach z waszymi refleksjami. Po trzecie, mam nadzieję, że już wkrótce powstanie więcej materiałów w języku polskim dotyczących tego zagadnianie – jeśli akurat zajmujesz się tą dziedziną nauki, masz pole do działania!