Dlaczego nie będę zabierać córki do sklepów przed świętami?

Published by Sara on

Jest coś takiego, co dla wielu znanych mi matek staje się synonimem wizyty w SPA: samotne zakupy w Biedrze lub w innym markecie. Po całym dniu z naszym ukochanym dzieckiem, jest coś uspokajającego w powolnym przemierzaniu alejek dyskontu. Ten stukot kół wózka, ten zapach chleba, ta złość innych klientów i to soczyste „kurwa, niech otworzą drugą kasę” wyszeptane przez stojącego obok mężczyznę po pięćdziesiątce.

Niestety, na ten luksus samotnej wyprawy po chleb i proszek do prania nie zawsze możemy sobie pozwolić. Zakupy trzeba zrobić już teraz, a my nie mamy z kim zostawić berbecia. Albo akurat jesteś samotną matką i czy ci się to podoba, czy nie musisz ciągać za sobą dziecko po Lidlach, bo nie masz innego wyjścia. W takim wypadku uzbroiłyśmy się jako matki w niezliczone pokłady cierpliwości (gdy twój dwulatek rzuca się na podłogę, bo nie pozwalasz mu wrzucić do koszyka wszystkich jogurtów w zasięgu jego małej rączki), odporności psychicznej zwanej też zlewką (gdy wyżej wymienione dziecko wyje, a ty ignorujesz zdumione lub pełne pogardy spojrzenia mijających ciebie ludzi). Uczysz się negocjacji („Kupimy jedno kinder jajo, ale nic więcej, rozumiesz?”). Przewidujesz różne scenariusze i możliwości działania („może jeśli wezmę ją do wózka, to zaśnie po drodze do sklepu”). I w sumie to dajesz radę, bo nie masz innego wyjścia, i tylko sporadycznie zdarzają się jakieś większe traumy. Na przykład gdy miesiąc temu, któryś z dyskontów rzucił zabawke z Myszką Mickie, a moje młodsze dziecię nie reagowało na tłumaczenie tylko wyło na cały głos „Miki, daj Miki!”. Postanowiłam wtedy, że w miarę możliwości postaram się nie zabierać mojej dwulatki do marketów i galerii w okresie przedświątecznym.

Dlaczego? Bo to wytężony czas dla marketingowców, którzy przez cały rok przygotowują się do tego by teraz sprzedać nam dosłownie wszystko. I w tym blasku swiatełek, dźwięku dzwoneczków i chęci dzielenia się z innymi nieraz czuję, że dałam się złapać. Z tym, że ja jestem dorosła, a Leosia nie ma nawet 3 lat. Nawet Maja, która już wiele rozumie i można z nią pewne rzeczy ustalić, ma pewną tolerancję na łażenie po sklepach – w pewnym momencie włącza jej się marudzenie.

Mam też to szczęście, że mam możliwość zostawienie dziecka i wyjścia na zakupy samotnie. Córka może zostać z tatą, lub to tata może iść po warzywa do sklepu. Chociaż ja najbardziej lubię robić zakupy, gdy zawożę Leosie rano do niani. Zauważyłam, że gdzieś pomiędzy 8.30 a 11 w sklepach robi się spokojniej, nie ma tego pędu i nerwów. Więc korzystam, robię wcześniej listę i planuje, że teraz idę na zakupy.

Ktoś mógłby jednak powiedzieć, że dziecko trzeba wyszkolić. Że jak teraz próbuję odsunąć od dziecka stresujące sytuacje, to nigdy nie nauczy się dobrze zachowywać. Niestety, podobne myśli miałam z Mają. Ciagalam ją na zebrania świadków Jehowy, bo przecież trzeba dziecko uczyć od maleńkości. Jednocześnie złościłam się, że dwulatka nie chce wysiedzieć i nie słucha, ja też nie korzystałam z programu i miałam wrażenie, że cały zbór ma mnie za beznadziejną matkę. Wyprowadzałam więc mała na korytarz i  z bólem serca przyznaję, że nigdy nie byłam tak blisko dania klapsa jak wtedy. Teraz sobie myślę, że lepiej byśmy na tym wyszli, gdybyśmy poszli na spacer albo pobawili się razem w domu, zamiast siedzieć na tych zebraniach.

Prowadzanie Leosi do sklepu na siłę, żeby natknąć ja na pokusy i próbować wyszkolić jest całkowicie bez sensu. A to dlatego, że do 3 roku życia w naszym mózgu dominuje prawa półkula. Ta, która odpowiada za emocje. Taki maluch jak Leosia nie opanował jeszcze umiejętności używania logiki i słów, aby móc wyrazić swoje uczucia. Dziecko w tym wieku żyje wyłącznie obecną chwilą. I właśnie dlatego, gdy widzi w sklepie zabawke nie jest w stanie zrozumieć, że nie kupię jej, bo nie mam pieniędzy/bo takie mam zasady/bo nie widzę potrzeby. Nie zadziała też „nie teraz” i tłumaczenie, że uzbieramy pieniądze albo wymyślimy inna ciekawsza zabawę. Liczy się to, że w tym momencie jest jej smutno, jest zła i ma wrażenie, że tak będzie już zawsze.  Gdy dziecko zacznie pytać „dlaczego”, oznaczać to będzie, że zaczęła się budzić lewa półkula odpowiedzialna za logikę i porządek. U nas jeszcze ten etap nie nastąpił. ?

Co więc mogę robić? Przede wszystkim nazywać emocje i pomagać Leosi łączyć jej prawą i lewą półkulę np. „jesteś teraz smutna, bo nie dostałaś zabawki”. Do tego przytulać i wspierać na poziomie emocjonalnym, a nie wymagać sztywnego, zasadniczego zachowania, bo do tego nie jest w żadnym wypadku zdolna. No i robić zakupy w miarę możliwości bez niej 😉


Sara

Na co dzień szczęśliwa żona i mama Mai i Lei, które są uczestniczkami wielu wydarzeń z tej strony. Zawodowo spełnia się jako account manager i copywriter. Na swoim blogu uchyla wam rąbka tajemnicy swojego prywatnego życia oraz dzieli się tym co powinno was zainteresować.

Otrzymuj powiadomienia o komentarzach w tym poście
Powiadom o
guest
1 Komentarz
najnowszy
najstarszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
1
0
Przejdź do komentarzy i proszę zostaw swój.x