Dzień z życia wózka – jak sprawdza się Coletto Florino Carbon?

Przyznam się do czegoś: gdy Maja miała przyjść na świat, nie przejmowałam się wózkiem. Kupiliśmy całkiem fajny, używany model za małe pieniądze. I chociaż ogólnie byłam z wózka zadowolona, to jednak wyraźnie widziałam jego wady. W drugiej ciąży wiedziałam już, na co muszę zwrócić uwagę przy naszym stylu życia, a swoje postulaty spisałam TU (a na zdjęciach mam ogromny ciążowy brzuch!).
Nie jest tajemnicą, że zdecydowałam się na model Florino Carbon. Jednak jak to powiedziała moja koleżanka: możesz się całą ciążę zastanawiać nad wózkiem, ale czy wybrałaś dobrze, przekonasz się dopiero po porodzie. Po prawie dwóch miesiącach korzystania z wózka, mam już wyrobioną opinię. Postanowiłam jednak, że zamiast wdawać się w techniczne szczegóły (znajdziecie je na stronie Coletto), opiszę jak wózek sprawdza się w czystej praktyce.

Wózek w całej okazałości
Torba, która wszystko zmieści
Pierwsze, co robię przed wyjściem na spacer, to przeglądam torbę. Czy mam odpowiednią ilość pieluszek? Czy przypadkiem nie skończyły się chusteczki do pupy? Dopakowuje jeszcze ubranko na zmianę (Leośka lubi ulewać w najmniej spodziewanych momentach), wrzucam jakieś grzechotki i książkę dla mnie. Najlepsze jest to, że spokojnie zmieszczę tam lustrzankę! Taki drobiazg, ale dla mamy-blogerki bardzo ważny. Następnie szykuję dziewczyny, młodszą wkładam w gondolę i wychodzimy.
Spacer
Mieszkam na parterze. Chociaż mamy możliwość zostawienia wózka za zamkniętymi kratami, to ja jednak wolę go po tych kilku stopniach wprowadzić do mieszkania. Wiele osób zostawia wózki, ale nasze osiedle do najbezpieczniejszych nie należy, a skoro potrafili nam ukraść stary bagażnik od roweru, to tym bardziej wózek jest narażony na kradzież.
Dla mnie osobiście nie jest problemem znieść czy wnieść nasz wózek. Nie wiem, co bym zrobiła gdybym mieszkała wyżej. Może wtedy szukałabym najlżejszego wozu na rynku 😉 Ale, tak jak pisałam wcześniej, dopasowywałam zakup do naszego stylu życia i pod tym względem nie mam na co narzekać.
Schody pokonane, ruszamy na podbój miasta. Mój Florino bez problemu radzi sobie z nierównymi chodnikami, dziurawymi drogami i innymi przeszkodami. Najbardziej jednak lubię jego lekkość w prowadzeniu i łatwe skręcanie. Nieraz muszę wziąć Maję za rękę, więc zależało mi na tym, by wózek prowadził się lekko jedną ręką! I sprawdza się tu doskonale, w przeciwieństwie do jego poprzednika. Gdy spaceruję bez starszej córki, lubię sobie pogadać przez telefon więc znów wózek prowadzę jedną ręką. W dyskoncie bez problemu lawiruję pomiędzy alejkami, ciągnąc za sobą koszyk.
A jak już przy zakupach jesteśmy: nie lubię bezcelowych spacerów. Dlatego każdemu wyjściu przyświeca wyższy cel np. zakupy 🙂 Potem wszystko pakuję do torby na dole wózka. Nie będę ukrywać: tygodniowe zakupy ze stonki tam się nie zmieszczą. Jednak moje codzienne sprawunki, czyli bułki z osiedlowej piekarni, kilo jabłek z ulubionego stoiska, plus zabawki i ubrania Mai „mamo, weź”, mieszczą się swobodnie.
Design i czystość
Nie podobają mi się ani wózki w stylu retro, ani te futurystyczne. Dlatego dość tradycyjna forma Florino z nowoczesnym wykończeniem idealnie trafia w mój gust. Widzę, że na mieście też się podoba i znajomi go chwalą. Często słyszę, że wydaje się duży. Może faktycznie gondola jest sporych rozmiarów, ale zaliczam to na plus, bo Lea szybko rośnie, a do samodzielnego siedzenia jej daleko. W naszym mieście dużo osób wozi niemowlęta w fotelikach – nie oceniam tego, ale w kontraście nasza gondola faktycznie wydaje się duża.
Wózek Mai był wyjątkowo trudny w czyszczeniu. Zdejmowałam pokrowiec i wrzucałam do pralki, a czasem nawet to nie pomagało. Dlatego tak mi zależało na eko skórze. To, że po wjechaniu w kałużę, wystarczyło przetrzeć powierzchnię wilgotną szmatką, to nic. Ostatnio Mai wybuchła farba do witraży – ścisnęła za mocno tubkę. Szybko wytarłam jej biurko, ale nie zauważyłam, że kilka kropel spadło na wózek, który stał obok – taki był rozbryzg. Zobaczyłam je po czasie i już się załamałam, że teraz to już mamy wózek w pomarańczowe kropki. A tu proszę: wszystko udało się wyczyścić i to nawet bez zbędnego szorowania.
W weekendy pakujemy wózek do bagażnika i ruszamy na bardziej ekstremalne spacery – omijanie wielkich dziur i jazda po nierównym podłożu to rutyna. Ale o tym może innym razem.
Wpis powstał przy współpracy z marką Coletto.
Zostaniesz z nami na dłużej?
Zajrzyj na Facebook’a: Muffin Case
Jesteśmy też na Instagramie: Muffin Case