Cudowna majówka na Słowacji, część 2. Wjazd na Chopok

Obiecałam wam drugą część zdjęć z naszej słowackiej majówki, ale dopadła mnie proza życia i to dość bolesna. Niefortunnie upadłam i stłukłam sobie stopę. Tym samym czekały mnie produktywne 3 godziny na izbie przyjęć, ponieważ chciałam wykluczyć złamanie kości śródstopia bądź zwichnięcie. Teraz jednak leżę w łóżku z laptopem na kolanach i zapraszam was na nowy wpis. Pierwszą porcję zdjęć znajdziecie w poprzednim wpisie: Cudowna majówka na Słowacji, część 1.
Wjazd na Chopok
Bardzo polubiliśmy korzystanie z kolei linowych i długo zastanawiałam się, gdzie by zabrać naszą ekipę. W końcu z lekkim bólem portfela stanęło na Chopoku. Cóż, bilet w cenie 20 euro (wjazd i zjazd) sprawił, że mocno zastanawiałam się nad zdobyciem szczytu na własnych nogach. I faktycznie: jeśli macie trochę kondycji i doświadczenia, nie powinno wam to sprawić większych trudności. Osobiście jednak uważam, że maluchy takie jak Leosia, czy nawet Maja niepotrzebnie się tylko zmęczą – w mojej ocenie można próbować podchodzić z dziewięciolatkiem.
No i nie ukrywajmy: wjazd na samą górę, aż trzema kolejkami to niezła atrakcja sama w sobie. A widok z góry zdecydowanie wart zobaczenia.

Ważna rzecz: kolejka działa w godzinach 8-16.30

Na górze trochę wiało 🙂 Śmiałam się, że w tej chuście i warkoczach wyglądam jak Indianka.
Po zdobyciu szczytu weszliśmy do Kamiennej Chaty na kawę. Jest to piękne, jasne miejsca, a z okien widać cudowną górską panoramę. Mogłabym nie wracać stamtąd.

A tu już zjazd.
Następnego dnia postanowiliśmy zrobić sobie dzień lenia. Jedynym celem była kawa w Zakopanem ze znajomymi. Nie będę tego ukrywać: góry uwielbiam, ale Zakopane jest dla mnie zdecydowanie zbyt tłoczne. Niemniej jednak desery były przepyszne, a i rozmowa też się fajnie toczyła.
Niżej nasza trasa powrotna. Zdecydowanie polecam wyjazd na Słowację w ramach majówki: tak cudnie ukwiecone drogi często cieszyły nasze oczy.
Rano zjedliśmy spokojnie śniadanie i bez pośpiechu ruszyliśmy w drogę powrotną. Wreszcie zatrzymaliśmy się też przy ruinach, które kusiły mnie od samego początku – to pozostałości po hucie, a znajdują się one tuż przed wjazdem do wsi, w której mieszkaliśmy.
A tu widok przy elektrowni niedaleko Ustie nad Priehradou.
I to już koniec naszej słowackiej majówki. Następny wyjazd to już wakacje nad Adriatykiem…Nie mogę się doczekać, bo nawet z bolącą nogą ciężko mi usiedzieć na tyłku i najchętniej już bym wyskoczyła na jakiś weekend!