Gdy jesteście ciągle ze sobą – jak dbać o związek, gdy pojawia się rutyna #DBAMboKOCHAM
Przeczytałam ostatnio ciekawy artykuł dotyczący żony Winstona Churchilla. Znalazłam go w magazynie Wysokie Obcasy Extra i może nie powinnam się teraz tym chwalić, biorąc pod uwagę aferę z ostatnią okładką dotyczącą aborcji. Dlatego jeśli właśnie zamierzacie zbojkotwać magazyn i go więcej nie kupować, spokojnie – zaraz wam tu napiszę, co mnie w tym artykule poruszyło. O ile Churchilla powinniśmy przynajmniej kojarzyć z nazwiska, a już na pewno wypadałoby o nim coś wiedzieć, to jego żoną pewnie nikt z nas się nie interesuje. Ot, pewnie jakąś miał i tyle. Tymczasem Clementine Churchill miała ogromny wpływ na swojego męża i możemy zaryzykować stwierdzenie, że bez niej nie byłby w stanie wykonywać swojej pracy. To z nią konsultował swoje decyzje i rozmawiał o wszystkim. To ona znosiła jego humoru, gdy już wrócił do domu. I chociaż żyła w epoce, w której mogła się realizować tylko jako żona, to była tak ważna dla Winstona, że o jej względy zabiegały różne osoby z rządu – jej aprobata u Churchila mogła wiele zmienić.
I tak sobie pomyślałam, że ja i wiele innych kobiet dzisiaj pełnią rolę takiej Clementine. Osoby, która niekoniecznie jest w świetle reflektorów, może nie podejmuje mega istotnych decyzji w pracy, ale bez niej, ta druga strona nie miała by sił do pracy. Właściwie to dziś Clementine może być też mężczyzna, bo scenariusz wedle którego, to kobieta robi karierę nie powinien być obecnie niczym dziwnym.
Jak wiecie, pracuję razem ze swoim mężem. Pod względem prawnym, jest to jednak jego firma. Biorąc pod uwagę nasze umiejętności, cóż, nie mogłabym go zastąpić. Czasem mnie to dobija, gdy zajmuje się z pozoru nic nie znaczącą pracą: odpisywaniem na maile, oddzwanianiem do klientów, zamawianiem materiałów u dostawców. Jak mam doła, to myślę, że w sumie mogłoby tak mnie nie być. A wystarczy, że biorę wolnę i zaraz mąż dzwoni, że mu ciężko 😉
Można więc powiedzieć, że podobnie jak Clementine jest w cieniu, ale jest to cień bardzo potrzebny. Różnica między nami to częste wyjazdy żony Churchilla – polityk miał trudny charakter i Clementine bez skrupułów podróżowała samotnie, żeby od niego odpocząć. Tymczasem my jesteśmy razem, praktycznie cały czas.
Gdy ktoś się mnie pyta, co uważam za największą wadę w pracy z partnerem, to zawsze odpowiadam: ciągle jesteście razem. Nie wychodzicie rano do osobnych firm i po całym dniu możecie sobie opowiedzieć o tym, co się ciekawego wydarzyło. U nas po całym dniu raczej już nie mamy ochoty roztrząsać wydarzeń z pracy, bo oboje z nich uczestniczyliśmy. A nie bardzo mogę się poskarżyć mężowi, że miałam zły dzień, a mój szef to kawał chama, bo to właśnie mój mąż dwie godziny wcześniej obsztorcował mnie za niezapłaconą fakturę.
Jesteśmy już prawie osiem lat i udało nam się nauczyć przeskakiwać nad pewnymi rzeczami, przymykać oko na inne, a nawet jak już się pokłócimy, to dość szybko się godzimy. Jakoś więc manewrujemy między różnymi stresującymi incydentami w pracy. Za to musimy walczyć z rutyną i specjalnie organizować sobie różne mniejsze i większe przyjemności – wiemy, że jesteśmy przyjaciółmi, wspólnie wychowujemy dzieci i razem pracujemy, ale potrzeba nam tych małych, romantycznych gestów. Celebracji wspólnych chwil i nadawania im znaczenia, by się nie spalić w codziennej rutynie.
Idealnym rozwiązaniem wydaje się być wyjazd we dwoje, ale kto ma dzieci (a nawet jeśli ma, ale ma stracha przed obcymi nianiami), to wie, że to nie taka łatwa sprawa. Nam się ostatnio udało pojechać do Wrocławia i był to nasz pierwszy wyjazd we dwoje od prawie trzech lat. Gdyby nie biznesy, które czekały na nas na Dolnym Śląsku, to pewnie jeszcze byśmy sobie trochę poczekali. Oczywiście, nie można też zapominać o randkach: wyjście do kina, kolacja w restauracji. Chcielibyśmy chociaż raz w miesiącu rezerwować sobie jakiś wieczór tylko dla siebie, ale rzeczywistość częściej wygrywa. A to dzieci się rozchorowały, to znów pracownicy na zwolnieniu i trzeba zostać po godzinach. Życie. Dlatego najczęściej rutynę udaje się przełamywać drobnymi gestami. Ot, zrobienie ulubionego obiadu specjalnie dla niego, albo podanie do łóżka śniadania w niedzielę dla niej. Kupienie kwiatów w Biedrze przy okazji zakupów. Zarządzenie, że dziś koniec pracy i urządzamy sobie maraton serialowy. Można wykazać się kreatywnością.
W ramach akcji #DBAMboKOCHAM organizowanych przez Socjopatkę i Save The Magic Moments przeczytałam wiele cudownych wpisów. Najbardziej poruszył mnie ten napisany przez Zaniczkę – trochę chyba za bardzo marudzę w tym poszukiwaniu odskoczni od codziennej rutyny i ciągłego bycia razem. Może po prostu o siebie dbajmy i się kochajmy?
Ps. Akcja trwa przez cały luty. Napiszcie post, wstawcie zdjęć i oznaczcie je #DBAMboKOCHAM – pokażcie, jak się kochacie!