Kiedyś jadłam mięso, dziś jestem wege. Jak to się stało?

Published by Sara on

Gdyby ktoś rok temu powiedział mi, że całkowicie odstawimy mięso, że praktycznie przestawimy się na weganizm, to bym zwyczajnie w to nie uwierzyła. Owszem, lubiłam jeść warzywa, ale lubiłam też rosołek na wołowince i burgery z niej. Mogłam zrezygnować z szynki na pizzy, ale jak to tak żyć bez sera, bez mleka, bez jajecznicy na śniadanie?

Jak było kiedyś?

Jedliśmy po prostu normalnie, jak przeciętna polska rodzina. No, może niekoniecznie zawsze tradycyjnie, bo nie miałam problemu z rezygnacją w niedzielę z rosołu i lubiłam eksperymentować z różnymi smakami. Trudno jednak było nam wyobrazić sobie codziennie posiłki bez mięsa (w tamtym momencie weganizm oraz rezygnację z nabiału i jajek uznawałam za niepotrzebne szaleństwo). Mnie trochę ciągnęło ku ograniczeniu ilości spożywanego mięsa, ale byłam w tym sama, bo Edwin nie akceptował obiadu bez mięcha. Ze zgrozą teraz stwierdzam, że większość naszej diety stanowiło właśnie mięso. Śniadanie? Kanapki z szynką, czasem jakieś parówki. Obiad – oczywiście mięso, ale przecież jadłam dużo surówki więc niby wszystko powinno być ok. Dodajmy do tego, że te nasze obiady niekoniecznie były regularne. Maja dostawała jeść w przedszkolu więc nią się nie przejmowaliśmy. Często nie jedliśmy nic przez cały dzień by dopiero wieczorem napchać się jakimś makaronem z mięsem, pizzą, lub nawet kebabem!

Oczywiście przytyłam. Nie przeszkadzało mi to bardzo, bo i tak BMI miałam w normie. Coś mi jednak mówiło, że jak dalej będę tak źle jadła, to obudzę się koło 40, gdy już mi nie będzie tak łatwo schudnąć. Jednak to waga mojego męża stała się głównym powodem zmian w naszym żywieniu – teściowa wzięła nas w obroty (jej samej udało się zrzucić ponad 20 kilogramów – o jej przemianie przeczytasz na jej stronie: znowuszczesliwa.pl) i zaczęliśmy jeść inaczej. Przede wszystkim regularniej. Szybko odkryliśmy, że czujemy się lepiej nie jedząc na obiad mięsa. Wtedy jeszcze zdarzało nam się jeść je na kolację, u rodziny i znajomych. Nadal spożywaliśmy duże ilości nabiału i jajek. Te pomidorki w śmietanie! Te puszyste placuszki na śniadanie w sobotę – przecież jajka miałam z gospodarstwa, nie z marketu. Dlaczego miałam ich sobie odmawiać?

Droga do zmian

Metoda teściowej zaczęła przynosić skutki. Edwin wreszcie zaczął chudnąć i to bez efektu jojo, który zaliczył po znanej diecie Dukana. Ja też bez większego kłopotu zrzuciłam 7 kilogramów, mimo okazjonalnego jedzenia pączków na śniadanie.

Jedliśmy więcej warzyw i zaczął nam się zmieniać smak. Pewnego dnia zrobiliśmy na obiad kurczaka i…nie byliśmy w stanie go zjeść. Nie smakował nam! To był przełom zimy i wiosny – nie ogłaszaliśmy nigdzie oficjalnie, że przechodzimy na wegetarianizm, chociaż w praktyce tak było. Nie chciałam się jednak z tym afiszować, bo nasza decyzja nie wynikała wtedy z ideologii. Oboje wychowaliśmy się na wsi i nie mieliśmy problemu z tym, że zwierzęta są zabijane. Wiem, że dla wielu osób może to brzmieć okrutnie, ale nie ruszało mnie to, że biegająca w sobotę kura po podwórku, może być głównym bohaterem obiadu w niedzielę. Kierowaliśmy się intuicją i smakiem: nie jedząc mięsa czuliśmy się lepiej. Dlaczego mielibyśmy z tym walczyć?

W tym czasie przypadkiem trafiłam na teksty, które skierowały moją uwagę na produkcję mięsa oraz jej wpływ na ekologię. Upraszczając: zanim na nasz stół trafi pyszny stek, ktoś musi wykarmić i wyhodować wesołą krówkę. A żeby pierś z kurczaka miała dobrą cenę w markecie, to trzeba jakoś zejść z kosztów. Nie zapominajmy, że ktoś musi jeszcze na tym dobrze zarobić. Jakoś wtedy część blogerów brała udział w kampanii promującej mięso z kurczaka i przedstawiała argumenty za jedzeniem tego mięsa. Nie jestem zwolennikiem teorii spiskowych, ale mimo ładnej otoczki całej kampanii, wolałam trzymać się z daleka od mięsa.

Weganizm?

Praktycznie byliśmy wegetarianami, gdy obejrzeliśmy na Netflixie dokument „What the health” – jeśli macie konto na tej platformie, polecam obejrzeć. Nie będę tu wdawała się w techniczne szczegóły, to nie o tym ma być ten wpis. Ta produkcja przekonała nas, żebyśmy chociaż spróbowali zrezygnować z mleka. Byłam pewna, że odpuścimy po kilku dniach. Niedługo minie miesiąc i nie zapowiada się, żebyśmy nagle mieli  przeprosić się z produktami pochodzenia zwierzęcego. Zwłaszcza, że zaczęłam zgłębiać badania dotyczące tego, jak zmienia się organizm, gdy przechodzi się na weganizm. Może kiedyś napiszę też tekst o tym, ale zanim to zrobię chcę dokładnie zbadać temat. Na razie skupiam się na naszej drodze do weganizmu.

No właśnie, niektórzy mówili nam, że nie da się tak przestawić z dnia na dzień. Racja, ale my nasze przygotowania zaczęliśmy rok temu, chociaż robiliśmy to nieświadomie. Najpierw stopniowa rezygnacja z mięsa i dojście do całkowitego odstawienia tego produktu. W tym czasie poznaliśmy inne składniki, nasz smak się zmienił, znalezienie alternatyw dla produktów mlecznych i jajek było tylko postawień kropki nad i.

Co dalej?

Jak wspomniałam wcześniej, już od dłuższego czasu nie jemy mięsa. Wstrzymywałam się jednak od oficjalnych oświadczeń. Nie lubię definicji. Nie wiem, czy na przykład za rok moje życie nie zmieni się tak, że znowu zaczniemy jeść mięso (szczerze wątpię). Z weganizmem jest jeszcze trudniej. Bo kiedy stajesz się weganinem? Przez jaki czas musisz trzymać się takiego sposobu żywienia, żeby przyjęto cię do tego kręgu? Ja nie jestem ortodoksyjna. Może ktoś inny stwierdzi, że jeśli na rodzinnym obiedzie, który odbywa się parę razy w roku zjem ciasto z jajkami, to nie mam prawa do mówienia, że jestem weganką. Nie wiem, nie będę się o to kłócić. Jestem za to pewna, że nie będę innym zaglądać do talerza i nie przeszkadza mi, że ktoś inny je mięso. Wiem też, że jeśli pójdę np. na wesele to będzie mi bardzo miło, jeśli zaproponuje mi się wegetariańskie posiłki. Na wegańskie nawet nie liczę, jestem realistką, a tort z kremem ze śmietany zjem. Bo lubię.

Co te zmiany oznaczają dla bloga? Długo unikałam definicji, ale w końcu postanowiłam się określić i przestać pisać o wszystkim i o niczym. Jeśli będę wrzucała tu jakiś przepis – będzie to przepis wegański. Raczej nie będę tu skupiała się weganizmie wynikającym z cierpienia zwierząt, chociaż ten temat nie jest mi obojętny. Postaram się pokazać wam ciekawą stronę weganizmu – chciałabym was zachęcać do eksperymentowania w kuchni i zabawy z kuchnią wegańską. Uwierzcie mi może być naprawdę smacznie, a obiad bez mięsa to nie tylko pierogi – spróbujcie chociaż raz w tygodniu zrezygnować z tych przysłowiowych schabowych i odkryjcie nowe smaki!

W najbliższym czasie zamierzam stworzyć kilka wpisów podejmujących temat weganizmu. Jakie są moje ulubione wegańskie blogi? Co zawsze warto mieć w kuchni? Jak to jest z tym białkiem? Czy dieta wegańska jest droższa od tradycyjnego żywienia? Czy da się na niej schudnąć?

Dajcie znać, czy któryś z tematów interesuje was szczególnie!


Sara

Na co dzień szczęśliwa żona i mama Mai i Lei, które są uczestniczkami wielu wydarzeń z tej strony. Zawodowo spełnia się jako account manager i copywriter. Na swoim blogu uchyla wam rąbka tajemnicy swojego prywatnego życia oraz dzieli się tym co powinno was zainteresować.

Otrzymuj powiadomienia o komentarzach w tym poście
Powiadom o
guest
4 komentarzy
najnowszy
najstarszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
4
0
Przejdź do komentarzy i proszę zostaw swój.x