Jak w kilku krokach ograniczyłam ilość zachorowań w naszej rodzinie?

Published by Sara on

Zawsze dużo chorowałam. W dzieciństwie wpadałam z jednej anginy w drugą. Z wiekiem mi nie przeszło – nie było sezonu bym nie zachorowała na grypę. Bo to raz! Właściwie odkąd Maja poszła do przedszkola, to co chwila ktoś z nas był chory. Córka przynosiła jakiś lekki katar z przedszkola. Jej to przechodziło bez mocnych leków po kilku dniach, a ja i Edwin na zmianę zdychaliśmy i potrafiło się to ciągnąć tygodniami.

W tym roku jednak było inaczej. Uświadomiłam to sobie niedawno, gdy wreszcie zapowiedziano kilka dni plusowych temperatur. Zdałam sobie sprawę, że w tym sezonie jesienno-zimowym chorowaliśmy wyjątkowo minimalistycznie. Leosia wcale, Maja raz była u lekarza, ale obyło się bez antybiotyków. Ja i Edwin może parę razy poczuliśmy się troszkę gorzej ale wystarczyło rozgrzać się wieczorem i znów byliśmy na chodzie. Jak to się udało? Zorientowałam się, że na naszą odporność musiały wpłynąć zmiany, które wprowadziliśmy we wrześniu.

Jemy więcej warzyw

Mniej więcej od końca września pojawiło się w naszym stylu odżywiania sporo zmian. Jedną z nich było znaczne zwiększenie jedzenia ilości warzyw. Kiedyś było tak: śniadanie – jakaś kanapka z szynką lub serem i ewentualnie plasterek pomidora; obiad – ziemniaki, mięso, trochę surówki; kolacja – znów jakieś kanapki lub parówki. Teraz warzywa są podstawą naszego codziennego menu. Przekąskę w ciągu dnia często stanowią owoce lub właśnie warzywa np. marchewka lub jakieś smoothie. Obiad to zawsze jakaś surówka plus jeszcze warzywa, a kasza lub mięso stanowią dodatek. No właśnie, mięso – nie możemy powiedzieć, że jesteśmy w pełni wege, ale z jedzenia mięsa trzy razy dziennie, zeszliśmy do trzech razy w tygodniu.

Odstawiliśmy ziemniakami

Osobiście zawsze lubiłam kasze, ryż i makaron. Dlaczego? Nie trzeba ich obierać! Mój mąż jednak zawsze preferował ziemniaki. Jak więc jedliśmy? Z raz w tygodniu robiłam jakąś kaszę, oczywiście z mięsnym sosem (żeberka, gulasz) plus buraczki lub ogórki w roli warzywa. W inny dzień jedliśmy makaron, oczywiście z mięsem. W pozostałe dni rządziły ziemniaki, kartofle i pyry. Teraz ziemniaki zdarza mi się tylko zjeść na obiadkach rodzinnych u babci. Nie to, że jest coś złego w ziemniaku; po prostu kasza rządzi!

Wartości różnych rodzajów kasz:

Bulgur – bogaty w błonnik, źródło potasu, fosforu oraz magnezu.

Jaglana – najwyższa zawartość witamin z grupy B; ma właściwości antywirusowe.

Jęczmienna – źródło błonnika oraz witaminy PP, która między innymi obniża poziom cholesterolu.

Gryczana – bogata w kwas foliowy, potas, magnez, cynk, mangan i flor.

Przyprawy jak antybiotyk

Gotujemy sami, od niedawna jada jeszcze z nami niemowlę. Stawiamy więc na naturalne przyprawy i ograniczamy sól. Za to hurtowo idą u nas przyprawy takie jak kurkuma, imbir czy słodka papryka. Tu przypomnę wam o mojej miksturze na przeziębienie. Wciąż karmię i raczej nie mogę się faszerować lekami typu anty-grypo-coś-tam, więc gdy zaczynam czuć się niewyraźne stawiam na kurkumę. Czasem nawet dosypuję jej sobie bezpośrednio do herbaty.

Bańki profilaktycznie

W dzieciństwie, gdy męczyłam się z gorączką, mama stawiała mi bańki. Już dobry czas temu, kupiłam dla nas bańki bezogniowe. Stawia je się bardzo łatwo i faktycznie widzimy efekty: co jakiś czas robię nam profilaktyczne sesje – stawiam wtedy bańki raz w tygodniu przez miesiąc. Robię też tak przy pierwszych objawach przeziębienia lub nawet przy bólach kręgosłupa – pomaga!

Ruch to zdrowie

Z dzieckiem na spacer nie wyjdziesz? Leosia i Maja skutecznie zapewniają mi codzienną dawkę ruchu. Myślę jednak o jakiejś dodatkowej aktywności, bo już wszystko po ciąży zrzuciłam z nawiązką a przydałaby się lekkie wymodelowanie figury.

Za to mój mąż bardzo zyskał dzięki wprowadzeniu ruchu! Pracuje przy komputerze więc odczuł skutki siedzącego trybu życia. Jakoś w grudniu zaczął chodzić na pieszo do pracy i z powrotem. Od stycznia włączył do swojej aktywności pływanie na basenie, minimum raz, zazwyczaj dwa razy w tygodniu. Nie tylko chudnie, ale też lepiej się czuje.

Sauna

Tu efekty odczuwa przede wszystkim mąż, chociaż udało się parę razy Maję namówić. Edwin zalicza sesję w saunie przy okazji wizyty na basenie, czyli minimum raz w tygodniu. Dlaczego to działa? W gorącej saunie nasze organy czują się jakbyśmy mieli gorączkę. Zaczynają więc wytwarzać więcej komórek odpornościowych. Dodatkowe bonusy to oczyszczanie organizmu z toksyn i utrata niechcianych kilogramów.

A jakie są wasze sposoby na niechorowanie?

Sądzisz, że komuś może się przydać ten artykuł? Udostępnij go proszę na facebooku.

Sara

Na co dzień szczęśliwa żona i mama Mai i Lei, które są uczestniczkami wielu wydarzeń z tej strony. Zawodowo spełnia się jako account manager i copywriter. Na swoim blogu uchyla wam rąbka tajemnicy swojego prywatnego życia oraz dzieli się tym co powinno was zainteresować.

Otrzymuj powiadomienia o komentarzach w tym poście
Powiadom o
guest
7 komentarzy
najnowszy
najstarszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
7
0
Przejdź do komentarzy i proszę zostaw swój.x