Niełatwo jest być pracującą mamą – zapis dnia.

Published by Sara on

Kilka dni temu przeglądałam swoje wyniki w Google Analytics. Z ciekawością zauważyłam, że mam wejścia na stronę z hasła „blog pracującej mamy”. Nie zwróciłam na to większej uwagi, aż do ostatniego wtorku, kiedy to wróciłam z pracy wykończona i załamana.

Staram się na blogu nie narzekać, ale nie będę ukrywać, że „wypisanie się” bardzo ułatwia radzenie sobie z emocjami. No to lecim!

7:00 – 8:00 – pobudka. Powinnam się cieszyć, że nie muszę wstawać o 6, ale przy moim ciążowym śnie, a raczej jego braku, ta siódma to i tak wczesna pora. Zwlekam to swoje obolałe, wielorybie cielsko i ubieram siebie. Oraz Maję. Z nią jest różnie – czasem sama sobie wybierze ubranie, czasem wystarczy jej rzucić ciuchy i zadba o siebie sama. Są też takie dni, że ma od rana focha (po mamie) i trzeba pomóc, głaskać i przytulać. Dzisiaj przyszła pora na trzecią opcję. Trudno, umaluję się w pracy. Jeszcze muszę zjeść jakieś szybkie śniadanie, bo inaczej zacznę mdleć i możemy jechać do przedszkola.

8:20 – 10 – już jesteśmy w biurze. Wciąż mam porannego focha i potrzebuję chwili na rozruch. Maluję się przy parapecie, robię kawę, herbatę. Na 10 mamy być w urzędzie pracy, więc pozostały czas przeznaczam na przegląd maili, firmowych socjali oraz planowanie tego, co będę robić później.

W urzędzie poszło i dobrze, i źle. Wyskoczyła jedna sprawa, o której nie wiedzieliśmy. Za trzy godziny moje hormony ciążowe zwariują i dostanę z tego powodu histerii. Teraz trochę chce mi się z tego śmiać, bo po czasie widać, że da się wszystko załatwić. W tamtej jednak chwili byłam załamana.

10:30 – 15:30 – mamroczę niczym Rihanna „workworkworkwork”. Dzisiaj na szczęście mam pracę nie wymagającą kreatywnego myślenia. Czyli odpadają projekty oraz planowanie kampanii. Za to czeka mnie rezerwacja domeny dla jednego klienta. Poprawki na stronie dla drugiego. I trzeciego. Prościzna, ale trzeba się skupić, bo troszkę grzebię w kodzie. Zawsze się wtedy czuję jak haker z amerykańskiego filmu, chociaż moja wiedza na temat HTML, to tylko podstawy podstaw. Na koniec, prawdziwa śmietanka, wstawianie produktów do hurtowni dla klienta nr 4. Lubię to bardzo, bo robota lekka i powtarzalna, ale wymaga skupienia – jeśli za jednym zamachem wstawiasz setkę produktów, to wypadałoby pilnować cen, wag i kodów produktów. Z drugiej strony jest to praktycznie idealna praca dla świeżo upieczonej matki – dziecko do cyca, a ty masz tylko klikać myszką. Chociaż pewnie do września będę miała trochę spokoju, bo od czerwca mamy mieć stażystę…

W międzyczasie przychodzi pizza (wspomniane zmiany na stronie dotyczyły menu pizzerii i nabrałam chęci na takie smaki), ja zaliczam swoją oscarową histerię, a Edwin jedzie po Maję do przedszkola.

15:30 – 18:00 – wraca Maja. Odkładam laptopa i biorę się za śledztwo. A co robili? Co było na obiadek? Czy wyszli na dwór? Problem nr 1: młoda ugryzła kolegę. Jestem w szoku, ale mam przebłyski geniuszu więc nie drę się na nią, tylko najpierw pytam o jej odczucia. Okazało się, że Maja dzisiaj mogła otwierać drzwi domofonem. Jej przedszkole mieści się w wieżowcu i po 15, gdy zostaje mało dzieci, któreś dostaje przywilej otwierania ich. Dla dzieciaków jest to wielka sprawa, wręcz zaszczyt. Dzisiaj więc przypadła kolej Mai, a kolega jej się wtrynił – ugryzienie było efektem samoobrony i rozdrażnienia. Mąż mówi, że z chłopcem już się pogodziła i nie ma sprawy, więc pozostaje wytłumaczyć, że gryzienie jednak nie jest dobrym rozwiązaniem. A potem się zaczęło…

-A rysowaliście coś?

-Tak, panią jak się modliła i dzieci.

Ja zamarłam, mąż się odwrócił od komputera. Myślę: dzisiaj wtorek, religia – co jest? Maja ma być w tym czasie odprowadzana do zerówki. Próbujemy wyciągnąć od niej coś więcej – może obrazek został po tej religii w sali i w wolnym czasie Maja wzięła go do kolorowania. A może ktoś olał nasze zalecenia i następnego dnia musimy tam wpaść tocząc pianę z pyska jak wściekłe bulteriery? (Żartuję, zawsze załatwiam wszystko ze spokojem).

Później przychodzi do Edwina jeszcze jeden klient, a ja już padam. Niby cały dzień siedziałam/leżałam na kanapie w biurze, ale jednak pod koniec dnia nie mam siły. Trochę gadam z Mają, kończę wpis na bloga, i tak wreszcie zbieramy się do domu.

18:30 – 19:30 – zamykamy biuro, zaliczamy szybkie zakupy w Lidlu. Chociaż „szybki” przejazd przez miasto zajmuje i tak godzinę: trzeba zajrzeć do dwóch punktów, w którym jutro będą klejone reklamy. Bywa.

19:30 – 21:00 – wchodzimy do domu i na tym rozpędzie wstawiam zmywarkę, pranie i składam wysuszone ubrania. Mąż mi mówi, żebym już się położyła, a on zrobi kolację i ogarnie Maję. Jest tylko jeden problem: moja ciąża domaga się naleśników z powidłami. A w naszym domu specjalistką od naleśników jestem ja. I nie, nie mogę odpuścić tematu – mają być naleśniki i koniec. Więc stoję sobie w kuchni i smażę jeden za drugim. Tyle mi tego wyszło, że chociaż śniadanie rano mam z głowy.

Maja powoli szykuje się do snu, ale w międzyczasie trzeba jej odpowiedzieć na pytania:

-A dlaczego jest dzień i noc? (to był ruch obrotowy? Ło rany, jak to wytłumaczyć dziecku, chyba musimy zrobić jakieś modele układu słonecznego).

-A dlaczego nie ma dinozaurów? A kto je zabił?

-A ja to bym nie chciała mieć kości.

-A jak ja się rodziłam? Nie! Powiedz mi dokładnie!

To są autentyki! Przestaję jej kupować książeczki z bajkami, bo przyszła pora na jakieś dziecięce encyklopedie i leksykony.

A potem to już mycie i jakieś rozmowy połączone z ziewaniem…Jutro znów zadzwoni budzik o 7.

 

W środę jeszcze byłam w pracy, ale rozwaliło mnie przeziębienie i teraz dogorywam w domu. I spokojnie: zaraz zaczynam dziewiąty miesiąc więc moje siedzenie w biurze ogranicza się góra do dwóch dni w tygodniu – normalnie spędzam dni na legowisku (kanapa), też pracując, ale jednak mniej. Od czasu do czasu lubię jednak wyjść do biura. No i jeśli jest ważna praca do zrobienia, to łatwiej mi się skupić i być bardziej efektywną poza domem.

Ps. Ten wpis nie miał na celu podgrzewania konfliktu między matkami domowymi, a pracującymi. Jestem jedną i drugą, a dziś po prostu byłam zmęczona rolą tej drugiej 😉

Categories: Lifestyle

Sara

Na co dzień szczęśliwa żona i mama Mai i Lei, które są uczestniczkami wielu wydarzeń z tej strony. Zawodowo spełnia się jako account manager i copywriter. Na swoim blogu uchyla wam rąbka tajemnicy swojego prywatnego życia oraz dzieli się tym co powinno was zainteresować.

Otrzymuj powiadomienia o komentarzach w tym poście
Powiadom o
guest
9 komentarzy
najnowszy
najstarszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
9
0
Przejdź do komentarzy i proszę zostaw swój.x