Odbiło mi! Ciążowe szaleństwo.

Published by Sara on

A na co? A dla kogo? Dla jakiej przyczyny? Wstawiają te ciężarne kobity zdjęcia w internety i każą się zachwycać. Kicz i tandeta! I do tego handel swoją prywatnością. Gdzie wzniosły dystans do fejsbuczka? Gdzie pogarda dla #bumpselfe? Oj, to już nie te czasy, co kiedyś.

Dawno, dawno temu w odległej galaktyce

Przenieśmy się w czasie do roku 2011. Większość z tych dwunastu miesięcy przechodziłam w ciąży z Mają. Jednocześnie miałam dość pogardliwy stosunek do social mediów i wrzucania swoich zdjęć do sieci. Spróbuję nakreślić wam tamten rok oraz moje poglądy i warunki, które mu towarzyszyły.

Blogi -> Nie miałam swojego bloga, praktycznie nie wchodziłam na inne. Większość znanych dziś autorów nie zaczęła jeszcze blogować, a Kominek był znany z tego, że próbuje się wybić pisząc obsceniczne artykuły o seksie. No cóż, udało mu się.

Facebook -> Tu kwitło życie towarzyskie. Nawet granie w gry nie było jakimś wielkim obciachem. Zdarzyło mi się wrzucać jakieś zdjęcia lub statusy, ale bez przesady. Aktualnie mój prywatny profil jest bardzo minimalistyczny, bo praktycznie nie publikuję nic. Po co spamować zdjęciami córki, jak mam bloga?

Instagram -> a co to takiego?

Inne media -> 5 lat prężnie działały fora. Sama utrzymywałam kontakt z kilkoma koleżankami właśnie w ten sposób. To właśnie tam ukryta pod nickiem rozmawiałam o różnych ciążowych dolegliwościach, strachach a także radościach.

Podsumowując: moja pierwsza ciąża praktycznie nie istniała w mediach. To, co się pojawiło na FB w końcu i tak zostało usunięte przy czyszczeniu profilu. Wątek w forum został zamknięty. Nie pozostało śladu po mojej aktywności w tamtym okresie.

W tamtym czasie dopiero uczyliśmy się cenić fotografie. To właśnie nadchodzące narodziny Mai niejako wymusiły na nas zakup aparatu i dopiero jej przyjście na świat uruchomiło w nas zmysł fotografa-amatora. Stary telefon nie pozwalał nawet na przeciętne fotografie, a zresztą ten czas, gdy cykamy wszystko co popadnie miał dopiero nadejść. O sesji ciążowej nie pomyślałam, a tych kilka zdjęć z wakacji z brzuchem zostały stracone w czasie zmian komputerów i przeprowadzek. Może je kiedyś odnajdę, ale aktualnie nie posiadam żadnej pamiątki z pierwszej ciąży.

Jeszcze jedna szansa

Minęły bite cztery lata zanim postanowiliśmy zrobić Mai rodzeństwo. Przez ten czas parokrotnie powtarzał się możliwy scenariusz: jednak Maja zostanie jedynaczką. Ogarniał mnie żal, że nie będę mogła jeszcze raz doświadczyć tego stanu. A przy tym z własnej głupoty nie miałam nawet pamiątek z tego okresu. Postanowiłam sobie, że jeśli kiedyś dane mi będzie być w ciąży, wykorzystam to najlepiej jak potrafię.

Właśnie dlatego planuję baby shower, chociaż to takie „hamerykańskie” i głupie. Dlatego wiem już, gdzie i kiedy będę miała sesję ciążową. Dlatego pozwalałam sobie na bycie „tą głupią ciężarną” i spamuję zdjęciami brzucha, a na blogu znacznie częściej pojawiają się wpisy związane z tym tematem. Pilnuję się by poruszać też inne kwestie, ale w końcu najprawdopodobniej to moja ostania ciąża. Jak dożyję, to pewnie za dwa lata wrócimy do modelu lifestyle-biznes.

Dlatego wszystkie kobiety w ciąży namawiam: dokumentujecie ten stan! Nie musicie wszystkiego wrzucać w Internet, ale róbcie dużo zdjęć, może zacznijcie prowadzić dziennik? Życie może się różnie potoczyć, a wspomnienia z tego czasu osłodzą gorzkie chwile.

Social Media wygrały

Ja jednak wrzucam rzeczy do sieci. Potrafię się opanować w tym amoku (nie strzelam selfie kilka razy dziennie, nie wrzucę zdjęcia z porodówki ani fotografii mojego dziecka w kąpieli). Nie sprzedaję też nie wiadomo jak swojej prywatności. Uwierzcie mi: wiecie jak wyglądam, że mam córkę, że jestem w ciąży ale spokojnie z większością blogerek mogę zaśpiewać: „Nic o mnie nie wiecie”.

Zresztą śledzę bardzo dużo zagranicznych blogów i tam kwestia wstawiania bądź nie wstawiania zdjęć nigdy nie wywołała takiej gorączki jak u nas.

Jest jeszcze jedna sprawa. W ciąży z Mają miałam w swoim otoczeniu „na żywo” dwie koleżanki, które rodziły w podobnym okresie. Gdy się widziałyśmy, mogłyśmy gadać o tych wszystkich sprawach, przez które reszta społeczeństwa uznaje przyszłe matki za niespełna rozumu. Obecnie, moje przyjaciółki albo mają dzieci odchowane, albo ich nie mają i nie planują. Bardzo się staram by nie rozmawiać przy nich tylko o wyprawce, ciążowym samopoczuciu i dzieciach pojętych ogólnie. Za to Internet umożliwia mi to z nawiązką. Blogerki masowo zaciążyły, albo dopiero co urodziły. Ciąża nie pochłonęła całkiem mojego mózgu, ale to przyjemnie podzielić się wrażeniami z osobami, które są na podobnym etapie (spokojnie mogę wymienić przynajmniej trzy, które mają termin bliski mojemu).

Za kilka lat może zmienię zdanie w tej kwestii. Nawet jeśli tak się stanie, przynajmniej będę miała pamiątkę w postaci tekstów i zdjęć. A jeśli postanowię przestać blogować, no cóż, nie po to sobie wzięłam Muffin Man’a za męża, żeby z własnego serwera usuwał treści swojej żony 😉

Pozdrawiamy z półmetka!

Ps. Śpiewajmy z Reni!

 

 


Sara

Na co dzień szczęśliwa żona i mama Mai i Lei, które są uczestniczkami wielu wydarzeń z tej strony. Zawodowo spełnia się jako account manager i copywriter. Na swoim blogu uchyla wam rąbka tajemnicy swojego prywatnego życia oraz dzieli się tym co powinno was zainteresować.

Otrzymuj powiadomienia o komentarzach w tym poście
Powiadom o
guest
10 komentarzy
najnowszy
najstarszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
10
0
Przejdź do komentarzy i proszę zostaw swój.x