Jak nauczyć dziecko i siebie obcego języka – część II: czysta praktyka.

Wczorajszy wpis zostawił w niektórych uczucie niedosytu. Ten przydługi wstęp był jednak konieczny i niezbędny do zrozumienia mechanizmu nauki języka. Teraz już przechodzimy do konkretów.
2 uwagi na początek:
- Im wcześniej, tym lepiej – nie tylko dlatego, że młody umysł szybciej sobie poradzi z zadaniem. Rodzicowi po prostu łatwiej będzie przekonać np. trzylatka do oglądania bajek w innym języku niż takiego dziesięciolatka, który „nic nie rozumie, a angielski jest głupi i mu się nie przyda”.
- Razem lepiej – nauka języka to proces długotrwały, właściwie niekończący się, a efekty widzimy po dłuższym czasie. Dlatego, podobnie jak w przypadku odchudzania się, dobrze to robić całą rodziną. Dzięki temu będziecie się wspierać i wzajemnie motywować. W ostateczności namów mamę/ciocię/przyjaciółkę do wspólnej nauki.
Krok 1 – otocz się językiem
W poprzednim wpisie starałam się wam udowodnić, że bez słuchania daleko się w nauce języka nie zajedzie. Co więc należy zrobić? Słuchać, słuchać i jeszcze raz słuchać. Codziennie, najlepiej kilka godzin każdego dnia, albo chociaż tyle, ile dacie radę.
Zapomnij o lektorze i dubbingu w filmach – to jeśli chodzi o angielski. W przypadku innych języków, znajdź produkcje z odpowiednią ścieżką dźwiękową. Tu przydaje nam się Netflix, który oferuje zarówno dubbing jak i napisy np. po hiszpańsku, włosku czy niemiecku.
Zamiast słuchać Zetki w pracy, przestaw się na radio z kraju, w którym mówią w twoim wymarzonym języku. Słuchaj nagrań. Bawisz się z dziećmi w domu? Niech coś leci w tle. Młode może obejrzeć bajkę? Polecam Peppę – na YouTube znajdziecie pełno odcinków w różnych wersjach językowych.
Początkowo będziecie mieli w uszach jeden, wielki bełkot. Pamiętajcie jednak, że nie musicie skupiać się na treści. Chodzi o to, żeby wprowadzić język do swojego życia. Po pewnym czasie wasz mózg uzna, że widocznie coś ważnego jest w tym hiszpańskim, którym ciągle go maltretujecie.
Krok 2 – słówka. Nie unikniesz ich.
Niestety, przynajmniej część słów musicie najpierw wykuć. Wydrukujcie sobie listę np. 1000 najpopularniejszych wyrazów i zwrotów w danym języku i je powtarzajcie. Dokładając do tego słuchanie sprawicie, że mózg zacznie wyłapywać znane frazy, a reszty zaczniecie się domyślać z kontekstu.
Często śmiejemy się z osób, które wyjechały za granicę i po powrocie zapominają części słów w języku polskim. Jest w tym jednak pewien sens. Zazwyczaj uczymy się słów napamięć np. kot (wiemy, czym jest kot) to „cat”. Im dłużej obcujemy z językiem, tym więcej wyciągamy z kontekstu. I tak „cat”, to dla nas pewne zwierze, ale nasz mózg nie potrafi go szybko połączyć z polskim „kot”. Czasem mam tak, że wyłapię jakieś słówko w serial,. rozumiem jego znaczenie, ale potrzebuję dłuższej chwili by je sobie w głowie przetłumaczyć na polski.
A jak dziecko uczyć słówek? Nam pomogły karty obrazkowe np. te od CzuCzu. Pokazywałam półtorarocznej córce obrazki i je nazywałam. Jedna kolejka po polsku, druga po angielsku i od nowa. Można też użyć naklejek na przedmiotach codziennego użytku, śpiewać piosenki lub grać w różne gry i zabawy. Ale spokojnie – moje dziecko prawie wszystko wyniosło z oglądania Peppa Pig. Małe dzieci są genialne.
Krok 3 – mów
Jakiejkolwiek frazy się nauczysz, jakiekolwiek słówka – użyj go w mowie. Choćby brzmiało to, jak najbardziej absurdalnie. Teraz bardzo przydaje się wspólne uczenie się. Możesz pytać dziecko: „co to jest?”, „to jest piłka”. Możesz próbować rozmawiać ze swoim partnerem do nauki np. w aucie, przed snem, najlepiej jak najczęściej. Na początku pewnie skończy się na pokaleczonych zdaniach i wtrącaniu co chwila polskiego odpowiednika, ale uwierzcie mi – będzie lepiej.
Krok 4 – znajdź mentora
Poprzednie trzy elementy, zastosowane wszystkie naraz i ćwiczone, powiedzmy, minimum dwie godziny dziennie powinny was nauczyć przynajmniej podstawowej komunikacji w języku. Jeśli chcecie robić dalsze postępy, cóż, musicie znaleźć kogoś lepszego od siebie.
Może masz koleżankę, która mieszkała w Berlinie i śmiga po niemiecku? Poproś by z tobą rozmawiała. Ideałem byłoby znaleźć „native speaker’a” (to jest ten moment, kiedy brak mi słówka po polsku – chodzi o osobę, która od urodzenia mówi w danym języku). Nie jest to łatwe, ale Internet umożliwia nam znajdowanie znajomych na całym świecie.
Czytajcie artykuły i słuchajcie audiobook’ów. Konstrukcje użyte w piśmie są znacznie bardziej zaawansowane niż te w potocznej mowie.
Podsumowanie
Co miała zapewniona Maja? Słuchanie (Peppa Pig) i rozmowy z Mentorem (ja). To wystarczyło by w wieku czterech lat uczyła się konstrukcji zdań warunkowych i poprawiała mój akcent (ma znacznie lepszy; może to kwestia rozwoju strun głosowych).
Wiem jednak, że nawet bez Mentora złapiemy podstawy. Bodajże na tydzień przestawiliśmy się z mężem na hiszpański. Przez ten czas nauczyliśmy się wielu podstawowych zwrotów i słów – co najlepsze do tej pory je pamiętam! Gdyby nie to, że ze względu na pracę skupiliśmy się na angielskim, to pewnie teraz bym już planowała wakacje w Hiszpanii 🙂 Może pora do tego wrócić?
Ps. To już ostatni wpis z językami. Przynajmniej na razie. Zatęskniłam za hiszpańskim, z którym nie mam doświadczenia i wszystkiego nauczyłam się sama. Wrócę do niego i dam wam znać za kilka miesięcy relacjonując efekty!