Jak nauczyć dziecko i siebie obcego języka – część I: omiń system.

Published by Sara on

Kilka dni temu postanowiłam udowodnić wam, że ludzki mózg potrafi sobie poradzić z nauką języka ( przeczytaj ten wpis i zobacz wideo, na którym moja córka płynnie mówi po angielsku ). Oczywiście, tak jak na trzydziestoosobową klasę znajdzie się kilka osób, które nie są w stanie nauczyć się ortografii ( dysortografia i inne przeciwności ), tak też pojawią się osoby, które nie dadzą rady „ogarnąć” innego języka. To są jednak wyjątki. Najprawdopodobniej wasze dzieci i wy sami nie będziecie mieli z tym problemu.

Mój sposób na naukę języka jest prosty, ale wymaga czasu i zaangażowania. Zanim jednak przejdziemy do kwestii praktycznych musimy wrócić do podstaw: tego, jak rozumiemy naukę języka. Zbyt często słyszałam „a po co? Przecież nic nie rozumiecie.” by zbagatelizować tę kwestię.

Pamiętajcie też, że w tym wpisie chodzi o naukę komunikacji. Jeśli komuś marzy się zostać filologiem niech się weźmie za naukę i idzie na studia. Jeśli zaś chcecie bez problemu komunikować się na wakacjach, oglądać filmy bez napisów, czytać książki lub znaleźć sobie zagranicznego przyjaciela – to jest tekst dla was.

Jak uczy szkoła?

Myślę, że spokojnie mogę założyć, że znaczna większość z was zdawała egzamin maturalny. Do obowiązkowych elementów tego procesu należy egzamin z języka obcego. Zostawcie na bok wyniki, a zastanówcie się jak wygląda obecnie wasza umiejętność komunikacji w tym angielskim, niemieckim lub tym, co akurat zdawaliście. Kiepsko? Pewnie tak – zwłaszcza jeśli nie macie żadnego kontaktu z językiem po szkole.

W podstawówce zaczęłam naukę niemieckiego. Lubiłam ten język i lubiłam moich nauczycieli. Przez 9 lat dostawałam praktycznie same piątki, czasem nawet szóstki. Gdy jednak miałam wybrać język, który miałam zdać na maturze, bez wahania wybrałam angielski. Dlaczego?

Jak wygląda nauka języka obcego w polskiej szkole? Trochę czytania, trochę pisania, dużo słówek i gramatyki – wszystko sprawdzane pisemnie w formie kartkówek i sprawdzianów. Słuchanie i mówienie sprowadzone do minimalnego minimum. Zajęcia trwają 45 minut, a to jest po prostu za mało by otrzymać należyte efekty. Przez dziewięć lat nauki nauczyłam się niemieckiej gramatyki, napisałam kilkanaście rozprawek w tym języku, wiele słówek pamiętam do dziś…ale mówić nie umiem. Mam w sobie blokadę, której nie potrafię przeskoczyć.

Zrozumiałam w czym tkwi problem, gdy poszłam do szkoły językowej na angielski. Prywatnie i drogo, ale w końcu płacisz-wymagasz. Mieliśmy zajęcia dwa razy w tygodniu po 90 minut. Młodsze dzieci miały krótką przerwę w trakcie, więc argument, że to za długo obalony. W szkole państwowej nieraz są dwa w-f pod rząd. Na pewno technicznie da się ułożyć plan tak, by nauczyciel miał więcej czasu na omówienie materiału. Na tych prywatnych zajęciach uczono nas gramatyki, słówek, czytania – jednak to mówienie było kluczem do wszystkiego. Powtarzamy słówka z poprzedniej lekcji? Mówimy! Jak? Tłumacząc z angielskiego na angielski np. co to jest lodówka? Lodówka, to przedmiot, w którym trzymamy jedzenie.

Dodatkowo na koniec roku wszyscy zdawaliśmy egzamin ustny. Można więc powiedzieć, że podeszłam do matury ustnej 6 razy, zanim faktycznie stanęłam przed komisją w liceum. Nie muszę pisać, że podstawowy i rozszerzony egzamin był tylko formalnością?

Mniejsza z maturą! Po pierwszym roku mojej nauki angielskiego (poziom początkujący), odkryłam coś niezwykłego. W tamto lato moja kuzynka zakochała się w chłopaku z Londynu. Był jednak mały, malutki problem: kompletnie nie znała angielskiego. Godzinami wisiałam na telefonie. tłumacząc na żywo rozmowy między nimi. Praktyka, nawet gdy popełniamy błędy, jest kluczem! Dlatego, gdy jeszcze studiowałam anglistykę i planowałam zostać nauczycielką, miałam ambitne plany polegające na wprowadzeniu ustnych klasówek w państwowej szkole. Teraz patrzę na to realniej i myślę, że skończyłoby się na marzeniu, a ja jak wielu nauczycieli po godzinach uczyłabym w prywatnej szkole.

Przerywnik z życia wzięty

Zdarza mi się udzielać korepetycji z języka angielskiego. Często pytam rodziców, co jest priorytetem: dobra ocena w szkole czy umiejętność komunikacji. Najczęściej wybierane jest to pierwsze. Szkoda, ale dzieci nie napędzane obowiązkiem, mało mają chęci do czegoś, czego nie lubią – czy tylko ja się lubiłam uczyć języków?!?

Pewnego majowego dnia przyszedł do mnie maturzysta. Całe technikum jechał na dwójach i praktycznie nic nie umiał. Za dwa dni miał mieć maturę ustną. Przez cztery godziny uczyłam go…systemu: podstawowych zwrotów, pewnych technik i najważniejszego – mów, z błędami, ale mów!

Wysłałam go do szkoły przerażona. Nie zda… Wrócił zachwycony. Nie tylko zdał, ale zdobył nawet 42%. Jego ambicje ograniczyły się do zaliczenia. Czy ten uczeń zamówi sobie coś w restauracji na wakacjach? Czy będzie potrafił rozmawiać z ładną dziewczyną spotkaną na wczasach? Wątpię, ale maturę zdał. Tak wygląda system kontra praktyka…

Jak my się nauczyliśmy polskiego?

Widzicie zapewne, że kluczem do wszystkiego jest mowa, a tym samym słuchanie. W końcu na tym polega dialog, prawda? Czy więc musicie wydawać grube pieniądze i posyłać dzieci na dodatkowe zajęcia ze specjalistą? A czy ktoś was wysyłał na zajęcia z języka polskiego?

Noworodek nie ma narodowości. Nie ma zapisanego kodu w mózgu, według którego, to język polski będzie jego językiem. Jak więc nauczyliśmy się mówić?

Zostaliśmy otoczeni językiem. Rozmowy rodziców, dziadków i ich znajomych. Szum telewizji czy radia w tle w czasie drzemki. Codzienny, praktycznie dwudziestoczterogodzinny kontakt z językiem obcym – bo w tamtym czasie język polski był dla nas obcy.

Czy jakakolwiek matka podała swojemu niemowlęciu listę słówek do nauczenia? Czy tłumaczyła roczniakowi czym jest podmiot i orzeczenie? Albo wyjaśniała zawiłości deklinacji rzeczownika? Nikt z nas mówiąc nie zastanawia się: temu kocie czy temu kotu. Sama to sobie uświadomiłam dopiero po rozmowie z obcokrajowcami. Oni każdego słówka muszą się kilkanaście razy – odmiana przez polskie przypadki w liczbie pojedynczej i mnogiej. Przy tym nauka większości języków wydaje się być banalna. Ciekawostka: w takiej Chorwacji też mają odmianę przez przypadki – gramatycznie jest to język bliski polskiemu.

No dobrze, wygląda na to, że przeciętny czterolatek tylko dzięki byciu otoczonym przez język i rozmowy z innymi, potrafił się sprawnie komunikować. W tym czasie nie napisał ani słowa w danym języku i nie wie nawet, czym jest gramatyka. Oczywiście, dziecko popełnia błędy. Może trochę sepleni. Może czasem coś źle odmieni, ale tu znów spójrzmy na praktykę:

Maja: Mamo, króliczek pisnął!

Ja: Nie, Maju. Pisnął to niepoprawna forma. Mówi się: „zapiszczał”.

Maja: Dobrze. Od dziś będę mówiła „zapiszczał”.

Tja…W rzeczywistości moja odpowiedź brzmiała: „Ojej, króliczek zapiszczał! Dlaczego?”.

Niezbędne elementy do nauki języka

Właściwie w tym wpisie zdradziłam wam już wszystko, czego potrzebujecie. Nie martwcie się jednak – już szykuję drugą część, typowo praktyczną. Podsumowując możemy założyć, że:

  • (prawie) każdy może się nauczyć języka obcego
  • system szkolny skupia się na technice zapominając o praktyce
  • nauka języka to proces ciągły i długotrwały
  • do sprawnej komunikacji niezbędne jest słuchania i mówienie

Jeśli się ze mną zgadzacie, dajcie lajka na FB  – w ten sposób docenicie moją pracę.

Jeśli się nie zgadzacie – śmiało komentujcie! Lubię dyskutować, a macie możliwość nauczyć czegoś „tę przemądrzałą blogerkę”.

 


Sara

Na co dzień szczęśliwa żona i mama Mai i Lei, które są uczestniczkami wielu wydarzeń z tej strony. Zawodowo spełnia się jako account manager i copywriter. Na swoim blogu uchyla wam rąbka tajemnicy swojego prywatnego życia oraz dzieli się tym co powinno was zainteresować.

Otrzymuj powiadomienia o komentarzach w tym poście
Powiadom o
guest
28 komentarzy
najnowszy
najstarszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
28
0
Przejdź do komentarzy i proszę zostaw swój.x