Pierwsze spotkanie z Rijeką. Nasze wakacje w Chorwacji.

O piątej nad ranem zatrzymujemy się na stacji benzynowej w Austrii. Nawigacja kieruje nas do Graz, a przed nami nieśmiało witają nas Alpy. Jest pięknie, ale nie mam siły podziwiać widoków. Męczy mnie kac podróżniczy. Nie piłam alkoholu, ale stres i zmęczenie zrobiły swoje. Jeszcze młoda, jak nigdy, zwymiotowała nam w samochodzie. I to ledwo co opuściliśmy Piotrków! Krótko mówiąc była to podróż męcząca i u jej kresu wszyscy mieliśmy nerwy naciągnięte do granic możliwości.
Na koniec nawigacja zafundowała nam przewrót żołądka, kierując nas na miejsce wąskimi i bardzo stromymi uliczkami. Jeśli ja mam jeździć tędy codziennie…
Upoceni witamy się z właścicielami i poznajemy bliżej nasze apartamenty. Jeszcze tylko wnieść walizki do pokoju i można wziąć upragniony prysznic.
Odświeżeni i w odrobinę lepszych nastrojach dowiadujemy się, że jest lepsza droga, o znacznie łagodniejszym nachyleniu. Tuż obok jest też przystanek i busem możemy dojechać do samego centrum. Postanawiamy więc zabrać w plecaki ręczniki, zakładamy kostiumy i ruszamy na małe rozpoznanie terenu.
Czym podróżować po Rijece?
Nie polecam rowerów. Najpierw musisz je dowieźć ze sobą. Potem wykazać się niezłą kondycją, by dać sobie radę z tutejszymi pagórkami. I na koniec: brak ścieżek rowerowych. Kierowcy jeżdżą w cały świat, znacznie swobodniej niż w Polsce. A pojadę sobie pod prąd, co tam – widziałam na własne oczy!
Samochód jest dość praktyczny, ale ciężko o miejsca parkingowe. Nieźle sprawdza się komunikacja miejska. Bilety droższe niż u nas. Jeden bilet jest ważny godzinę i kosztuje 10 kun. Jeśli planujemy spędzić cały dzień w mieście, najlepiej wyjdziemy kupując wcześniej bilet w kiosku (15 kun), bo jest to jednocześnie bilet powrotny. Oszczędzamy 5 kun. Do 5 km świetnie sprawdzą się taksówki. Kosztują tyle co autobus, a dowiozą nas, gdzie chcemy.
Nasz pierwszy dzień w Rijece, to długi i jednak męczący spacer, obiad w centrum: pizza na specjalnie życzenie młodej i trochę nerwów. Dopiero następnego dnia, gdy odpoczęliśmy na plaży i schłodziliśmy się w morzu, humory wróciły w pełni.
Ps. Nie miałam ochoty siadać do komputera, ale na specjalne życzenie mojego Taty zrobiłam ten wpis. Na blogu pojawi się jeszcze dużo, dużo wpisów i zdjęć. W końcu mamy całe dwa tygodnie na wypoczynek! Nie obiecuję jednak, że nowe pojawi się szybko. Po prostu: do następnego!