W czasie deszczu…Na pewno nie nudzimy się w Hotelu Żywieckim!
Potrzebny nam był wyjazd i to bardzo. Takie złapanie oddechu na ostatniej prostej wypełnionej obowiązkami i pracą. W oczekiwaniu na metę w postaci chorwackiej plaży potrzebowaliśmy chwili odpoczynku. Morze? Mazury? Oklepane Zakopane (mam uraz od ostatniego wyjazdu, gdy próbowana nas okraść)? A może tak spakować walizki i udać się na wolny weekend tam, gdzie nas jeszcze nie było: w Beskidy!
Tyle planów i atrakcji
Wiedziałam już, że zatrzymamy się w położonym niedaleko Żywca nowo otwartym Hotelu Żywieckim. Część mnie, która nie potrafi wyobrazić sobie życia bez organizera, już od dwóch tygodni planowała co będziemy robić w Beskidach. Mieliśmy zobaczyć Żywiec! Chciałam udać się do trójstyku łączącego granicę Polski, Czech i Słowacji. Marzyłam o pójściu na szlak. Pożyczyłam mapę od przyjaciół i szukałam krótkiej i przyjaznej dla KoCórki trasy. Czytałam też o tym, jak zorganizować pierwszą wyprawę w góry z dzieckiem. Zapobiegawczo wzięliśmy nawet chustę i co? I nic, bo cały tydzień wraz z naszym weekendem było zimno i deszczowo. Może gdybyśmy mieli więcej doświadczania w górskich wędrówkach…Tego jednak nam zabrakło, a ja zaczęłam pytać koleżanki mieszkające w okolic, co też można robić w okolicach Żywca, gdy pogoda nie sprzyja. Zostałam zasypana wieloma praktycznymi wskazówkami, ale w końcu z żadnej nie skorzystałam, bo…
Szampan na powitanie
Od razu po wejściu zostaliśmy przywitani pysznym szampanem (spokojnie, KoCórka otrzymała napój bezalkoholowy). Strudzona korkami w Żywcu z ulgą przyjęłam kieliszek, pozachwycałam się chwilę recepcją (w tym miejscu architekt nie płakał jak projektował) i udaliśmy się do naszego pokoju odpocząć.
Tu muszę zwrócić uwagę na niesamowitą konsekwencję z jaką zaprojektowano cały obiekt. Bardzo podobają mi się nawiązania do natury: dużo drewna, kamień i okna otwarte na okoliczną przyrodę. Tak sobie myślę, że to właśnie ta cisza i spokój połączona z na prawdę fajnym hotelem, całkowicie uwiodły naszą rodzinę. Nawet mój Tato zapytał: „ale ty mówisz, że jest fajnie, bo musisz czy na prawdę jest tak fajnie”. I wiecie co? Na prawdę jest tak fajnie!
KoCórka poskakała chwilę po naszym bardzo wygodnym łóżku (sama otrzymała osobne łóżeczko), obejrzeliśmy jeszcze sobie łazienkę i ruszyliśmy na zwiedzanie obiektu.
Chmurzy się i co tu robić w tych górach?
Kto ma lub miał dziecko w wieku przedszkolnym ten dobrze wie, że taki maluch nie zadowoli się leżeniem z książką na łóżku. Nie, ono musi się wyszaleć i wybiegać. Pełna czarnych myśli, że już na szlak na pewno nie pójdziemy i zanudzimy się z KoCórką w pokoju, ruszyliśmy na poszukiwania atrakcji. A tu niespodzianka! Bo w Hotelu Żywieckim przygotowano specjalną salę zabaw dla dzieci – młoda była zachwycona! To przygotowywała dla nas kawę i karmiła plastikowym kurczakiem. To znów opiekowała się małym bobaskiem i wywoła u mnie atak serca pytaniem: „Mamo, a kiedy my będziemy mieli dzidziusia?”. O tym, jak nasza pierworodna bawiła się w Beskidach opowiem następnym razem. Z bawialni dla dzieci chyba najwięcej wyniosłam ja sama – gdy KoCórka zacieśniała więzi z ojcem, ja mogłam odpisać na maile i porobić zdjęcia. Także jeśli myślicie o urlopie a męczą was deadline’y – Hotel Żywiecki będzie świetnym rozwiązaniem. I dziecko się pobawi, i wy popracujecie.
O jakie to było dobre!
Zmęczeni podróżą w końcu trafiliśmy do „Delicji”, hotelowej restauracji, gdzie natychmiast się nami troskliwie zajęło. Była kawa, były pyszne potrawy i atrakcje dla młodej. Jestem jednak litościwą blogerką i nie narobię wam teraz smaka opisami i zdjęciami tych wszystkich pyszności, których próbowaliśmy. Ten dzień z tym konkretnym wpisem przyjdzie, kiedy się go kompletnie nie spodziewacie! Bądźcie czujni!
WSPAniale!
Skoro nie wyszły nam wycieczki na zewnątrz, to korzystaliśmy z tego, co ofiarował nam hotel. Godzinami pluskaliśmy się w basenie i leżakowaliśmy w saunie – tu prym wodził Muffin Man, KoCórka zaś najchętniej podstawiała nogi pod dyszę z hydromasażem i z fascynacją patrzyła na zmieniające się światełka. Dokładnie obejrzeliśmy też strefę SPA i nawet skorzystaliśmy z kilku zabiegów (złamaliśmy przy tym damsko-męskie stereotypy), ale o tym też jeszcze napisze – bądźcie czujni! Nie każdy widział Muffin Man’a w wannie i nie wiem czy jesteście gotowe na takie widoki.
Powiem wam szczerze, że mimo deszczu i „przymusowego” siedzenia w hotelu, mój czas był skrzętnie zapełniony. Pomiędzy leżeniem w łóżku, pysznym jedzeniem i relaksowaniem się w strefie SPA ledwo znalazłam chwilę na napisanie posta. A tu jeszcze trzeba było szaleć z córą w sali zabaw i zjadać „ugotowane” przez nią potrawy! Najważniejsze jednak, że tu, w Beskidach wypoczęły nasze umysły i mogliśmy wrócić do domu gotowi na nowe wyzwanie i aktywne tygodnie przed nami.
Jak wyobrażacie sobie swój idealny weekend! Piszcie!
Zajrzyjcie na FB Hotelu, po więcej zdjęć.