Happy Wednesday! #11

Dni mijają mi w zaskakująco szybkim tempem i ani się obejrzałam, a minęły trzy tygodnie od ostatniego Happy Wednesday! Nie znaczy to, że środa nagle stała się najbardziej lubianym dniem w tygodniu. Po prostu znalezienie czasu na napisanie nawet tak krótkiego i przyjemnego wpisu, jakim jest Happy Wednesday stało się bardzo trudne. Kończę już marudzenie i przejdźmy do bardziej przyjemnych spraw.
Mieliśmy przez chwilę zimę. Nasypało dużo śniegu, pojeździliśmy na sankach i ulepiliśmy bałwana i stoczyliśmy bitwę na śnieżki. Trwało to zaledwie dwa dni i zaczęło się przedwiośnie.
KoCórka zaczęła chodzić na tańce. Ma piękny różowy strój i baletki. Nie możemy przestać się nią zachwycać.
Odwiedziliśmy moich rodziców i zajadaliśmy się najlepszymi na świecie, domowymi placuszkami z jabłkami. Często robię panczakesy, ale takich dobrych jak moja mama ani ja, ani nikt inny nie robi.
Czasem w niedziele nie chce nam się gotować i wybieramy się z resztą rodziny do Złotego Młyna w Polichnie i zajadamy się w rewelacyjną pomidorową.
Razem z Make-up&Dance Studio oraz Zapach Natury bawiłam się w modelkę. Szczegółowa relacja już wkrótce na blogu.
KoCórka po raz pierwszy wybrała się do kina z Tatą na Baranka Shauna. Potem nawet lody były!