Najstarsze miasto w Polsce śmierdzi

Wracaliśmy z Poznania. W połowie drogi zgodnie uznaliśmy, że wypadałoby coś zjeść. Przez chwilę zastanawialiśmy się: Kalisz czy Sieradz, Sieradz czy Kalisz. Wybraliśmy miasto, które w drodze do stolicy Wielkopolski reklamowało się wielkim bannerem: Najstarsze miasto w Polsce. I tak zatrzymaliśmy się w Kaliszu.
Pierwsze wrażenie: lepiej nie wyciągać lustrzanki. Obdrapane kamienice, z bram wyłaniają się podejrzani osobnicy. Śmierdzi. Wilgocią, moczem i alkoholem. Spoglądamy po sobie zdezorientowani i powoli docieramy do Ratusza.
Mówili nam: Kalisz to piękne miasto. Bez urazy, drodzy Kaliszanie, ale nam się nie spodobało. Może gdyby wyjrzało słońce i swoimi promieniami oświetliło kamieniczki, to może, ale tylko może, inaczej spojrzelibyśmy na to miasto. A tak, to zapamiętaliśmy je jako szare, brzydkie i nieciekawe. Restauracje tez nieciekawe. Szukaliśmy jakieś miłej knajpki z daniem dnia. Może się mylę ale wydaje mi się, że jeśli restauracja oferuje danie dnia, to jest większe prawdopodobieństwo, że posiłek będzie świeży i smaczny. Gdy idę przez piotrkowski rynek, to w każdym lokalu codziennie koło 11 wypisują kredą na tablicach, co dobrego mają dzisiaj. W Kaliszu mi tego brakowało. A i tak mieliśmy ochotę na domowy obiad. Pizze, tortille i kebaby już nam się przejadły.
W końcu w jakieś uliczce znaleźliśmy to, czego szukaliśmy: czystą knajpkę z 3 daniami dnia do wyboru. W środku dużo ludzi, więc raczej gotują na bieżąco. Dopiero jak zamówiliśmy ( rosół, kluski śląskie z sosem i kompot ) obiad, zauważyłam, że w restauracji wszyscy goście są po 60 a w telewizorze leci Familiada. Na ścianie z kolei wisiało zaproszenie na co czwartkowe dancingi. My ze swoim 20 + wyglądaliśmy co najmniej dziwnie. Za to nakarmili nas dobrze i tak jak chcieliśmy – domowo, jak u babci ( mój dziadek w każdy weekend ogląda Familiadę, więc nawet atmosfera się zgadzała ).
Wróciliśmy na rynek na deser. Do kawiarni nie mogę się przyczepić. Kilka fajnych miejsc do wyboru ( z jednej zrezygnowaliśmy, bo nie mogłam patrzeć jak matka przy stoliku obok dmucha dymem tytoniowym w twarz swojej córki ). Jeszcze tylko latte dla mnie, espresso dla męża i obowiązkowa szarlotka ( pyszna! Nie najlepsza jaką w życiu jadłam ale spokojnie mieście się w top 5) i mogliśmy wracać do domu.
Następnym razem postój raczej wypadnie w Sieradzu…