Ostatnia pierwsza miłość

Przychodzi taki moment, że zwyczajnie nie mam siły. W tym moim prywatnym diabelskim młynie każdy wagonik jest szczelnie wypełniony. A tu jeszcze wracam do domu i rozpoczyna się litania na dwa głosy: młodsza marudzi z bliżej nieokreślonych przyczyn. Mogę to sobie tłumaczyć wychodzącymi zębami, ale te zęby idą jej od czwartego miesiąca i wyjść nie mogą. Starsza weszła w etap fochów i buczenia o wszystko. Chwilami mam ochotę wyjść z domu i nigdy nie wrócić. Ale gdy tak przez krótką chwilę wpatruję się w przestrzeń, głucha na wycie moich dziewczyn, jest jedna myśl, która sprawia, że podnoszę Leosię i ją przytulam, pocieszam Maję i zaczynam czytać jej przyniesioną książeczkę.
Pamiętacie jak czułyście się, gdy się zakochałyście? Te motylki w brzuchu, gdy mieliście się spotkać? Godziny spędzone na rozmowach przez telefon, gdy już dawno powinno się spać, a rano i tak miałyście pełno energii? Świeżo upieczona matka jest zakochana w swoim dziecku. Potrafi godzinami patrzeć na miniaturowe paznokietki. Głaszcze delikatną główkę i zachwyca się najpiękniejszymi stópkami na świecie, zamiast odsypiać poporodowe zmęczenie. Podekscytowana oczekuje nowych umiejętności i z pierwszego uśmiechu, obrotu czy wyplutej marchewki cieszy się tak, jak z pierwszej udanej randki. I tak jak po spotkaniu z ukochanym musi przegadać wszystko i przeanalizować z przyjaciółkami, tak teraz obdzwania babcie, ciocie a na koniec dzieli się informacjami w Internecie.
Pamiętam, jak nie mogłam się doczekać aż Maja powie pierwsze słowo, spróbuje nowych smaków, zacznie chodzić. Pamiętam, jak miałam dosyć ciągłego noszenia, bo już byłam zmęczona i nie miałam siły. Teraz nadal padam z nóg, zwłaszcza gdy wytrącona ze swojego rytmu Leosia nie śpi od siódmej rano do dwunastej, ale wiem jak sobie z tym radzić.
Przypominam sobie, że to tylko chwila. Już zaraz, zdecydowanie za szybko, również Leosia wyrośnie, ruszy do przedszkola, a potem dalej w świat i samodzielną dorosłość. Chcę więc celebrować te momenty i trzymać ją w ramionach najdłużej jak mogę. W końcu to tylko chwilka! Chcę jak najdłużej być „zakochana”. Zwłaszcza, że może już nie zaznam tego uczucia. Życie toczy się różnie i razem z mężem chętnie byśmy przytulili jeszcze trzecie dziecko, ale pewne rzeczy nie zależą od nas. Zostawiam więc ubrania do poskładania i tulę to moje maleństwo, bo może więcej nie będę mogła tego zrobić.
Patrzę też na Maję, która jest już tak duża i rozumna. Moja panienka, która sama robi sobie kanapki w kuchni i przygotowuje płatki z mlekiem. Czasem bardzo się na nią złoszczę, niesłusznie, ale to już wina moich problemów, które muszę sobie przepracować w głowie. A przecież wciąż jest małą dziewczynką, która za szybko rośnie i zaraz wyfrunie z domu. Chcę by jak najdłużej tuliła się do mnie wieczorami i opowiadała mi o swoich myślach; tych dobrych i tych złych. Chcę chodzić z nią na spacery i czytać książki. Chcę urządzać wieczory filmowe z popcornem i gorącą czekoladą, bo niedługo „wymieni” mnie na koleżanki. Pozwalam jej na robienie mi makijażu i mam nadzieję, że w przyszłości będziemy malować sobie paznokcie plotkując jednocześnie o chłopakach.
Gdy znów braknie mi cierpliwości i będę balansowała na granicy złości, chce sobie przypomnieć o mojej pierwszej, gorącej i żywej miłości.