Jak łączę macierzyństwo z byciem sobą – Pani Fanaberia

Published by Sara on

Zapraszam na nowy wpis, kolejną odsłonę cyklu. Tym razem autorką jest Pani Fanaberia więc lećcie szybko poznać jej bloga i dajcie soczystego lajka na Fejsbuku!

 

Gdy zgłosiłam się do tego gościnnego wpisu myślałam, że taki temat to nic trudnego. Ot, rozpiszę się o tym jakie mam sposoby na bycie tą osławioną w legendach sobą… jednak im więcej o tym myślałam, tym mocniej zastanawiałam się co właściwie to cholerne bycie sobą oznacza, że wszyscy o tym piszą i prawie każdy ma na to swoje sposoby…

Dla mnie bycie sobą na każdym etapie życia oznacza coś innego. Będąc sobą w wieku 18 czy 23 lat to coś zupełnie innego niż bycie sobą w okolicach mitycznej 30-ki. Zmieniło się wiele. Jak chociażby moja sytuacja towarzyska, zawodowa czy wreszcie dzieciowa. W tej ostatniej zmiany są tak duże, że moim zdaniem nie ma szans na bycie sobą z okresu przeddzieciowego.

Tamta ja i obecna, mimo podobnych upodobań to dwie różne osoby. Teraz bycie sobą jest równoznaczne z byciem mamą, ale również z byciem tymi wszystkimi rolami w jakich występuję na co dzień czyli żona, pracownik, uczeń i pewnie jeszcze kilka innych.

Jak więc łączę macierzyństwo z byciem sobą?
To proste. Nie łącze. Bycie sobą to dla mnie bycie m.in. mamą

A jak powszechnie wiadomo szczęśliwa mama to szczęśliwe dziecko, sfrustrowana mama to… no wiecie – nic dobrego.
Bycie sobą w tym kontekście to dla mnie
znajdowanie równowagi pomiędzy wszystkimi rolami jakie pełnimy w życiu.

Po całym dniu w pracy na 2-3 godziny skupiam się na byciu mamą. Wtedy jest czas na zabawę w chowanego, malowanie, czytanie książeczek, łaskotki, zapasy, a w porywie lenistwa oglądanie bajek.
Jeśli skłaniam się w stronę łatwiejszego rozwiązania czyli w wieczorne rytuały włączam wieczorynkę to w międzyczasie mam czas na ogarnięcie innych kwestii np. blogerskich (przegląd tekstów, fanpage’y) czy babskich (szybki maniciure, zmycie makijażu po całym dniu, nałożenie, peelingu, maseczki). Czasem wieczór w domu zamieniam na wyjście na miasto, aby w spokoju móc poplotkować czy najzwyczajniej w świecie poszaleć na karaoke czy innych tańcach.
W weekendy praca zostaje na służbowym laptopie. Poza matkowaniem (w skład którego wchodzi np. wspólne gotowanie czy sprzątanie – tak, tak, można to przerobić na zabawę, z zastrzeżeniem, że wszystko trwa milion lat świetlnych) znajduję wtedy czas na naukę np. przez udział w różnego rodzaju warsztatach (3h w niedzielę ale bywa i tak, że szkolenie zajmuje cały weekend) czy czytanie książek. Jest wtedy też czas na lenistwo (kiedy Zo pada na drzemkę padam i ja) oraz na pielęgnowanie związku z M. (na drzemki zazwyczaj padamy razem a wieczorem organizujemy sobie seanse filmowe, a czasem, jeśli dziadkowie są w formie, wspólne wyjścia na miasto).

Zapewne nie jest to nic odkrywczego, gdyż większość kobiet w swoim życiu rodzinnym lawiruje w podobnej ramowej rzeczywistości. Jednakże cieszę się, że Sara z Muffin Case zaproponowała ten temat. Bez tego pewnie jeszcze długi czas zastanawiałabym się jak połączyć bycie mamą z byciem sobą, a po tej dawce rozmyślania i analizowania, wiem, że nie ma rozdzielności w tym obszarze, bo bycie mamą to część bycia sobą


Sara

Na co dzień szczęśliwa żona i mama Mai i Lei, które są uczestniczkami wielu wydarzeń z tej strony. Zawodowo spełnia się jako account manager i copywriter. Na swoim blogu uchyla wam rąbka tajemnicy swojego prywatnego życia oraz dzieli się tym co powinno was zainteresować.

Otrzymuj powiadomienia o komentarzach w tym poście
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
0
Przejdź do komentarzy i proszę zostaw swój.x