Moja córka jest lepsza niż twoja!

Published by Sara on

Nie jest dziś łatwo być mamą dziewczynki. Przypuszczam, że mamy chłopców też mają na co narzekać, ale że taką nie jestem, to nie będę się wypowiadać na temat, którego nie znam. Za to jako rodzicielka dziewczynek i to od blisko sześciu lat, obserwuję, jak my matki same nakręcamy i poddajemy się różnym społecznym oczekiwaniom dotyczącym naszej płci.

Gdy zostałam mamą po raz pierwszy dużo mówiło się o gender. Taka moda wtedy nastała razem z głośnym rodzicielstwem bliskości. Swoją drogą ciekawe jak za kilka lat ocenię wychowawcze mody, które towarzyszyły pojawieniu się Leosi: między inny wojna o szczepienia i coraz bardziej powszechne foteliki RWF (to akurat zaliczam na plus). Początkowe założenie ideologii gender było słuszne: nie ograniczajmy dziewczynkom wyboru. Chce się pobawić autkiem – bardzo proszę. Niekoniecznie przepada za różowymi ubrankami? To świetnie, niech nosi niebieskie lub brązowe. Dla malutkiej Majeczki często kupowałam ubranka na stoiskach z rzeczami dla chłopców. Raczej obdarowywałam ją klockami niż lalkami. Mnie samej jako małej dziewczynce było znacznie łatwiej kolegować się z chłopcami. Nie dla mnie spódniczki i rajstopki! Moja mama ze zgrozą patrzyła na już podartą, a dopiero co włożoną kolejną parę. Ja wolałam ciekać z kolegami z naprzeciwka i grać w piłkę.

Tymczasem Maja podrosła i okazało się, że ona to jednak by chciała te spódniczki i te rajstopki. Do tego najlepiej różowe, a do zabawy lalki. Co tu zrobić? Na siłę wmuszać w nią szare rzeczy? Czy jeśli kupię jej Barbie w prezencie, to w przyszłości nie znajdzie pracy, bo posadę zajęła jej koleżanka, która tej lalki nie miała? Patrzyłam na moje dziecko i wyraźnie widziałam, że mimo miłości do wszystkiego co słodkie i różowe wciąż była inteligentną i ciekawą świata istotą. I w tym momencie zderzyłam się ze ścianą, którą sama z mozołem i trudem zbudowałam w swojej głowie.

Kiedyś chłopcom będzie z tobą dobrze

Tak się złożyło, że mieszkałam w okolicy, w której było więcej chłopców i w takim towarzystwie spędziłam swoje wczesne dzieciństwo. Potem poszłam do szkoły i proporcje płci się wyrównały, a ja znalazłam sobie koleżanki. I niestety wtedy zaczęło się dojrzewanie. Dość wcześnie urósł mi biust, i to urósł spory. Bywa. Nie miałam na to za dużo wpływu. Wyobraźcie więc sobie taką jedenastoletnią, może dwunastoletnią dziewczynkę, która może i zaczyna wyglądać jak kobieta, ale emocjonalnie na pewno nią nie jest. Wiadomo, że nastoletni chłopcy niekoniecznie potrafią się taktownie zachować, ale komentarze z ich strony są do przeżycia. Gorzej, gdy dorosły mężczyzna pozwala sobie niejednokrotnie na dwuznaczne uwagi. Teksty w stylu: „Ale masz biuścik. Kiedyś chłopcom będzie z tobą dobrze.” To nie jest dobre. To jest nawet bardzo złe i ma ogromny wpływ na dalszy rozwój emocjonalny. Bo czujesz, że coś jest nie tak, ale nie wiesz co. Nie podobają ci się takie komentarze, ale masz dopiero te naście lat – jedynie pod skórą czujesz, że tak nie powinno być. A w tym wszystkim przewija się myśl: jedynym twoim celem jest dawanie przyjemności mężczyźnie. I już czujesz się źle, gdy słyszysz jeden komentarz, który wywraca całą twoją samoocenę do góry nogami. „Bo ty się tak obnosisz tym biustem” – i to wypowiedziane ustami dorosłej kobiety. Wmówiłam więc sobie, że to wszystko moja wina, bo przecież „obnoszę się”.

Tak naprawdę mogłabym na temat tych przeżyć jeszcze pisać i pisać, ale nie chcę – bo celem tego wpisu nie ma być moje użalanie się. Pewne rzeczy w głowie przepracowałam i zrobiłam porządki w umyśle. Śmiem twierdzić, że nawet jestem dość szczęśliwa chociaż często zmęczona. Długo zastanawiałam się, czy zostawić ten fragment, a nawet konsultowałam to z mężem. Z jednej strony nie chcę żebyście patrzyły na mnie jak na ofiarę, ale z drugiej uważam, że ta historia jest niezbędna do zrozumienia reszty tekstu – a może nawet zwróci on uwagę na problem seksizmu w naszym społeczeństwie, o czym się praktycznie nie mówi. Wracając jednak do moich nastoletnich lat: polubiłam obszerne bluzy i garbienie się, nie umiałam przyjąć komplementu. Moje koleżanki miały pierwszych chłopaków, a ja zmagałam się z uczuciem, że jestem nic nie warta. Wmówiłam sobie, że kobiecość jest zła. Że nie możesz być jednocześnie ładna i mądra. Albo czytasz książki, albo chodzisz do kosmetyczki i zmieniasz chłopaków jak rękawiczki. Pokręcone myślenie, wiem, ale tak sobie wszystko ułożyłam. Co gorsza, nie zdawałam sobie z tego sprawy – oficjalnie było zawsze wszystko ok.

Córeczko, ja cię tu ukształtuję

Z tego, że otoczyłam się grubym murem przeszłości i stereotypów, zdałam sobie sprawę, gdy Maja miała jakieś trzy latka i zaczął się w jej życiu etap księżniczki. Próbowałam z tym walczyć. Tłumaczyłam sobie: przecież kształtuję jej gusta – nie mogę jej otaczać tandetą. Nie widziałam wtedy, że próbuję jej sprzedać własną wizję świata. Nie dawałam wyboru: bluzka z postacią z bajki czy ubranie z estetyczną, moim zdaniem, grafiką. Narzucałam. Myślałam, że jeśli będę jej mówić, że te zabawki są brzydkie, weź się pobaw tymi drewnianymi, to wykształcę w niej dobre nawyki. Prędzej nauczyłabym ją tego, że mamusia nie lubi niektórych zabawek i będzie nieszczęśliwa, jak ona się będzie nimi bawiła…

Gdy to sobie uświadomiłam, a przyszło to razem ze świadomością, że takimi poglądami bezczelnie sobie podbijam samoocenę, byłam zszokowana. Skoro uważałam, że jestem do niczego, to chociaż pokażę sobie i innym, że mam lepszy gust. To działało na tej samej zasadzie, według której niektórzy buldoczą się jak to można czytać „50 twarzy Greya” – Tołstoja powinno się czytać, ot co! Osobiście Greya nie znoszę, nie leży mi i uważam, że powiela szkodliwe wzorce, ale umówmy się: rozrywka ma być rozrywką. Jeden relaksuje się przy wspomnianym Tołstoju, drugi idzie na zabawę przy disco-polo i nie znaczy to, że ten drugi jest gorszą osobą niż ten pierwszy.

Z lekką irytacją czasem zauważam matki, które kiedyś zachowywały się podobnie jak ja. Chwalą się, że ich córki to nie przepadają za Barbie. Że one to lubią dinozaury i marzą by w przyszłości zostać mechanikiem. I wiecie co – nie ma w tym kompletnie nic złego – naprawdę! Co mi się nie podoba, to bijąca z postawy tych matek pogarda do tych, które pozwalają swoim dzieciom na zabawę chociażby lalkami Barbie. I mam przeczucie, że idą za tym własne niespełnione ambicje – bo może ta mama chciała iść na studia, a jednak życie potoczyło się inaczej i finalnie skończyła na kasie w markecie? Do tego dochodzi pogarda do własnej płci.  Niby to przykryte feminizmem, bo gender ale czy naprawdę właśnie tak on ma się przejawiać?

Może ty też wolisz kupować swojej córce zamiast plastikowej maszkary, mądre i ekologiczne zabawki. I dobrze, bo nie chodzi mi tu o to, żeby puścić młodociane całkowicie luzem. Zastanów się jednak, czy gdyby twoja córka marzyła np. o różowej sukience lub lalce z postacią z bajki, ciągle o tym mówiła i prosiła – uległabyś? Czy zaczęła tłumaczyć, że te rzeczy to bezguście i tandeta? Sama raczej obserwuję tę drugą postawę…A może ta lalka byłaby spełnionym marzeniem, o którym później nasze dziecko opowiadałoby swoim dzieciom? Może poczuje, że rodzic słucha tego, co do niego mówi? Może poczuje dzięki temu akceptację w grupie? A może stwierdzi, że jednak woli co innego lub po prostu wyrośnie z pewnych rzeczy – i ta ostatnia opcja wydaje mi się najbardziej prawdopodobna, bo dzieci bardzo szybko rosną i u nas już minął etap Elsy, a zaczynają się inne zainteresowania. Ośmielę się stwierdzić, że pojawi się też etap buntu i inspiracje różnymi subkulturami – i wtedy, gdy moja nastoletnia córka będzie chodziła tylko w czarnych ciuchach, pewnie zatęsknię za tęczą, jednorożcami i brokatem.

Zresztą mówcie, co chcecie ale My Little Pony, to ja akurat uwielbiam. Nie pogardziłabym na przykład piżamką-pajacem, z którąś postacią. Kucyki są super i pod płaszczykiem sprzedaży zabawek (w sumie po to cały serial powstał), zapewniają nam sporą dawkę humoru i ciekawych społecznych obserwacji.

Troszkę się napracowałam przy tym wpisie – będzie mi bardzo miło, jeśli w drobny sposób docenisz mnie i zostawisz like na Facebooku: Muffin Case na FB

Zapraszam cię też na nasz Instagram, o tu – śmiało, rozgość się: Muffin Case na Insta


Sara

Na co dzień szczęśliwa żona i mama Mai i Lei, które są uczestniczkami wielu wydarzeń z tej strony. Zawodowo spełnia się jako account manager i copywriter. Na swoim blogu uchyla wam rąbka tajemnicy swojego prywatnego życia oraz dzieli się tym co powinno was zainteresować.

Otrzymuj powiadomienia o komentarzach w tym poście
Powiadom o
guest
11 komentarzy
najnowszy
najstarszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
11
0
Przejdź do komentarzy i proszę zostaw swój.x